Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Zrozum nastolatka

Chęć samobójstwa - jak porozmawiać z rodzicami?

Rozpoczęte przez ~werbena, 10 mar 2015
  • avatar ~werbena ~werbena
    ~werbena
    Napisane 10 marca 2015 - 21:56
    Witam wszystkich, postanowiłam napisać na tym forum aby odpowiedzieli mi dorośli ludzie, którzy mają dzieci nastolatków.
    Jestem osiemnastolatką, mam chroniczną chęć samobójstwa od prawie 5 lat. Miałam przebłyski, że było lepiej, jednak wraz z czasem to się pogarsza. Coraz mniejszą motywacją do powstrzymania są zobowiązania socjalne (rodzina, chłopak). Nie chce mówić rodzicom tego, bo wiem, że to byłby dla nich ogromny cios - tym bardziej, że w wyniku różnych problemów ze mną dowiedzieli się, jak miałam 14 lat, że rok wcześniej chciałam popełnić samobójstwo i organizm nie przyjął tabletek (zwymiotowałam wtedy), przyjęli to strasznie - pomijając ich łzy, stres, zaczęła się nagminna inwigilacja mnie trwająca około rok, nieufność, z każdej strony ograniczenia.
    Nie daję sobie rady w szkole (wybrałam dosyć niską w rankingu <czterdziestą w Warszawie>, gdzie na moje roczniki zaczęło się ''podbijanie do góry'' i wyścig szczurów), rodzice mają do mnie nadmierne ambicje, bo podobno jestem inteligentna. Są zapatrzeni w cyferki i nie potrafią zaakceptować, że w tej szkole jest normalna średnia 2,0-2,6, a oceny to nie jest coś co jest sprawiedliwym i miarodajnym wyznacznikiem zdolności człowieka. Nawet jeśli nie mówią tego głośno to widzę, że porównują mnie do starszej, mniej zdolnej siostry, która we wszystkim formalnym (np. szkoła rankingowo, oceny) była lepsza. Gdy mówię im, że nie potrafię się pozbierać, skoncentrować zaczyna się tylko reprymenda i krytyka - 0 wsparcia. Odkąd poszłam do liceum mam koszmarny dojazd (do 3h dziennie), wspomniane wcześniej, chore, wymagania dyrekcji i dodatkowe zajęcia przygotowujące mnie do matury /z własnej woli zaczęłam na nie chodzić rok przed maturą/. Było mi wcześniej źle a odkąd jestem w liceum jest tragicznie. Poddaje się powoli i mam dosyć trybu gdzie śpię średnio po 3 godziny dziennie w tygodniu, ciągłego stresu. Już nigdzie nie wychodzę i słyszę z każdej strony krytykę. Mam ambicje na zdanie na co najmniej 80% rozszerzonej matury z fizyki i matematyki. Rodzice nie dopuszczają tego do siebie, że być może nie pójdę na studia, bo uważam, że mija się to z celem w momencie jak nie mam zainteresowania do zgłębienia.
    Uprzedzając pytania skąd to się wzięło (jeżeli ktoś zechce w ogóle przeczytać ten post):
    Jestem z normalnej rodziny, nie było rozwodów, żadnych nałogów, jeżeli chodzi o pieniądze jest normalnie. Jedynym zboczeniem, które mogłabym wyróżnić to to, że ojciec był z rodziny rozbitej i sam musiał się utrzymywać w wieku 14 lat - przez to się skupia tylko na materialnym bycie rodziny, nie ma poczucia do wspólnego spędzania czasu, psychicznego istnienia rodziny itd. (nic konkretnego, trochę jakbym wychowywała się bez ojca).

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~werbena ~werbena
    ~werbena
    Napisane 10 marca 2015 - 21:57
    Zarodkiem problemów ze mną najprawdopodobniej jest wszystko od gimnazjum - w szkole byłam czasem bita, wyśmiewana i opluwana bo w pierwsze dni stanęłam w obronie czarnoskórego; Wojna poglądowa z mamą - ona wierząca a ja ateistka, która po oświadczeniu niechęci chodzenia do kościoła musiała chodzić co niedziele ''bo jestem opieką i ona decyduje za mnie'' po roku odpóściła, a mnie umocniła w poglądzie, że wiara ogranicza; Nie mam też znajomych (po za chłopakiem, z którym jestem od ponad 4 lat), bo odwrócili się w pewnym momencie - pare osób w grupie zaczęło rozsiewać plotki z zazdrości + rodzice nie potrafili zaakceptować spotkań w tygodniu szkolnym ,,bo nauka'', bądź znajomych starszych ode mnie (nie umiałam i do teraz mam problem dogadać się z ludźmi w moich rocznikach, większość moich znajomych, z którymi chociaż czasem rozmawiam to studenci i ludzie starsi - po prostu są to ludzie którzy mają jakieś zainteresowania, można coś się dowiedzieć i wszystko się nie sprowadza do imprez i markowych produktów). Boli mnie wewnętrznie, że społecznie jestem nikim, nie mam większej wartości niż potencjalny automat na spermę (a mogę śmiało wysunąć takie wnioski po tym ile osób mnie zaczepia na ulicy/albo jakoś poznaję/ i mimo przedniego dialogu kończy go po informacji, że jestem z kimś)
    Do psychologa chodzić nie widzę sensu - spotkania raz na tydzień ciągnące się od ponad roku na których tylko muszę rozmawiać, które są ''analizą wstępną do ewentualnej terapii'' + moja wcześniejsza psycholog rozdmuchała problemy w pokoju nauczycielskim. Jest to o tyle utrudnione również, że rodzice mają podejście iż generuje problemy na siłę i tak naprawdę to czuję się dobrze (po kryjomu nie ma sensu chodzić - jestem pilnowana gdzie jestem i w jakich godzinach)

    Mam dość tego, że traktuje się mnie jako osobę, która ma niewiadomo jakie horyzonty jednocześnie pozbawioną racjonalnego myślenia i instynktu samozachowawczego.
    Chciałabym odetchnąć, mieć wsparcie od rodziców. Przede wszystkim aby pozwolili mi się samej rozwijać, decydować o poglądach. Nie według ich schematów i społecznie uznawanych statystyk oraz dyplomów, które są bramą do niczego.
    Czy to ja mam jakieś chore wymagania ,,młodzieńczym spojrzeniem'' i spojżę na to innaczej za prarę lat?
    Jak porozmawiać z rodzicami aby nie zamieniło się to w krzyk? JEstem osobą która nigdy nie milczy i ubiegam się o to co uważam za sprawiedliwe (stąd problemy w gimnazjum, w liceum przeze mnie zwolniono nauczycielkę z którą od lat uczniowie mieli problemy). Z rodzicami po prostu nie umiem rozmawiać.
    Rodzice - krzywdzą mnie swoją nadopiekuńczością ale wiem, że jestem dla nich ważna i nie chcę ich już więcej krzywdzić słowami. Tym bardziej, że wszystkie problemy spadną na mamę.
    Chłopak - kocham go, nie darowałby jakbym sobie coś zrobiła (obwiniałby się tym), wie że jest kiepsko ze mną ale ukrywam przed nim, że aż tak. Trochę jestem zmęczona jego sytuacją (jego rodzina się rozpadła i w pewnym momencie został sam bez niczego mając 16 lat). Przez długi czas męczyłam się z uzyskiwaniem wsparć socjalnych, angażowaniem niewiadomo kogo i niewiadomo czego aby się utrzymał, bo sam był na tyle złamany, że nie był wstanie. Stąd też wiem co to za uczucie, gdy boisz się, że ktoś się zabije. Nie chcę, aby on też to przeżywał.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Stefan ~Stefan
    ~Stefan
    Napisane 11 października 2017 - 05:45
    Cześć.
    Jestem dorosły... Chyba, gdyż mentalnie też czuję się rozbity i czuję że popełniam wiele błędów w wychowaniu dzieci lat 4 i 6 i sam wybieram się do psychologa a może i psychiatry gdyż widzę że krzywdę swoje dzieci moim wybuchowy i niestabilbym zachowaniem...
    Ale co do twojego wpisu, to mam nadzieję, że nie jest za późno, ale dziwię się że nikt Ci nie odpisał... Prosta rada. I uwierz mi że pomoże. To co napisałaś w tych postach, daj przeczytać rodzicom. Nic tak nie buduje więzi jak zaufanie i wspólne rozwiązanie problemu...
    Pozdrawiam.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry
1
Strona 1 z 1
Strona 1 z 1

Gorące tematy