Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Elegancki buntownik. Pierwsza jazda DS 5

Samochody
|
17.08.2016
Samochody Elegancki buntownik. Pierwsza jazda DS 5

Oglądając na ulicy samochody lubię się czasem zastanawiać, co dany model mówi o jego użytkowniku. I chociaż mam świadomość, że ten sposób myślenia jest niczym innym, jak oddaniem się stereotypom, trudno mu się czasem oprzeć. Widzę więc samochody pragmatyków, nudziarzy, dresiarzy, pozerów, biznesmenów, sklepikarzy, ojców rodzin i samotnych matek. I wiele innych. Kiedy jednak spojrzałem na DS5 sprawa okazała się trudniejsza. Do czasu, aż poznałem go bliżej.

Tagi: samochód dla faceta , test samochodu

Samochody Elegancki buntownik. Pierwsza jazda DS 5

Na marce DS ciąży tylko jeden stereotyp: Citroena, przebranego w eleganckie ciuchy. Reszta jest kartą dopiero do zapisania, choć korzenie marki sięgają połowy lat 50. ubiegłego wieku, a jej właściciele chętnie do tamtej chwalebnej historii wracają. Mam co prawda wątpliwości, czy skutecznie – trudno jest obudzić sentyment za motoryzacją tamtych czasów w kraju, w którym niepodzielnie rządziły wówczas Warszawy, Syreny i Mikrusy, ale dla osób, które interesują się takimi historiami, rzecz z pewnością będzie ciekawa.

Wychodząc od ciekawej legendy, DS stara się nas przekonać do swoich walorów: elegancji, szyku, stylu i niepowtarzalnego designu. Wychodzę mu więc na spotkanie, spodziewając się zobaczyć odpowiednik faceta w dobrze skrojonym garniturze. I tu pierwsze zaskoczenie (ale nie rozczarowanie!), bo okazuje się, że chętniej nosi jeansy, tenisówki, marynarkę i nonszalancko rozpiętą koszulę. Styl – na pewno. Design – interesujący. Elegancja – raczej w stylu casual. Pierwsze wrażenie zdecydowanie na plus. Można odetchnąć, że nie ma się do czynienia z dumnym sztywniakiem.

Ale jego nieco buntownicza natura sprawia, że przełamanie pierwszych lodów nie należy do zadań łatwych. Do wielu rzeczy we flagowym DS trzeba się po prostu przyzwyczaić: do otwierania okien przyciskami w środkowej konsoli, do nietypowego rozmieszczenia sterowania klimatyzacją, konieczności dość mocnego wychylenia się do przodu, by dosięgnąć dotykowego ekranu nawigacji, czy do schowków na okulary, umieszczonych w konsoli pod sufitem, ale w mało wygodnym miejscu, tuż nad głową kierowcy, co wymaga pewnej ekwilibrystyki na fotelu. Również wieniec kierownicy wydaje się być odrobinę za duży, spłaszczony u dołu staje się mało wygodny przy manewrach na parkingu, ale przede wszystkim jest zupełnie niepotrzebnie zwężony w miejscu, w którym oparcie dla dłoni powinno być najsolidniejsze. Tak, jakby ktoś wyszedł z założenia, że wszyscy mamy nieproporcjonalnie grube kciuki.

Jeśli cenisz francuskie poczucie humoru, szybko polubisz DS-a za sposób, w jaki rozwiązał problem zmęczenia za kierownicą. Zamiast instalowania irytujących alarmów i mrugających ikon, w DS 5 po prostu… zlikwidowano uchwyty na napoje. Już nie oszukasz organizmu szybkim podjazdem do okienka McDrive. Chcesz się napić kawy – musisz wysiąść, przespacerować się do kawiarni i skonsumować kawę na miejscu. Przewrotne i sprytne zarazem ;-)

Tych kilka drobiazgów początkowo irytuje, ale po krótkiej chwili okazuje się, że łatwo do nich przywyknąć. Znacznie więcej w DS-ie jest rozwiązań, za które go naprawdę szybko polubisz: od solidnej, masywnej i charakterystycznie ukształtowanej dźwigni zmiany biegów począwszy, na zasłonach szklanego dachu, regulowanych oddzielnie dla kierowcy, prawego fotela i tylnej kanapy skończywszy.

Jednym z patentów, które natychmiast polubiłem, jest działający zupełnie niezauważalnie system start-stop oraz zegar, który mierzy czas, kiedy silnik nie pracuje. Kiedy po półgodzinnej podróży przez miasto widzisz, że silnik stał zupełnie bezczynnie przez ponad 10 minut, zaczynasz się zastanawiać, czy aby na pewno jazda samochodem po mieście ma jakiś większy sens. No i – oczywiście – ile kosztowała by cię ta podróż, gdyby silnik wciąż pracował, jak to ma miejsce w większości jeżdżących po naszych drogach samochodów?

Tyle tylko, że DS5 nie jest samochodem dla mieszczucha. Trzeba go zabrać na wycieczkę za miasto, żeby zrozumieć, po co to auto zostało skonstruowane. Wszystkie mniej lub bardziej irytujące drobiazgi tracą w tej chwili na znaczeniu: największą zaletą tego samochodu jest to, że on po prostu znakomicie jeździ.

150-konny diesel bardzo żywo reaguje na pedał gazu, mocno przyspieszając już od 1000 obrotów. Wyprzedzanie na krótkich odcinkach nie stanowi żadnego problemu, bo kierowca ma poczucie, że w każdej chwili ma pod stopą duży zapas mocy do dyspozycji. Masywna i sprawiająca wrażenie nieco zbyt muskularnej sylwetka nie prowokuje innych kierowców do zaczepek, ale kiedy potrzeba, to DS5 potrafi pokazać pazur.

Najprzyjemniejsze wrażenie odniosłem wtedy, gdy wyjechałem z Warszawy i w miarę równym, spokojnym tempem, przemierzałem drogę do Krakowa. Czym dłużej jechałem i czym więcej kilometrów zostawiałem za sobą, tym dłuższą przyjemność mi DS5 obiecywał, do pewnego momentu regularnie informując o wciąż zwiększającym się zasięgu. Na jednym zbiorniku przejechałem w trybie mieszanym grubo ponad 900 kilometrów, ze średnią poniżej sześciu litrów. Bardzo dobry wynik jak na samochód, który do jazdy w każdej chwili zachęca zarówno swoją dynamiką, jak i wygodą, z której zresztą słynie francuska motoryzacja. Auto jest w idealnym stopniu twarde, doskonale trzyma się drogi, a kierownica wraz ze wzrostem prędkości sprawia wrażenie cięższej i pewniejszej. Nie zrobisz tutaj żadnego zbędnego ruchu.

Ten samochód sprawia wrażenie doskonale dopasowanego. Kokpit w części dla pasażera – miejsce, o którym wielu konstruktorów często zapomina, wychodząc z założenia, że najważniejsze to dogodzić wygodzie kierowcy – sprawia wrażenie odlanego z jednej formy i przyjemnie zamyka pasażera w bezpiecznej kapsule. Można się spierać o jakość materiałów użytych w modelu, którym jeździłem, ale przyjemność z jazdy szybko rekompensuje nie najlepsze pierwsze wrażenie, wywołane przez chropowate i twarde tworzywo. Może gdyby marka nie podkreślała tak mocno swojej elegancji i nie kierowała skojarzeń i oczekiwań w stronę luksusu, ten dysonans byłby znacznie mniejszy. W DS 5 prawdziwą przyjemność odczuwa się podczas jazdy.

No i head-up display. To powinno być w każdym aucie! Nic tak nie działa na wyobraźnię kierowcy, niż moment, w którym wjeżdża na przejście dla pieszych i widzi na nim prędkość, z jaką się porusza. Cofnięcie nogi z pedału gazu staje się odruchowe.

Trudno DS-owi wypominać poważne mankamenty, co najwyżej kilka nie do końca spełnionych obietnic. Ale też trudno odmówić mu charakteru, wyrazistego stylu oraz sukcesywnie odkrywanego uroku. Kiedy więc znowu spotkam go na ulicy, pomyślę sobie zapewne: ten facet ma charakter i niespecjalnie przejmuje się tym, co mówią inni. Po prostu robi to, co sprawia mu frajdę. Trochę jak ja sam - może właśnie dlatego tak szybko się polubiliśmy?

Dane techniczne:

  • DS 5 Blue HDI 150 – BE CHIC
  • 16-zaworowy turbo diesel o zmiennej geometrii, bezpośredni wtrysk paliwa, chłodnica powietrza dolotowego
  • pojemność silnika: 1997 cm3
  • moc maksymalna: 110 kW (150 KM) przy 4000 obr/min
  • moment obrotowy: 370 Nm przy 2000 obr/min
  • skrzynia biegów: manualna, 6-stopniowa
  • przyspieszenie 0-100 kmh: 9,9 s
  • prędkość maksymalna: 205 kmh
  • spalanie (wg danych producenta – tryb mieszany): 4,1 l / 100 km
  • spalanie (w teście – tryb mieszany): 5,6 l / 100 km

Mariusz Czykier

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie