Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Związek z wieczną dziewczynką

Związek
|
27.04.2013
Związek Związek z wieczną dziewczynką

Syndrom Piotrusia Pana zwykle przypisuje się mężczyznom. Kobietom radzi się: jak spotkasz go na swojej drodze, to uciekaj, bo związku z nim nie stworzysz. Tymczasem w czasach kultu młodości zdarza się, że i kobiety nie chcą dorosnąć. Życie z wieczną dziewczynką może być ciekawe, ale nigdy łatwe.

Związek Związek z wieczną dziewczynką

Książkowy Piotruś Pan uciekł z realnego świata do Nibylandii – krainy, w której już zawsze mógł być chłopcem - uroczym, beztroskim i nieodpowiedzialnym. Chce zostać dzieckiem, bo wie, że kiedy dorośnie, straci zdolność latania i z krainy marzeń zostanie zepchnięty w realny świat, a ten nie jest już taki kolorowy, jest bardziej szary, ale też wymagający podejmowania wielu decyzji i ciężkiej pracy. A tego właśnie Piotruś Pan boi się jak diabeł święconej wody.

Czekając na ideał

Co prawda w powieści Jamesa Matthew Barrie bohater jest chłopcem, to jednak nie jest prawdą, że ucieczka przed dorosłością i odpowiedzialnością nie dotyczy kobiet. Wieczna dziewczynka często jest atrakcyjna, często osiąga sukces zawodowy, umie w pełni korzystać z życia i wolności. W stałe związki wchodzi ostrożnie albo wcale. Za to ma wiele przelotnych romansów i przygód.

Czasami deklaruje, że chce mieć męża i rodzinę, ale wciąż trafia na "tych nieodpowiednich" mężczyzn, bo ona czeka na ideał. Perspektywa pracy od 9 do 17 przeraża ją, więc nierzadko jest wolnym strzelcem i wciąż szuka miejsca dla siebie. Pociąga ją to, jest ekscytujące. Co i rusz ma nowe pomysły na życie. Pytanie tylko, czy jest szczęśliwa w tym nieustannym poszukiwaniu i eksperymentowaniu? Okazuje się, że nie do końca, bo wieczna dziewczynka - wcześniej czy później - może poczuć się zmęczona i samotna.

- Wiele lat powtarzałam, że przeraża mnie dom za miastem, firanki w oknach i mała stabilizacja, bo bycie mieszczką jest nie dla mnie, życie jest na to za krótkie i takie tam frazesy - mówi Magda. - I takich też wybierałam facetów, poza moim byłym mężem – same freaki. Nie było mi jednak do śmiechu, jak po kolejnym związku zostałam sama, z długami po ukochanym, który wyjechał z inną kobietą, bo też wyznawał zasadę, że trzeba korzystać z życia. Obudziłam się bez etatu, bez dzieci, związku i swojego mieszkania. A do tego miałam 40 lat. Uświadomiłam sobie, że nic nie mam i straciłam strasznie dużo czasu.

Bez planów na przyszłość

Magda była mężatką, miała stałą pracę w lokalnej telewizji. Mieszkali w kawalerce, którą kupili jej rodzice. Byli 4 lata po ślubie, mąż coraz częściej mówił, że czas na dziecko. Za miastem powstawał ich dom – duży, z ogrodem, blisko lasu.

- Pomyślałam, że to będzie jakieś więzienie. Dziecko i dom zamkną mnie w czterech ścianach. A ja chciałam się rozwijać, zmienić pracę, wyjechać z małego miasta, żeby mieć więcej możliwości. Koniec budowy był coraz bliżej, a ja byłam coraz bardziej przerażona. Zadecydowałam o rozstaniu, nie umiałam inaczej. Wyjechałam do Warszawy – mówi Magda.

Jacek rozumie, co czuje mąż Magdy, bo przez trzy lata był w związku z wieczną dziewczynką. Mówi o niej – piękna i inteligentna kobieta, ale kompletnie niedojrzała. Każda próba rozmowy o wspólnym kupnie większego mieszkania, małżeństwie, czy dzieciach kończyła się awanturą i płaczem. Ona mówiła, że nie jest gotowa na takie decyzje, za mało doświadczyła, za mało przeżyła, za mało osiągnęła.

- Ale co ona właściwie chciała przeżywać, wracanie nad ranem na czworakach z imprezy, przewalanie się przez nasze mieszkanie tabunów przypadkowych ludzi. Tak można żyć, jak się ma 17 lat, ale nie 37 – mówi Jacek.

Nie przerażało go to, że każdą decyzję musi podjąć sam, bo Jacek uważa, że mężczyzna ma być głową rodziny. Nie umiała zrobić obiadu, to oboje jadali w pracy. Do sprzątania mieli panią. Jak trzeba było coś postanowić, zamieniała się w małą dziewczynkę, którą on otaczał silnym ramieniem. Pocieszał, kiedy miała zły dzień. Ale zaczął myśleć, że może ona nigdy nie zdecyduje się na ślub i dzieci. A on wie, że bez rodziny nie będzie szczęśliwy. Kiedy usiłował jej to powiedzieć, wybiegła z domu, nie odbierała telefonu.

Tym razem nie szukał jej po knajpach, żeby przeprosić za swoje zachowanie, a gdyby się upiła - zaprowadzić do domu. Zanim wróciła nad ranem, spakował swoje rzeczy i wyprowadził się. I tylko się modlił, żeby nie wrócić do niej, jak z płaczem zadzwoni, że tęskni. Nie wrócił. Dziś ma swój dom i żonę, czekają na pierwsze dziecko. Na jednym z forów napisał: "(...) gdyby tylko wieczne dziewczynki nie były takie ekscytujące, to można by je omijać szerokim łukiem. Długo ją wspominałem, z nikim nie przeżyłem tylu ciekawych chwil. Szkoda, że bez przyszłości i jakiegokolwiek planu".

- Małżeństwo i posiadanie dzieci wiąże się z odpowiedzialnością za drugą osobę. Wielu współczesnych mężczyzn, ale też i kobiet chce uniknąć tego obciążenia. Wybierają życie przyjemne i bez balastu. Są i tacy, dla których adrenalina związana ze zdobywaniem jest istotą relacji z mężczyznami, a ograniczanie się do jednego uważają za więzienie. I wreszcie zdewaluowała się sama instytucja małżeństwa. W czasach powszechnych rozwodów nie gwarantuje już trwałości związku. Niektórzy boją się zranienia, wolą więc nie angażować się w związek – mówi Anna Mochnaczewska, psychoterapeutka z Centrum Psychologii Integralnej InTeGral w Warszawie.

Gdy runą marzenia

Anna straciła pracę w korporacji, gdzie pracowała w biurze prasowym. Dobrze zarabiała, ale nie chciała zaciągać kredytu na mieszkanie. Myślała, że ma na to jeszcze czas. Podróżowała. Kocha Nowy Jork, lubi Azję, wraca do Japonii. Wszędzie ma znajomych. Ale jak została bez własnego mieszkania i pracy, poczuła się bardzo samotna. Niewielkie oszczędności szybko stopniały, miała zaległości w opłacaniu mieszkania. Zrezygnowała z kawalerki w centrum Warszawy, przeniosła się na Ochotę.

- Siedziałam na kartonach, w jakimś obcym, obskurnym mieszkaniu i myślałam, że do niczego w życiu nie doszłam. Kiedyś współczułam koleżankom marudzenia dzieciaków i marnowania życia zmieniając pieluchy. Dziś pozazdrościłam im rodziny, poczucia bezpieczeństwa i spokoju. Wpadałam w coraz większą depresję. Pogubiłam się w życiu. Nie wiedziałam co dalej. Imprezowałam, ale wokół mnie byli ludzie, którzy mogliby być moimi dziećmi. Psycholog mi powiedział, że jestem takim Piotrusiem Panem, tylko w damskim wydaniu. Zrozumiałam, że tak naprawdę bałam się związków. Gdyby dało się cofnąć czas, nie odeszłabym od męża. Ale wiem, że w tym domu mieszka już inna kobieta – mówi Magda.

Anna Mochanczewska jest zdania, że dojrzałość polega na zaakceptowaniu, że są chwile szczególne i ekscytujące, ale potem przychodzi rzeczywistość z realnymi problemami. I to jest dobre.

Tymczasem wieczny chłopiec i wieczna dziewczynka często idealizują życie, nieustannie potrzebują adrenaliny. Odsuwają od siebie realne problemy, ale kiedyś muszą się z nimi zmierzyć. Zaakceptować własne ograniczenia, zejść na ziemię. Czasami nie można tego osiągnąć bez pomocy psychologa, który pomoże zrozumieć źródło problemów i znaleźć rozwiązanie.

Maja Stasińska

Artykuł ukazał się w serwisie: Sympatia.pl

źródło

Porozmawiaj o tym na FORUM
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie