W dobie globalizacji nie da się jednoznacznie określić, na ile nauka języków jest aktem samorealizacji, a w jakim stopniu zdobywaniem praktycznych umiejętności. O ile trudno spotkać osobę nieprzypisującą sobie umiejętności wyuczenia określonego zasobu słownictwa, swobodne posługiwanie się językami wiele osób uważa za barierę nie do przejścia – zwłaszcza po przekraczaniu kolejnych barier wiekowych. W istocie jednak, warstwą uprzywilejowaną są wyłącznie dzieci w wieku nie wyższym niż przedszkolny, zaś potencjał przyswajalny osoby 40+ jedynie nieznacznie odbiega od możliwości piętnastolatka. Zapraszam was do lektury tekstu, który jest owocem moich kilkunastoletnich doświadczeń; ufam że stanie się on dla Was zbiorem praktycznych wskazówek na lingwistycznej drodze.
Mówienie – nie wiedza, lecz motoryka
Szkoły nauczyły nas, że języki obce to przedmiot taki jak każdy inny. O ile – używając języka potocznego – wykuwanie słówek może wydawać się dokładnie tym samym co wykuwanie dat wydarzeń historycznych, użycie języka w komunikacji z drugą osobą wymaga wprawdzie zaangażowania pamięci – ale nie informacyjnej, lecz tej mięśniowej. I tak, jeśli ktoś wpadł na pomysł podjęcia kursu nauki jazdy w okresie maturalnym – a takie połączenie zostało wypraktykowane przez moją skromną osobę – wypełnianie arkusza maturalnego angielskim opowiadaniem należy zaprzęgnąć do tej samej kategorii czynności co ćwiczenie parkowania, czy – tym razem dla relaksu - trening figur na kursie tańca. Analiza przebiegu funkcji czy interpretacja Pana Tadeusza, to dla dialogu obcojęzycznego o wiele odleglejsi krewni.
Niemowa Szekspir, czyli słowo słowu nierówne
Ile słów ma język angielski? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, niemniej jednak, stosując najbardziej oddającą rzeczywistość metodykę, liczbę tę szacuje się na około pół miliona. Zaskoczyć więc może fakt, że autor Romea i Julii operował niewiele ponad trzydziestoma tysiącami. Czy to oznacza, że nauka słów jest bezsensowna? Nie, ale statystycznie każde kolejne nauczone słowo ma coraz mniejszą wartość. Jednakże, o ile do podstawowej komunikacji życia codziennego wystarczy znajomość około półtora tysiąca słów, do zawodowego posługiwania się danym językiem pożądany zasób słownictwa jest już pięciokrotnie wyższy. Tu jednak zbliżamy się do punktu zwrotnego, bo gdy liczba oddająca zasób dysponowanego słownictwa staje się pięciocyfrowa, wówczas użyteczność każdego kolejnego pakietu drastycznie spada.
Stres, blokada? Każda jest do złamania
Perfekcjonizm – twój wróg i od tego zacznijmy. Język grecki jest wyjątkowo produktywny, jeśli chodzi o dodawanie przedrostków. Poznawanie kolejnych terminów, będących coraz bardziej pomysłowymi składakami dowolnego helleńskiego słówka ze słowem „fobia” - których samo brzmienie sugeruje, jakoby były nieuleczalnymi jednostkami chorobowymi - nie pomaga przy przełamywaniu wewnętrznych blokad, na które prostym sposobem jest tylko i aż stosowanie metody małych kroczków.
Blokadę przed mówieniem w obcym języku można przełamać (fot. krakenimages / Unsplash)
I tu warto wtrącić o różnicy pomiędzy psychologią a psychiatrią, z których ta ostatnia zajmuje się bezpośrednio procesami biochemicznymi mózgu. Mówienie w języku obcym – tak samo zresztą, jak w mowie ojczystej – należy po prostu oswoić jak domowe zwierzątko. Często jednak stres związany z mówieniem w języku obcym wynika z przesadnej skromności i niechęci do bycia uznanym za samochwałę – zjawisko to jest w naszym kraju dość pospolite, głównie ze względu na spuściznę po okresie PRL, gdzie możliwość ucięcia konwersacji z przybyszem zza żelaznej kurtyny była uznawana niemalże za akt awansu społecznego.
Podobieństwa – dar i przekleństwo w jednym
Sama definicja „podobieństwa” w rozumieniu lingwistyki porównawczej nie jest jednoznaczna. O tym, co podobieństwem jest, a co nim nie jest, można długo dyskutować. Faktem jest, że o ile podobnie słyszane (a w zasadzie te same) słowa w różnych językach mogą być łatwiej zapamiętane, przy użyciu poszczególnych języków u wielu osób pojawia się problem mylenia poszczególnych słów – zwłaszcza w przypadku języków niemieckiego i angielskiego, których znajomość w naszym kraju jest obecnie najbardziej popularna, a które są zarazem bardzo blisko spokrewnione; ten ostatni jest jednak nasycony latynizmami, które mogą stanowić swoiste prowadnice dla odróżnienia go od mowy Goethego. Mylenie poszczególnych języków jest jednak tylko kwestią braku doświadczenia, gdyż wraz z częstością mówienia przyswajamy umiejętność wyczuwania barwy języka – szeleszczący portugalski może brzmieć podobnie do polskiego, chociaż „genetycznie” znacznie bliżej spokrewniony jest z płynnym hiszpańskim.
Aplikacje elektroniczne – fajna sprawa, ale …
Zdobycze technologii oferują niezliczone sposoby nauki języków, zintegrowane zazwyczaj w postaci aplikacji na smartfony. Możliwość odsłuchania nagranych kwestii niewątpliwie daje elektronice przewagę nad książką; tutaj jednak należy przywołać zwodnicze działanie techniki komputerowej, a w gruncie rzeczy – nasze nawyki. Przeglądając Internet często robimy to z pobudek nie innych niż nuda, rzadko skupiając się na odbieranych treściach. Takie przyzwyczajenia uczą mózg, że informacja uzyskana z urządzenia elektronicznego nie jest warta przyswojenia. Nie jest więc niczym dziwnym, że określony pakiet słownictwa przyswoimy znacznie szybciej używając wersji wydrukowanej. W praktyce, najbardziej użyteczną staje się aplikacja, której cała filozofia użytkowania polega na odtworzeniu kwestii i osłuchaniu się z nią.
Językowcy na rynku pracy, czyli huśtawka sytuacji zawodowej
Okresy stagnacji zawodowej przeplatane okresami zarabiania powyżej średniej krajowej wydają się zjawiskiem nieprawdopodobnym. Osobom, dla których języki są narzędziem pracy, taka sytuacja jest jednak znana i doskonale oswojona. Dla międzynarodowych firm korporacyjnych umiejętność posługiwania się duetami angielski+ w znacznej większości przypadków przewyższa wykształcenie kierunkowe pożądane na danym stanowisku. Nie powinno więc nas zdziwić, jeżeli na rozmowie kwalifikacyjnej do międzynarodowej firmy IT pytanie o ukończoną szkołę wyższą w ogóle nie padnie.
Tu pojawia się jednak pułapka – zatrudnianie laików jedynie ze względu na umiejętności językowe często prowadzi do sytuacji, gdzie osoba wdrażana na stanowisko przyswaja umiejętności w nie tak szybkim tempie, jak oczekiwałby tego pracodawca. Zwłaszcza w korporacjach, gdzie nowicjusz, który zachwycił rekrutera polotem językowym, trafia w ręce szkoleniowca, dla którego umiejętności procesowe są czymś oczywistym, a językowe nierzadko czarną magią. Rotacje, które w tego typu firmach są zjawiskiem całkowicie naturalnym – i często niezależnym od umiejętności pracowników i stosunków w zespole - również nie pomagają w utrzymaniu stabilności posad. Paradoksalnie jednak, taki profil poruszania się po rynku pracy siłą rzeczy wyucza spryt, który pomaga szybko poradzić sobie w razie utraty zatrudnienia.
Bartłomiej M. Przybyła
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie