Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

20 lat razem. To tylko zakręt czy już koniec ?

Rozpoczęte przez ~Waldek1975, 17 maj 2019
  • avatar ~Waldek1975 ~Waldek1975
    ~Waldek1975
    Napisane 17 maja 2019 - 12:58
    Witam Wszystkich bardzo serdecznie. Na forum trafiłem dwa tygodnie temu szukając wszelkich informacji o zdradzie emocjonalnej. To co znalazłem w pełni potwierdziło moje obawy. Od ponad roku moja Żona utrzymuje „relacje” z innymi mężczyznami. Opowiedziała mi o wszystkim sama nie do końca chyba zdając sobie sprawę z tego co się dzieje. W pierwszej chwili byłem zszokowany a równocześnie zainteresowany tym wszystkim tym bardziej że widziałem że opowiadanie o tym daje mojej Żonie dużo szczęścia i radości. Mówiła że cieszy się że nie musi niczego ukrywać i że ma takiego męża który tak dojrzale się zachowuje i daje jej pełną akceptację i poczucie bezpieczeństwa. Relacje które utrzymywała były w zasadzie wirtualne i platoniczne ( znam to tyko z Jej relacji) i pozbawione czystego wątku erotycznego. Piszę „ w zasadzie” bo opowiedziała mi o jednym epizodzie z fetyszem o który poprosiła swojego „znajomego”.
    Może teraz napiszę coś o Nas; Jesteśmy małżeństwem z kilkunastoletnim stażem, znamy się 20 lat, mamy dzieci, ja pracuję niestety dosyć dużo i często kilka dni pozostaję poza domem, moja Żona opiekuje się domem, rodziną oraz zajmuje się twórczością artystyczną ( amatorsko maluje, tworzy kolaże, fotografuje jednym słowem jest duszą artystyczną o bardzo dużej wrażliwości) ).
    To artystyczne zaangażowanie stało się jej pasją, odskocznią od szarówki dnia codziennego i sposobem na radzenie sobie z emocjami ( Moja żona ma zdiagnozowane pewne zaburzenie psychiczne i bierze udział w psychoterapii). Relacje które nawiązała ściśle wiążą się z jej pasją, oraz pomagają jej wrócić do równowagi psychicznej. Próbując Jej pomóc i starając się wpasować w jej oczekiwania postanowiłem zaakceptować wszystko o czym się od Niej dowiedziałem stawiając warunek że ja, nasze małżeństwo oraz rodziną będą na pierwszym miejscu. Przez jakiś czas to się nawet jakoś kręciło. Jednak po kilku tygodniach Ona zauważyła że coraz trudniej znoszę opowiadania i zwyczajnie cierpię coraz bardziej. Zaproponowała mi psychoterapię ( ten pomysł przewijał się wielokrotnie w historii naszego związku). Dało to taki efekt że zacząłem wyraźnie komunikować swoje emocje i zdałem sobie sprawę że to co się dzieje w ostatecznym rozrachunku nie zaprowadzi nas do niczego dobrego. I stało się coś dziwnego, ja zadeklarowałem chęć odejścia i dania Jej zupełnej wolności. Miałem na myśli wyprowadzenie się ale też pełne wsparcie rodziny ( bez formalnego rozwodu). Nie zgodziła się na to powiedziała że bardzo mnie kocha, zależy jej na mnie, dzieciach, małżeństwie że zakończy te relacje tylko potrzebuje czasu. Przestaliśmy o tym rozmawiać jednocześnie Ona skupiła się na byciu dobrą żoną, matką i naprawdę bardzo się starała, a im bardziej się starała tym bardziej ja czułem jak się od siebie oddalamy. Trudno to zwerbalizować ale to bardzo silne i dziwne uczucie kiedy najbliższa osoba stara się i robi wszystko co tylko możliwe żeby było dobrze a dzieje się dokładnie na odwrót, miłość, bliskość, przywiązanie gdzieś ulatuje i pozostaje takie surrealistyczne uczucie niby bliskości ale jednak obcości i zażenowania.
    Kiedy tak szukałem odpowiedzi na piętrzące się przede mną pytania spojrzałem na nasz związek z innej perspektywy, wydaje mi się że wiele nowych aspektów zrozumiałem, że kryzys który nas spotkał nie musi być końcem ale początkiem zupełnie czegoś nowego między nami. Że Ona naprawdę może mnie kochać a ta miłość to już nie to co wcześniej czyli młode niedojrzałe uczucie związane z „posiadaniem „ drugiej osoby na własność za wszelką cenę.
    Zrozumiałem jak ważna jest dla mnie radość i szczęście Żony, i ile mi to daje, że dając jej pełną wolność w związku i akceptując wszystko co się może z tym wiązać nie tylko nie tracę jej ale czuje większą bliskość i prawdziwe szczęście a Żona mówi mi ze zdziwieniem że nie tylko mnie kocha ale też zaczyna czuć przy mnie przysłowiowe „ motyle”…
    I tu dochodzę do sedna mojej pisaniny. Widząc i czując tak pozytywną zmianę i nowe silne emocje między Nami cd.->

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Waldek1975 ~Waldek1975
    ~Waldek1975
    Napisane 17 maja 2019 - 12:59
    -> dopełniłem szczęścia Żony proponując że jeśli chce to może się fizycznie spotkać z jednym ze swoich najbliższych wirtualnych przyjaciół ze wszystkimi możliwymi scenariuszami takiego spotkania. Szczęście i radość jakie się po tym pojawiły trudno opisać, ja też czułem się wspaniale wiedząc że to wszystko to efekt mojej „szalonej „ decyzji.
    Dzisiaj dowiedziałem się że do spotkania dojdzie za około dwa miesiące, serce zabiło mi mocniej…
    Co o tym myślicie? Czy wstąpiliśmy na „drogę do zatracenia” czy budujemy nowy, fajny otwarty związek oparty na zaufaniu, szczerości i prawdziwej miłości?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 18 maja 2019 - 12:06
    Jak to się nazywa...?
    Poliamoria :-) ?

    Jak Tobie to odpowiada, to nie ma sprawy.
    Artyści to jednak ekscentrycy i trzeba to akceptować żyjąc z nimi.

    Gdzie jednak jest niewidzialna granica...?
    Tego nie wiadomo - sam musisz to określić, nikt tu nie pomoże w Twoich dylematach.

    Ja też w pewnym okresie zacząłem sobie racjonalizować gdy mi opowiadała pewne zdarzenia i ekscesy.
    Potem racjonalizowałem sobie nie tylko to co opowiedziane, ale i to, co widzę na własne oczy.
    W następnej kolejności zaczynałem akceptować jej tłumaczenia zdarzeń, które widziałem i nie zgadzały się one z moją wewnętrzną opinią, jednak...
    Nie śmiałem już zaprzeczać ;-))).

    I tak oto zostałem urobiony, by dostrzegać świat nie swoimi własnymi oczami, a oczami drugiej osoby.

    Już przestawałem mieć tzw. 'własne zdanie', aż coś pękło...
    Zrozumiałem, że jestem robiony w 'ch...a'.

    Na pytanie: 'czy mnie kochasz?' zacząłem słyszeć: 'tak, kocham Cię jak wszystkich ludzi' 8-DDD.

    Dziś się z tego śmieję, ale jak czytam Twoje wynurzenia, przypomina mi się moja własna historia - skończyła się rozwodem.

    A to też byłą artystyczna dusza...
    Tak przynajmniej uważała.

    pozdrawiam
    R

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Kate ~Kate
    ~Kate
    Napisane 18 maja 2019 - 18:00
    Myślę, że trzeba po prostu wiedzieć, gdzie są nasze granice i po ich przekroczeniu umieć zareagować odpowiednio.
    I mieć na uwadze, że jedną z opcji jest po prostu rozstanie.
    Gloryfikacja trwania w związku jest chyba przereklamowana ;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Waldek1975 ~Waldek1975
    ~Waldek1975
    Napisane 18 maja 2019 - 19:57
    Dzięki za przeczytanie i odpowiedzi ????
    Faktycznie sztampowo i banalnie to wszystko brzmi, melodramat.
    Ale ja bardzo wierzę w siłę miłości, i mimo że od pewnego momentu życia w związku ma ona nie wiele wspólnego z tym fantastycznym stanem „gastryczno -entomologicznym”???? to wiem że prawdziwa miłość to ciężka codzienna praca nad milionem małych spraw, czasem zdarzy się coś większego, pojawi się zakręt, ale po 20 latach znajomości myślę że wiem o kogo i o co walczyć i nie wolno się zbyt łatwo poddawać, z wielu przyczyn, od najbardziej przyziemnych i praktycznych typu dom, banki, konta, kredyty, wspólne znajomości, codzienność aż po te będące istotą naszego związku czy nawet życia czyli dzieci, rodzina, bliskość, zaufanie.
    Wiem że zakręt jest ostry, tempo ogromne, hamulców prawie brak, i jeszcze z górki ????
    Odejść mogę w każdej chwili, wywrócić życie kilku osobom jest łatwo, gorzej to później naprawić i z tym żyć wyrzucając sobie że poddałem się za szybko, że można było jeszcze powalczyć.
    Granice…
    To samo powiedział jej terapeuta, kiedy dowiedział się o naszym ( moim ) pomyśle, żebyśmy ustalili sobie wyraźne granice i co po ich przekroczeniu robimy, choć nie był zadowolony nie wróży temu „projektowi” sukcesu.
    Trudno ustalać jakieś granice kiedy ta najważniejsza, niewypowiedziana została dawno przekroczona, na czym oprzeć te nowe ?
    Powiedziałem Jej że dla mnie granicą będzie miłość i to wszystko co się w niej zmieści i na ile będzie ona w stanie przykryć ból.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 19 maja 2019 - 07:24
    ~Waldek1975 napisał:

    Granice…
    (..)
    Trudno ustalać jakieś granice kiedy ta najważniejsza, niewypowiedziana została dawno przekroczona, na czym oprzeć te nowe ?
    Powiedziałem Jej że dla mnie granicą będzie miłość i to wszystko co się w niej zmieści i na ile będzie ona w stanie przykryć ból.


    Wiesz...
    O ile to, co sugeruje Twój nick - rocznik 1975 - jest faktem, to jesteś ciut naiwny.

    Dla pocieszenia dodam, że sam taki byłem - patrz moja wypowiedź wyżej.

    Znaliśmy się faktycznie od bodajże 28 lat, gdy doszło do rozwodu, a jakieś dwa lata wcześniej zaczęło się sypać.

    26 lat znajomości, to chyba sporo, by uznać, że wie się z kim ma się do czynienia co? ;-)
    A jednak...

    Moja była żona stała się w kilkanaście miesięcy kimś diametralnie i całkowicie innym, niż osoba sprzed lat.
    To tak, jakby z jej skóry wylazła moja ukochana żonka z lat młodości, a nagle wstąpił jakiś diabeł z dziczy, albo wprost z kosmosu.
    Ktoś, kogo nagle nie znam... całkowicie nie znam.

    Rozumowałem dokładnie jak Ty.
    Te same frazesy wypisywałem w swoim pamiętniku - bo jak się zaczęło sypać to prowadziłem pamiętnik, coby nie zwariować.

    I wiesz co...
    Dziś, po latach, po rozwodzie, po jakim takim stanięciu na nogi po tej rozwałce życiowej.
    Powiem tylko tyle.

    Miłość miłością, a realnie na życie trzeba patrzeć.

    Możesz sobie o miłości gadać, a druga strona, skoro przestanie jej tak naprawdę zależeć na dalszej relacji z Tobą, to... bazując na Twojej NAIWNOŚCI wycycka Cię do ostatka, sponiewiera, zrobi z Ciebie szmatę do podłogi leżącą u drzwi wejściowych, a w dodatku będziesz bankomatem finansującym wszelkie mniej lub bardziej głupie pomysły i za WSZYSTKO będziesz odpowiedzialny - nawet za to, że wczoraj deszcz padał. 8-).

    Po prostu GRANICA za którą kończy się miłość, a zaczyna się pogrywanie i wykorzystywanie drugiej strony, jest bardzo cienka i często niezauważalna.

    Dziś...
    Gdybym zauważył, że moja partnerka coś kręci,
    Spakowałbym walizkę i poszedł w cholerę.

    Naprawdę lepiej być samemu, niż w toksycznym związku.

    To ONA ma czuć niepewność, co dalej, NIE TY!!!

    Zrozumiano...??? 8-).

    Gdy Ty ją zapewniasz zawsze i wciąż o swojej dozgonnej miłości, udowadniasz, że to fakt.
    Podkładasz się i durnia z siebie robisz dając się wykorzystywać,
    Pozwalasz sobą manipulować i się oszukiwać.
    Gdy wreszcie nie reagujesz gdy ona staje się bezczelna i spuszczasz głowę gdy pluje się Tobie w twarz...

    Tracisz kompletnie u niej szacunek, a potem jest już tylko gorzej.

    Stajesz się balastem w decydowaniu - zatem decyzje zapadają bez Twojego udziału, a nawet wiedzy, a konsekwencje spadają na Ciebie jak grom z jasnego nieba.
    Konsekwencje 'nie Twoich' decyzji i działań - te negatywne, bo pozytywne są przed Tobą z reguły ukrywane o ile się tylko da, a śmietanka spijana przez drugą stronę.

    Ty jesteś od brudnej roboty, nie od fruktów... ;-).

    Ja sugeruję Ci wystawić ten związek na próbę.
    Ograniczyć do minimum swoje zaangażowanie, nie nadskakiwać, nie zapewniać o żadnej miłości, spróbować zaprowadzić symetrię w związku.
    Jeżeli Tobie się to uda, poczekać w tym stanie z 12 miesięcy i potem zadecydować co dalej.

    Trudne to, bo wymaga sporych jaj, ale naprawdę będziesz wiedział na czym faktycznie stoisz.

    Teraz jesteś po prostu pacynką w jej ręku i...
    Albo o tym nie wiesz, albo nie chcesz wiedzieć.

    Ona czuje się w Waszym związku pewnie - zbyt pewnie - i nie liczy się z Tobą, bo... nie musi.
    Po prostu.

    Jeżeli próba zmuszenia jej do liczenia się z Tobą i Twoimi potrzebami się powiedzie - ona zacznie się pod coś podporządkowywać i tak wytrwa czas jakiś, coby się przyzwyczaiła do nowej normalności - to można mieć nadzieję, że związek zostanie uratowany.

    Gdy zacznie się rozklejać, histeryzować, awanturować...
    Nie będzie akceptować nowej sytuacji - tej normalnej - i świadomości, że żeby coś uzyskać, trzeba też coś z siebie dać...

    To będzie oznaczało koniec.
    Uciekaj wtedy czem prędzej, bo Cię zgnoi i uzna, że Ty jesteś wszystkiemu winien.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~facet ~facet
    ~facet
    Napisane 19 maja 2019 - 20:19
    Waldek, tak dużo piszesz o swojej miłości do żony . Ona niby czuje motylki do Ciebie, bo dajesz jej przyzwolenie na seks z innym.
    Wiedz, że kobieta zazwyczaj łączy seks z uczuciem , nawet kody zaczyna relacje dla samego seksu, z czasem zakochuje się w kochanku. Zazwyczaj.

    Czy tez masz przyzwolenie na seks z jakaś koleżanka , czy tylko żona na taki przywilej ?

    A może cuccold ?
    Czyli zdrada kontrolowana .
    Patrzysz na jej seks z innym i wymieniasz z nią spojrzenia pełne czułości a może nawet wymieniasz się z kochankiem ?
    Może czworokąt ?

    Żona się zgodzi ? :)
    Wątpię .

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Żona Waldka :) ~Żona Waldka :)
    ~Żona Waldka :)
    Napisane 20 maja 2019 - 00:10
    Tak. Żona się zgodzi:)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Waldek1975 ~Waldek1975
    ~Waldek1975
    Napisane 20 maja 2019 - 21:05

    Wiesz...
    O ile to, co sugeruje Twój nick - rocznik 1975 - jest faktem, to jesteś ciut naiwny.

    Dla pocieszenia dodam, że sam taki byłem - patrz moja wypowiedź wyżej.

    Dzięki Robert za wpis.
    No fakt, naiwność jest, ale jestem, a właściwie jesteśmy w miejscu że już nam ona nie poszkodzi, oboje jesteśmy ze sobą szczerzy, wiemy czego po sobie oczekujemy i ciekawi jesteśmy czy będziemy w stanie to sobie dać,(bardzo chcielibyśmy). Moim zdaniem naiwność to taka jawyższa, bezgraniczna, dziecięca wprost forma zaufania, na najwyższym możliwym takim nawet absurdalnym poziomie, wbrew rozsądkowi i doświadczeniu, wbrew wszystkim obawom.
    A jak chcemy uratować tę miłość ( wiem, że związku może się nie udać, mogę nie dać rady)to trzeba sięgnąć nawet po naiwność.


    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Waldek1975 ~Waldek1975
    ~Waldek1975
    Napisane 20 maja 2019 - 21:54
    ~facet napisał:
    Waldek, tak dużo piszesz o swojej miłości do żony . Ona niby czuje motylki do Ciebie, bo dajesz jej przyzwolenie na seks z innym.
    Wiedz, że kobieta zazwyczaj łączy seks z uczuciem , nawet kody zaczyna relacje dla samego seksu, z czasem zakochuje się w kochanku. Zazwyczaj.

    Czy tez masz przyzwolenie na seks z jakaś koleżanka , czy tylko żona na taki przywilej ?

    A może cuccold ?
    Czyli zdrada kontrolowana .
    Patrzysz na jej seks z innym i wymieniasz z nią spojrzenia pełne czułości a może nawet wymieniasz się z kochankiem ?
    Może czworokąt ?

    Żona się zgodzi ? :)
    Wątpię .


    Facet dzięki za wpis, choć sporo w nim sarkazmu i cynizmu.
    Zgoda jest po obu stronach, choć ja nie mam takich potrzeb, a jeśli moja Żona ma, i da jej to szczęście i trochę radości i dzięki temu będzie nawet mała szansa że będziemy ze sobą bliżej to ja w to wchodzę ????
    Też Jej się coś od życia należy. To naprawdę fajne uczucie dawać komuś coś naprawdę od siebie…

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Waldek1975 ~Waldek1975
    ~Waldek1975
    Napisane 20 maja 2019 - 21:59
    ~Kate napisał:
    Myślę, że trzeba po prostu wiedzieć, gdzie są nasze granice i po ich przekroczeniu umieć zareagować odpowiednio.
    I mieć na uwadze, że jedną z opcji jest po prostu rozstanie.
    Gloryfikacja trwania w związku jest chyba przereklamowana ;)


    Masz rację Kate, choć ja uważam że mimo wszystko warto powalczyć nie bacząc na granice ;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Waldek1975 ~Waldek1975
    ~Waldek1975
    Napisane 20 maja 2019 - 22:12
    ~Żona napisał:
    Tak. Żona się zgodzi:)


    Dzięki :*

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~facet ~facet
    ~facet
    Napisane 20 maja 2019 - 22:49
    ~Waldek1975 napisał:

    Zgoda jest po obu stronach, choć ja nie mam takich potrzeb, a jeśli moja Żona ma, i da jej to szczęście i trochę radości i dzięki temu będzie nawet mała szansa że będziemy ze sobą bliżej to ja w to wchodzę ????
    Też Jej się coś od życia należy. To naprawdę fajne uczucie dawać komuś coś naprawdę od siebie…


    hm, a co Ty dajesz żonie ??
    Wolność ? - przecież nie możesz jej niczego zakazać , a zreszta i tak nie prosiła Ciebie o zgodę kiedy zaczynała przygodę .
    Jedyna różnica - teraz może się z tym nie kryć .
    Czyli dajesz jej to, ze teraz może sie nie chować przed Tobą ze swoimi przygodami.

    Myślisz ze dzięki temu będziesz bliżej żony ... raczej ktoś inny. Fizycznie i mentalnie .
    Ty będziesz w roli kolegi któremu opowiada o swoich emocjach.
    Czyli spadasz do ligi „friend zone”.

    Nie masz takich potrzeb jak żona ?
    Może warto by było coś z tym zrobić ?

    Cynizm ?
    Sorry nie zauważyłem . Może trochę . Ale nie celowo,

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek, który niby wyszedł :-) ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    ~Aniołek, który niby wyszedł :-)
    Napisane 20 maja 2019 - 23:25
    ~Waldek1975 napisał:

    Wiem że zakręt jest ostry, tempo ogromne, hamulców prawie brak, i jeszcze z górki ????
    (...)
    Granice…
    (...)
    Trudno ustalać jakieś granice kiedy ta najważniejsza, niewypowiedziana została dawno przekroczona, na czym oprzeć te nowe ?
    Powiedziałem Jej że dla mnie granicą będzie miłość i to wszystko co się w niej zmieści i na ile będzie ona w stanie przykryć ból.

    Waldku, skoro jak piszesz najważniejsza, niewypowiedziana granica została Twoim zdaniem dawno przekroczona dlaczego w ogóle myślisz o kolejnej? Dlaczego ją przesuwasz? Co chcesz sprawdzić i po co? Dlatego, że Ona tego potrzebuje? Chcesz sprawdzić czy Ona Ciebie kocha? Nie chcesz jej ograniczać? A siebie? Jesteś pewien, że to najlepsze co możecie zrobić?

    Czy kochając wystawiasz na próbę? Po co?

    Wydaje mi się, że otwierając związek dobrze byłoby sobie nawzajem określić jakie są Wasze oczekiwania co do tego otwarcia.
    BTW, wyobrażasz sobie sytuację, gdy Ona wychodzi na to spotkanie, a Ty na Nią czekasz ?

    Dla Ciebie granicą będzie miłość? A dla Niej?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~facet ~facet
    ~facet
    Napisane 21 maja 2019 - 00:28
    Takie przesuwanie granic o którym pisze Aniołek to bardzo istotna sprawa we wszystkich relacjach międzyludzkich ,
    Również w małżeństwie czy związki .

    Z jednej strony brak asertywności w obronie swoich granic, z drugiej agresja, zagarnianie coraz to większego obszaru czyjejś prywatności .
    Zazwyczaj jest tak, ze podbite ludy nie mogą liczyć na szacunek najeźdźców .
    Tak samo w związku.
    Przesuwanie czyichś granic na swoją korzyść łączy się z coraz mniejszym szacunkiem dla poddającego swoje terytorium.

    To tak jak z okazywaniem przebaczenia lub pojednania na wyrost, a priori, co do zasady , bezwarunkowe :
    - słabych zachęca do dalszego czynienia zła , a złych rozzuchwala do czynienia jeszcze większego zła .

    Nawet sławetne miłosierdzie nie jest bezwarunkowe.

    Warto postawić swoje granice i ich strzec.
    Kapitulacja, oddanie pola walkowerem , odbija się również na psychice poddającego się .

    Przykro , że takie twarde zasady odnoszą się również do relacji opartej na miłości .
    Chciałoby się wtedy drugiej osobie nieba przychylić , ale niestety , dla pielęgnacji tej miłości trzeba zachowywać reguł , również reguł obrony przed utrata szacunku drugiej osoby.

    Idealni ludzie i idealne miłości to tylko w filmach i romansach :(

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Żona Waldka :) ~Żona Waldka :)
    ~Żona Waldka :)
    Napisane 21 maja 2019 - 00:59
    Wiesz...wydaje mi się, że wolności można zakazać. W małżeństwie... z dziećmi... bardzo łatwo naruszyć czyjąś wolność. Składa się na takie zachowanie wiele czynników, jak choćby to wszystko co zabieramy z domu rodzinnego i wnosimy do związku. Przez wiele lat kochałam męża miłością zaborczą i raczej nie myślałam o tym czy jemu jest z tym dobrze, czy jest szczęśliwy... Miałam koronę na sercu i chciałam być najważniejsza dla niego. Taka pseudo królewna nieznosząca sprzeciwu....i po wielu trudnych życiowych chwilach, kiedy świat zaczynał się rozpadać.. zrozumiałam, że miłość to pragnienie wszelkiego dobra dla męża. Wszelkiego! Wtedy go mentalnie wypuściłam ze swojego serca, żeby zrobić w nim miejsce dla prawdziwej miłości, która sprawia ból, ale podaje w zamian cudowny nektar do picia... Przestałam być zazdrosna i nawet zwykłe rozmowy o innych kobietach przestały sprawiać ogromny ból...pragnęłam, żeby mąż się rozwijał, żeby czuł przy mnie, że może osiągnąć wszystko co zaplanuje i każda Góra będzie górą, bo mężczyźni muszą zdobywać, żeby dobrze funkcjonować...ale w przestrzeni między każdym jego oddechem będzie czekała miłość, ta która jest potęgą i słabością, tym czym jest po prostu człowiek...
    I wyobrażenie sobie seksu z inną kobietą czy głębszej relacji... nie sprawia mi dziś problemu. Jeżeli tworzymy jedność, to orgazm z inną byłby też odczuwalny przeze mnie.... W takim sensie, że uczucie radości czy szczęścia męża daje mi też zadowolenie, bo miłość pieści również duszę. I moja przygoda to seria mejli, ratujących moją stabilność umysłową. Seksu nie było. I dziś nie wyobrażam sobie, żebym zrobiła coś bez zgody męża. Chcę przy nim osiągać maksimum mnie samej którą jestem! I wiem że jest do tego zdolny. A czy będzie to seks z nieznajomym (nie w moim guście) czy uskrzydlająca relacja z przyjacielem lub a może przede wszystkim wspieranie w rozwoju ciała i duszy i umysłu....to nieistotne! Bo istota pięknej miłości tkwi w byciu szczerym z samym sobą i ta szczerość pozwala przyjmować i zranienia i cudowne chwile, bo zakłamanie zawsze kończy się kruchą budowlą z której spadają kamienie rozpaczy i rozdzierającego krzyku! Nikogo nie wolno więzić. Ale każdego można pokochać!!!
    I liga friend zone jest czymś, czego nam brakowało. I ten obszar decyduje o tym, że potrafimy emocjonalne noże zamieniać w pasję... w pasję kochania drugiego człowieka!

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Waldek1975 ~Waldek1975
    ~Waldek1975
    Napisane 21 maja 2019 - 06:56
    Jak już widać Moja Żona doączyła do forum, cieszę się tego bardzo bo ona dużo lepiej wyłapuje pewne subtelności.;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 21 maja 2019 - 07:06
    ~Waldek1975 napisał:

    A jak chcemy uratować tę miłość ( wiem, że związku może się nie udać, mogę nie dać rady)to trzeba sięgnąć nawet po naiwność.


    Jakoś mi się to...
    Ze sobą kłóci :-) wewnętrznie.
    Miłość chcesz ratować, a związek niekoniecznie.

    No dobra :-).
    Kate już tu napisała że gloryfikacja trwania w związku jest raczej przereklamowana.
    Cóż... takie są dawne i konserwatywne obyczaje - nie powiem, że złe.

    Gdy jednak w związku czegoś brakuje do szczęścia, to myśl o jego zakończeniu nie jest przestępstwem.
    To zwyczajna kolej rzeczy.

    Jasne, że epoka jednorazówek jaką mamy uczyniła z nas wszystkich wygodnickie istoty, które to skłonne są zamieniać partnerkę/partnera na tzw. 'lepszy model'.

    Ot... dobieramy się już nie z nadania rodziców, posagu, czy stanu społecznego - jak w dawnych czasach.

    Dobieramy się, bo się sobie nawzajem podobamy i... ;-)
    Mamy nadzieję, że będzie idealnie.

    Gdybyśmy naprawdę dojrzale i poważnie do sprawy doboru partnera życiowego podeszli, to zminimalizowalibyśmy szansę na rozpad.
    Partner by do nas pasował, a my do niego i w związku nie byłoby deficytu pod żadnym względem.

    To jednak tylko teoria i... pobożne życzenie.
    W praktyce mamy za dużo zmiennych na początku, a potem też za dużo rzeczy się zmienia w czasie, żeby móc przewidywać tak daleko :-).

    Tylko jak to się ma do miłości...?
    Dla mnie zwieńczeniem miłości jest bliskość, współdzielenie dachu nad głową, łoża, wspólność emocjonalno-intelektualna, przyjaźń, dobry seks, wsparcie, wzajemna troska, wspólne spędzanie wolnego czasu...

    To jest związek dwojga ludzi i gdy miłość kwitnie, to wszystko jest - jest w równowadze.
    Znaczy to, że obie strony są zadowolone z przepływu wzajemnych dóbr i świadczeń, nie ma deficytów, no jest idealnie.

    Kiedy jednak miłość podupada, wszystko zaczyna się pomału sypać.

    Przesuwamy granice, godzimy się na coraz większy dyskomfort, oddajemy pole 'bez walki', a nasz 'przeciwnik' ;-) zagarnia je piędź po piędzi i... się na nim coraz bardziej szarogęsi.
    @facet Ci to wyjaśnił - tak jest w związku dwojga również... niestety.

    Jak wyobrażasz sobie swoją miłość, gdy Twoja żona nawiązuje z innymi mężczyznami intymne relacje?

    Czy to będzie miłość???
    Może z Twojej strony tak, ale czy z jej też?

    Ot bardzo kocham moją Zośkę, ale dupczę wszystkie jej koleżanki jak się tylko nadarzy okazja..., a kiedy się nie nadarza, to sobie ją stwarzam. Opowiadam mojej Zosiuni jak to fajnie mi było dziś z Marychą, potem co mi robiła Ewka, a wreszcie deliberuję z Zosieńką jak to zrobić, żeby Aśka i Ala, z którymi mam się spotkać w trójkącie, razem ze mną osiągnęły orgazm...
    Może jakaś piramidka w seksie...??? 8-)...

    To jest miłość?

    Głupawo to brzmi co?
    Też tak myślę.

    Jak tam chcesz, ale dla mnie trwanie w takim związku to chyba tylko z czystej wygody by mogło być. I w sytuacji, gdy jedna ze stron nie ma kompletnie potrzeb seksualnych - tacy też istnieją.

    Normalnie - czyli wg ogólnych pojęć w których się poruszamy - wchodzi się w związek z kobietą by między innymi, zaspakajać w nim potrzeby seksualne obu stron.

    Jeżeli szuka się na zewnątrz zaspakajania tychże potrzeb, o miłości raczej ciężko mówić.
    A już w sytuacji gdy druga strona się na taki układ zgadza..., to już nie wiem jak to nazwać :-)...

    Wybierasz sam - Twoja sprawa.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~facet ~facet
    ~facet
    Napisane 21 maja 2019 - 20:47
    Żono Waldka, pięknie piszesz. Bardzo obrazowo, dobierasz piękne słowa poruszasz wyobraźnię.

    Piszesz o wolności w związku.
    Nie uważasz, że brzmi to jak oksymoron ?
    ZWIĄZEK z swej natury, narzuca pewne WIĘZI. Jak choćby oboWIĄZEK czy zoboWIĄZANIE.

    Oczywiście nawet w związku , niezbędna jest pewna doza prywatności . Niezbędna dla tego kto tej prywatności potrzebuje, ale również dla drugiej strony, choćby po to żeby podsycała jej zaintrygowanie, zainteresowanie .

    Myśle , ze granica więzi w związku jest wyznaczona przez szacunek dla drugiej osoby. Szacunek osoby - ten niezbywalny rodzaj szacunku, wynikający z faktu bycia człowiekiem.

    Zgadzam się z Tobą kiedy piszesz o konieczności zgody drugiej osoby. Ale, oczekiwanie zgody na przekroczenie granic drugiej osoby - granic które określają jej odporność na krzywdę , zranienie emocjonalne i wszystkich innych granic których przekroczenie naraża ją na ból, dyskomfort bądź mogą prowadzić do zaniżenia poczucia własnej wartości.

    To bardzo cienka granica, która przebiega różnie u różnych osób . W zależności od wspomnianych przez Ciebie doświadczeń np w rodzinie właściwej .

    Na dodadatek ... nie jesteśmy idealni :(
    Podlegamy wszyscy egoizmowi, emocjom, pożądaniu realizacji własnych celów, zmianom nastroju, doświadczeniom z przeszłości które wykrzywiają nasze postrzeganie rzeczywistości.
    Czasami nieświadomie krzywdzimy innych, z powodu wzorców lub braków wyniesionych z dzieciństwa .

    Wybacz za dziwne skojarzenie.
    Kiedy pisałaś o swoje postawie wobec męża na początku małżeństwa , przyszła mi myślą o toksycznym narcyzmie.
    Być może ze względu na niedawno czytany artykuł o tym zaburzeniu.
    Przepraszam za te skojarzenie.
    Ale, gdzieś tam zakiełkowała konstatacja skrajnej przeciwności w postawie.

    Od toksycznego zwiazania drugiej osoby swoimi oczekiwaniami, żądaniami, wymuszaniem zmiany partnera pod dyktando swoich projekcji miłości i wizji swojego partnera, aż do zupełnego zrezygnowania z jakichkolwiek oczekiwań , zobowiązań , więzi , obowiązków .

    Normalność powinna przebiegać gdzieś pośrodku .

    Ten brak oczekiwań wiezi wobec partnera, przenosi się również na zerwanie więzi emocjonalnej, a w konsekwencji na poszukiwanie zapełnienia pustki więzią emocjonalna z osoba spoza związku .

    Przecież potrzeba bycia adorowana, uwielbiana nie dotyczy jedynie Dorosłych Dzieci (XX) z nienapelnionym w dzieciństwie zbiornikiem miłości .
    Różnica polega na jakości co do adoracji, uwielbienia.

    „Liga friend” zone, może być elementem miłości ale pozbawiona elementu emocji , lokuje się wg definicji miłości Steinberga gdzieś pomiędzy lubieniem się ( sama intymność) a miłością pusta ( samo zaangażowanie ) czyli gdzieś w okolicach końca miłości i związku .
    SCzegolnie wtedy, gdy na horyzoncie pojawia się namiętność , która na samym początku jest tak ogromna, że przesłania horyzont :)
    Czyli zauroczenie , zwane słusznie zadurzeniem a czasami odurzeniem. :)

    Wygaszanie w związku któregokolwiek z elementów milosci i wprowadzanie w te miejsce „zwiazania” ( np emocjonalnego) inna osoba jest początkiem pogrzebu związku .

    Zastanowiło mnie Twoje stwierdzenie o uzyskiwaniu stabilności emocjonalnej poprzez przygody z innymi facetami.
    Dla mnie jest to zaspokajanie deficytów ze związku , związkami z osobami spoza związku .

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Waldek1975 ~Waldek1975
    ~Waldek1975
    Napisane 22 maja 2019 - 00:08
    Dzięki za wnikliwą analizę, fajnie poznać opinie kogoś z zewnątrz.
    Wszystko to jest i proste i bardzo skomplikowane.
    Kochamy się, jesteśmy rodziną, mamy dzieci, lata lecą, ludzie i okoliczności się zmieniają. Możemy "zabetonować" się na uzyskanych pozycjach, trwać na nich udając że nie dostrzegamy że wszystko wokół i my sami ulegamy zmianom mniej lub bardziej oczywistym, a możemy szukać nowej wspólnej płaszczyzny, kompromisu wspólnej drogi. Konserwatyzm? Próbowaliśmy, a właściwie nikt nas o to nie pytał, otrzymaliśmy takie a nie inne wychowanie i ruszyliśmy w dorosłość z takim a nie innym "startpackiem".
    Kiedy się poznaliśmy wszystko było "po bożemu" z wieloma sprawami nie zgadzaliśmy się ale "tak należało". Nie było "typowej" presji na zawarcie małżeństwa. Wydawało się że to była wspólna niczym nie przymuszona decyzja (chyba rzadkość w tych czasach). Piszę "wydawało się" bo z perspektywy czasu wszystko jakoś blaknie i człowiek nie może już za nic ręczyć ;)
    W małżeństwie typowo, chyba jak u wszystkich, pojawiły się dzieci, praca, dążenie do stabilizacji i osiągnięcia czegoś na przyszłość, w międzyczasie kryzysy, wzloty i upadki.
    Można by pisać długo ale zmierzam do tego że łączymy się w pary i podejmujemy najważniejsze w życiu decyzje nie wiele o sobie wiedząc, dostosowując się do wyobrażeń, oczekiwań, marzeń konwenansów czy presji kulturowo-społeczno-wyznaniowej ???? po dwudziestu latach dowiadujemy się że z punktu widzenia psychologii nie powinniśmy być razem bo to się nie uda, ale przez tyle lat się udawało, mamy rodzinę, wspólne życie, historię wspomnienia, marzenia plany kochamy się, oczywiście to nie jest to samo uczucie co na początku, zmieniło się może znieść więcej, nie musi już tak bardzo skupiać się na sobie.
    Pewnie zastanawiasz się; skoro jest tak super to o co chodzi o czym człowieku tu się rozpisujesz.
    Jesteśmy „tylko” ludźmi, mamy wątpliwości, boimy się różnych rzeczy, decyzji, ich konsekwencji, a to pisanie to takie zwierciadło które pokazuje nas z innej perspektywy.
    Pytanie: czy miłość nie może zmieniać się, ewoluować?
    Czy dwoje ludzi w małżeństwie ma wyrzec się zupełnie siebie, nawet wtedy kiedy już zdają sobie sprawę że już nie są tymi samymi co na początku ?
    Czym jest akceptacja i do czego dojrzewa się z wiekiem w związku ? Do budowania murów (granic) czy raczej mostów ?
    Pozdrawiam Wszystkich i przepraszam za chaos powyżej ????

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry
1 2 3
Strona 1 z 3
następna
Strona 1 z 3 następna

Gorące tematy