Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Zrozumieć świat dziecka cz. I

Zrozum nastolatka
|
19.08.2012
Zrozum nastolatka Zrozumieć świat dziecka cz. I

O usamodzielnieniu kulturowym dzieci, wyzwaniach w wychowywaniu dzieci we współczesnym świecie i sposobach zrozumienia młodego pokolenia pisze w swoim Liście do Rodzica Jarosław Pytlak, Dyrektor Szkoły STO 24 w Warszawie.

Tagi: rodzina

Zrozum nastolatka Zrozumieć świat dziecka cz. I

Drogi Rodzicu! Sądzę, że coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z gwałtownej przemiany, jakiej uległ świat w ostatnich dwóch dziesięcioleciach. Zmiany dotknęły wszystkich dziedzin życia społecznego. Jedną z nich, bardzo ważną dla tych, którzy w sposób szczególny mają do czynienia z młodym pokoleniem, rodziców i nauczycieli, nazwałbym usamodzielnieniem kulturowym dzieci i młodzieży.

W dawnych czasach krąg rodzinny i rówieśniczy dziecka przenikały się wzajemnie i uzupełniały, rzadko sięgając poza najbliższą okolicę miejsca zamieszkania. Dalekie wyprawy były przywilejem najzamożniejszych lub ryzykiem najbardziej odważnych. Wojny szarpały tkankę społeczną, ale nawet one zazwyczaj nie naruszały jej fundamentów. Kolejne pokolenia harmonijnie wrastały w świat dorosłych, przejmując zwyczaje i wartości, a dominacja starszych była bezdyskusyjna. Nawet w czasach, kiedy rewolucja przemysłowa i urbanizacja radykalnie zmieniały stosunki społeczne, autorytet dorosłych trwał niezagrożony.

Wielkie zawieruchy dziejowe XX wieku, których wspomnienie było w okresie mojego dzieciństwa jeszcze bardzo żywe, również nie zdołały w sposób istotny zmienić tego stanu rzeczy. Sam dorastałem w rodzinie, która, mimo mieszkania w wielkim mieście i aktywności zawodowej obojga rodziców, znajdowała dość czasu na wizyty towarzyskie i uroczystości rodzinne, bardzo zresztą dla mnie atrakcyjne i radośnie wyczekiwane. Czas wolny spędzałem wśród kolegów z podwórka. Miałem, co prawda, lekcje angielskiego, moi znajomi chodzili do Pałacu Młodzieży, a wszyscy trawiliśmy trochę czasu na oglądaniu „Zwierzyńca”, „Teleranka” i jakiegoś filmu w sobotni wieczór, jednak dzień bez godziny lub dwóch zabawy na podwórku był stracony. Nasi rodzice również utrzymywali kontakty sąsiedzkie, od okazjonalnych ploteczek przy „pożyczaniu” brakującej szczypty soli, po większe spotkania towarzyskie wokół zastawionego stołu.

Od tego czasu minęło zaledwie nieco ponad ćwierć wieku, a nic nie wydaje mi się już takie, jak dawniej. Sąsiadów mijam w biegu. Podwórkowe grupy rówieśnicze znikły, albo, jeśli istnieją nadal, to najczęściej budzą obawę w otoczeniu. Telewizor jest oknem na świat, przez które obserwuję wojnę w Iraku i klęskę głodu w Sudanie, tymczasem umyka mojej uwadze, że szara kotka, która mieszka w piwnicy naszego domu, właśnie urodziła śliczne kociaki. Zresztą, w piwnicy są nowe okna i tej kotki, być może, w ogóle nie ma. A w moim świecie panują niepodzielnie: komputer, komórka i internet. No i brak czasu.

Myślę, że jako pierwsi przyspieszyli dorośli, przynajmniej w naszym kraju. Po upadku socjalizmu nagle okazało się, że „mieć”, wbrew temu, co głoszono wcześniej, jest bardziej atrakcyjne niż „być”. Samochód, mieszkanie, ciekawy urlop – wszystko stało się możliwe do osiągnięcia, za cenę „tylko” ogromnego wysiłku, poświęcenia i nakładu czasu. A im więcej się osiągnęło, tym więcej pozostało do osiągnięcia – o czym do dziś niestrudzenie przypominają reklamy.

Mijające dwie dekady rewolucji komputerowej i mnożenia kanałów telewizyjnych oraz dziesięć lat rozwoju internetu i telefonii komórkowej, zmieniły radykalnie oblicze świata, ale w jeszcze większym stopniu odmieniły świat dziecka. Nagle, w ciągu kilku zaledwie lat, miejsce od wieków zarezerwowane dla dorosłych zajęły maszyny. Komputer nigdy nie mówi, że nie ma czasu lub jest zmęczony. Internet i komórka pozwalają znaleźć partnera do rozmowy nawet wtedy, gdy w domu nie ma się do kogo odezwać. Dzięki tym urządzeniom młody człowiek może dowiedzieć się wszystkiego, czego dusza zapragnie, a każdą pokrętną informację lub komunikat osoby dorosłej, typu „nie musisz tego wiedzieć”, jest w stanie błyskawicznie uzupełnić z elektronicznego źródła, które zresztą w ten sposób awansuje do rangi bardziej wiarygodnego.

Dorosły – zajęty i zagoniony – stał się również zacofany i do pewnego przynajmniej stopnia – zastąpiony (to odwrotność „niezastąpionego” :).

Komunikacja za pomocą komórek i internetu powoduje, że nawet we własnym domu młody człowiek pozostaje w centrum grupy rówieśniczej, na ogół bardzo licznej i wciąż rosnącej. Lawina informacji narasta, a malejący koszt połączeń dodatkowo ją potęguje. W przypadku kłopotu z akceptacją rzeczywistości dziecko może pogrążyć się w wirtualnym świecie jednej z gier komputerowych, których coraz bardziej wyrafinowane scenariusze skutecznie wciągają duszę i intelekt. Aktywność mediów powoduje, że nie ma tematów tabu, ograniczanie młodemu człowiekowi dostępu do informacji przestaje już nawet być odbierane jako akt wrogi – staje się aktem tak niepojętym, że aż bezsensownym!

Wszystko to składa się na nową, specyficzną odmianę kultury, której współtwórcami i zarazem konsumentami są dzieci i młodzież, korzystające z osiągnięć techniki swobodniej niż sami wynalazcy. Dorośli, także na skutek swojej własnej postawy, znaleźli się na marginesie.

To właśnie nazywam usamodzielnieniem kulturowym młodego pokolenia.

Drogi R.! Im szybciej zrozumiemy opisane tutaj zjawisko, tym większą mamy szansę zachowania wpływu na młodych ludzi, na tyle przynajmniej, by przekazać im pewne wartości, które chcielibyśmy zachować dla przyszłych pokoleń. No i dla siebie – na starość.

* * *

Dorośli często rozmawiają o dzieciach. Zazwyczaj omawiają różne zdarzenia, szukają dróg osiągnięcia pożądanych celów, doprowadzenia, aby dzieci robiły coś, zachowywały się jakoś, były takie-a-nie-inne, słowem, myślą, co zrobić, żeby je wychować. Nader często towarzyszy temu frustracja, bowiem dzieci rzadko kiedy spełniają oczekiwania dorosłych. To zjawisko stare jak świat, już starożytni uskarżali się na młode pokolenie. Dzisiaj jednak sytuacja jest wyjątkowo złożona, bowiem młodzi ludzie, w stopniu wcześniej nieznanym, posiadają własny pogląd na życie, siebie i swoją przyszłość. Intuicja i wiedza nauczyciela podpowiadają mi, że szkoda czasu na frustracje – musimy pilnie zastanowić się, jak powinno wyglądać współczesne wychowanie.

Dorośli deklarują dobre chęci – chcą, by dzieciom było w życiu jak najlepiej, chcą im pomóc odnieść sukces. Niestety, każdy to „najlepiej” rozumie po swojemu i każdy ma własną wizję sukcesu. Ta ostatnia często oparta jest na odwróceniu własnych niepowodzeń życiowych, rzadko zaś na zrozumieniu, co myśli, czuje i pragnie młody człowiek. Tymczasem same dobre chęci nie wystarczą. Żeby pomóc – trzeba rozumieć.

Postępowanie dorosłych wobec młodego pokolenia nasuwa mi porównanie do ekspedycji, która odkrywa nieznaną sobie cywilizację i nie może wyjść ze zdumienia. „Jacyż oni prymitywni?! Ileż ich musimy nauczyć?!”.

Rzeczywiście, napotkani tubylcy chodzą w takich śmiesznych ubraniach, porozumiewają się trudnym do zrozumienia bełkotem, nie czytają książek, spędzają czas na bezsensownych rozrywkach, tańczą dziwne tańce, zdają się nie troszczyć o to, co przyniesie jutro. No i w ogóle nas nie przypominają! Zgroza!

Ekspedycja w najlepszej wierze podejmuje dzieło krzewienia kultury. Po pewnym czasie tubylcy zostają nauczeni lub przymuszeni do właściwego ubierania się, miejsce lenistwa zastępuje ciężka praca, a beztroskę - troska o przyszłość. Niektórym nawet się to podoba i w nowej roli przyłączają się do krzewicieli, aby uszczęśliwiać kolejne cywilizacje. A że większość zatraca radość i sens życia – trudno – uznaje się to jako nieuchronny koszt szerzenia dobra.

Widać w tym podobieństwo do wydarzeń znanych z historii? Owszem – zrozumienie innych cywilizacji zawsze było słabą stroną odkrywców, przepojonych aroganckim przekonaniem, że krzewione przez nich wartości są jedyne słuszne. Tymczasem młode pokolenie, czyli „tubylcy”, posiada dzisiaj realną alternatywę dla tego, co mają im do zaoferowania dorośli „odkrywcy”.

Jeżeli chcemy wychowywać młodzież, musimy najpierw zrozumieć jej świat i zaakceptować go. Udawanie, że nic się nie dzieje i wiara, że wystarczy trochę nakazów, zakazów i pedagogicznej „konsekwencji”, aby młode pokolenie ukształtować na nasz obraz i podobieństwo, jest próbą cofnięcia siłą zegara o ćwierć wieku. Wydaje mi się to zadaniem tyleż bezsensownym, co beznadziejnym.

Na szczęście porównanie do ekspedycji ma jeden mankament – zakłada absolutną obcość przybyszów i odkrywanych, podczas gdy my - młodzi i starzy – tworzymy jedno społeczeństwo. Poza tym jest jeszcze dobra wola dorosłych – ona obiektywnie istnieje – i ogromne potrzeby emocjonalne dzieci, w tym nowym świecie wcale nie mniejsze niż ongiś. Dzieci potrzebują naszej miłości, akceptacji, poświęcenia, których braku nie zrekompensuje żadna maszyneria. One potrzebują, my chcemy – trzeba tylko znaleźć płaszczyznę porozumienia. Poszukajmy jej.

Przyjrzyjmy się światu dzieci z odpowiednią dozą szacunku i pokory. Zastanówmy się, co zrobić, by stał się on dla nas bliższy, bardziej akceptowalny; co zrobić, żeby znalazł się w nim kawałek miejsca także dla nas. Pomyślmy, jak przekazać wartości, które są dla nas najcenniejsze.

O tym przeczytasz w kolejnej części Listu do Rodzica.

Pozdrawiam serdecznie
Jarosław Pytlak
Dyrektor Szkoły STO 24 w Warszawie

Artykuł ukazał się w serwisie www.mamrodzine.pl



 Przejdź na FORUM >> 

 

 

Zobacz dalszy ciąg Listu do Rodzica
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie