Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Dlaczego tkwisz w toksycznym związku?

Związek
|
09.08.2023

Dlaczego czasem okazuje się, że nie jesteśmy w stanie wyjść z niszczącego związku, w którym jesteśmy nieustannie nieszczęśliwi? Dlaczego ciągle próbujemy to zakończyć, po czym znów do tego wracamy? I dlaczego w ogóle w takie relacje wchodzimy?

Tagi: związek w dojrzałym wieku , związek po 40.

Toksyczne relacje w związku
Toksyczny związek jest niszczący dla obu stron

Zdecydowanie zbyt długo byłem w związku z kobietą, co do której z perspektywy czasu wiem, że miała ogromny bagaż emocjonalny. Wydawało się, że nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za zrobienie z tym problemem czegokolwiek - każde nieporozumienie lub konflikt między nami automatycznie uznawała za moją winę. A ja uwierzyłem, że to wszystko moja wina. Dziś, z perspektywy czasu wiem, że chciałem winić siebie za nasze trudności, bo uwierzyłem, że skoro jestem mężczyzną, to każdy problem w związku jest moją winą.

Długo zastanawiałem się nad sobą w tym związku, próbowałem zrozumieć, dlaczego poświęciłem na to tak wiele czasu i energii, skoro wyraźnie nic się nie poprawiało – i prawdopodobnie zresztą nie mogło. Zdałem sobie sprawę z tego, że dzieje się to w dużej części ze względu na moje niezaspokojone emocjonalne potrzeby, wynikające z tego, że jako dziecko czułem się niekochany. Dzięki cierpieniu, którego doświadczyłem w tym związku, wreszcie akceptuję fakt, że już nikt więcej nie zaspokoi tych dawnych potrzeb, nawet jeśli właśnie to jest moim ukrytym pragnieniem, kiedy wchodzę w związek.

Teraz już lepiej rozumiem, że moja potrzeba bycia kochanym to podstawa mojego wyobrażenia o miłości: jeśli czuję, że spotkałem kogoś, kto akceptuje mnie takim, jakim jestem, w rzeczywistości bardziej prawdopodobne jest, że zakocham się w projekcji tego, kim oni chcieli, żebym był i vice versa. To, czy ta pierwotna romantyczna iluzja może rzeczywiście przerodzić się w rzeczywiste docenianie tego, kim faktycznie jest druga osoba, decyduje o tym, czy związek przetrwa próbę czasu.

Skoro zawsze poszukiwałem miłości i akceptacji poza sobą, moje związki wyglądały podobnie – szczęście, po którym następował ból, poczucie zagrożenia, zazdrość i dominacja. Wszystkie te negatywne emocje wysysały zaufanie i namiętność. Dały mi poczucie, że to ja jestem tym złym i że powinienem się usunąć.

Patrząc wstecz myślę, że kobieta, o której wcześniej wspomniałem, miała problem z własnymi emocjami. Nie było to jej winą – jej doświadczenie życiowe dawało jej powody, by zachowywała się tak, jak się zachowywała. Ktoś z jej ukształtowaniem psychologicznym jest szalenie atrakcyjny dla każdej osoby z takim deficytem miłości własnej jak mój. Jej sposób zbliżania się do mnie urzekał mnie i wabił dokładnie tymi słowami i zapewnieniami, które chciałbym usłyszeć.

Poza tymi momentami, jej pogląd na to, co jest dopuszczalnym zachowaniem w związku, diametralnie różnił się od mojego. Na przykład – raz zrobiła mi dziesięciominutową awanturę w pełnej restauracji, wymieniając wszystkie moje liczne wady i starannie je uszczegóławiając. Oczekiwanie, by była bardziej podobna do mnie, było świetnym sposobem na to, żebyśmy oboje czuli się sfrustrowani i zawiedzeni.

Istotnym elementem mojego wyzwalania się z uzależnienia od tego toksycznego związku było zdanie sobie sprawy z tego, że w jej sposobie okazywania intensywnych emocji – zarówno tych dobrych, jak i tych przerażających – nie chodziło tak naprawdę o mnie. Trudniej było mi to przyjąć, kiedy obsypywała mnie pochwałami i komplementami, co zwykle zdarzało się chwilę po tym, kiedy zapowiadałem, że odchodzę. Była uzależniona od związku tak samo, jak ja, nie mogła więc zaakceptować faktu, że zamierzam odejść. Dawała do zrozumienia, że zrobi i powie wszystko, żeby mnie zatrzymać. Kiedy natomiast miała mnie z powrotem, piekło mogło w każdej chwili rozpocząć się na nowo.

Postęp w moim emocjonalnym procesie uczenia się przypominał trochę spiralę. Obawy i wątpliwości mojego wewnętrznego dziecka i jego potrzeby upewniania zmuszały mnie do powrotów w poszukiwaniu miłości tam, gdzie moje dorosłe ja wiedziało, że wcale jej nie ma. Za każdym razem miałem kolejną szansę, by zobaczyć jeszcze wyraźniej, co się tak naprawdę dzieje i dlaczego byłym szczęśliwszy, nie wracając znowu.

Załamanie to nieunikniony element procesu emocjonalnego uczenia się.

Zrozumiałem, że jeśli związek nie działa, to ode mnie zależy, jak długo będę chciał ranić samego siebie, ciągle wracając. Nie ma sensu się za to winić. Poczucie winy przeszkadza w poznawaniu ukrytych przyczyn, pracy nad tym problemem tak, aby znaleźć lepszy sposób na bliską relację z kimś innym w przyszłości.

Musiałem parę razy zaliczyć bolesne odejścia i powroty, by zdać sobie sprawę, że to moje bezowocne próby otrzymania czyjejś miłości – czegoś, czego mi zabrakło, kiedy byłem dzieckiem. Niestety, moja ekspartnerka sama miała mnóstwo własnych lęków z przeszłości, co sprawiło, że szybko zaczęliśmy ściągać się w dół, przywierając do siebie i wspólnie tonąc.

Stworzenie zdrowego związku jest możliwe tylko wówczas, gdy przynajmniej jedno z partnerów ma względnie stabilne podstawy emocjonalne. Dlatego teraz pracuję nad sobą, zamiast poszukiwać u innych potwierdzenia i poczucia, że jestem akceptowany. Myślę, że droga do miłości własnej i samoakceptacji to sprawa kluczowa dla całego naszego życia. Jestem więc cierpliwy i staram się obserwować, kiedy znów zaczynam zabiegać o czyjąś miłość, świadomy, że to po prostu element mojej emocjonalnej spirali.

Staram się być uczciwy względem siebie, jeśli chodzi o wybory, których dokonuję w zakresie związków. Potem zastanawiam się nad prawdopodobnymi rezultatami przejęcia pełnej odpowiedzialności za to, co się dzieje, przyjmując cierpienia, by uniknąć zranienia samego siebie lub innych. Zawsze robimy najlepsze, co możemy, w miarę naszej wiedzy i zasobów. Godzę się z tym, że nie jestem w stanie szybciej nauczyć się kochać. To dla mnie trudne, ale staram się wierzyć w proces, wiedząc, że robię postępy. Kiedy będę gotowy na zbilansowany związek, oparty na prawdziwej wzajemności, znajdę go.

Może już go znalazłem, czuję się teraz bardziej gotowy niż kiedykolwiek. Ale jestem ostrożny z nadziejami i oczekiwaniami. Pozwalam, by moja relacja z obecną partnerką rozwijała się we własnym tempie i opieram ją na sobie, otwierając się na partnerkę i poznając ją. Stoję twardo na swojej wewnętrznej ziemi i cokolwiek się między nami dzieje, muszę być uczciwy względem siebie. Myślę, że daje to mojemu obecnemu związkowi szansę na to, by rozkwitał i solidnie się zakorzenił. Jednocześnie pomaga mi to upewnić się, że jeśli nam nie wyjdzie, nie okaże się, że znów sprzedałem samego siebie dla krótkotrwałego poczucia bycia kochanym, bo to nigdy nie byłby dla żadnego z nas dobry interes.

Jerzy Warecki

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie

Filon
09 sierpnia 2023 o 21:49
Odpowiedz

Jakbym czytał o sobie.... wielcem zdziwiony ;-)

~Filon

09.08.2023 21:49
1