Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Ciężki kawałek chleba czyli jak ograniczyć ryzyko

Twój biznes
|
03.10.2022
Twój biznes Ciężki kawałek chleba czyli jak ograniczyć ryzyko

Większość osób spotykających się pierwszy raz z giełdą wierzy w możliwość zarobienia fortuny w bardzo krótkim czasie. Zaufanie własnym możliwościom powoduje, że chętnie angażujemy środki, dodatkowo będąc przekonani o swej nieomylności i ogromnej znajomości rynków, choć czynniki te często poparte są ledwie wiedzą zasłyszaną od znajomych, czy wyczytaną z różnego rodzaju forów internetowych.

Twój biznes Ciężki kawałek chleba czyli jak ograniczyć ryzyko

Te ostatnie umacniają nas w przekonaniu, że giełda to maszynka do robienia pieniędzy. Łatwych pieniędzy, którymi często chwalą się piszący forumowicze. Parę lat temu podobnie podszedłem do tematu. Oczywiście pierwszych parę transakcji zostało zrealizowanych z zyskiem, co, jak się okazało, było tylko i wyłącznie tzw. szczęściem debiutanta. Chwilę później przyszedł moment nieco bardziej skomplikowany dla świadomości początkującego gracza. Czas zakupów na górkach i realizacji strat w dołkach. Po raz pierwszy pojawiło się pytanie, co się dzieje? Nastał czas rozliczenia podatku, gdzie w rezultacie dotarła do mnie strata. Nie mogło inaczej to wyglądać, gdy realizowało się małe zyski, za to w nieskończoność przeciągało się błędnie zajęte pozycje ostatecznie osiągając gigantyczną stratę. W konsekwencji nadszedł czas na naukę i niwelowanie błędnych decyzji.

Pojawia się zatem pytanie, czy każdy nowo przyjęty w szeregi graczy giełdowych skazany jest na porażkę? Czy jest recepta na sukces? Jakich błędów unikać?

Nie dalej niż dwa dni temu, na stronie Studenckiego Koła Naukowego Inwestor napatoczyłem się na wyniki gry giełdowej organizowanej właśnie przez tę organizację. Do dyspozycji każdego z graczy (studentów) oddano 10.000 wirtualnych zł, a w obrocie było ponad 500 instrumentów opartych na walutach, akcjach, indeksach i surowcach.

Do rywalizacji stanęło około 640 graczy (zapewne większość z nadzieją na wygraną) a aktywny udział wykazało 440 osób. Na marginesie dodam, iż zwycięzca konkursu dokonał nie lada wyczynu, bo jak inaczej nazwać wynik 116.128,70 zł czyli ponad 1000% zysku w 30 dni. Jednak nie to jest tutaj najważniejsze, a raczej fakt, iż spośród 440 aktywnych graczy, aż 340 zakończyło grę ze stratą.

Trzeba powiedzieć głośno: 77% graczy traci pieniądze. Myślę, że nie jest to przypadek odosobniony, a raczej reguła. Przecież my, osoby rozumne, często powtarzamy sobie: „ze mną tak nie będzie, to nie dotyczy mojej osoby”. Być może bywają przypadki geniuszu (osobiście nie znam), jednak wielu (by nie powiedzieć, że większość) traci. Wzorując się na analizowanym przypadku dodam jeszcze drastyczne :) tzn. statystyczne dane:

  • około 1% zbankrutowało w okresie miesiąca
  • około 31% straciło 80% kapitału
  • około 18% straciło 50% kapitału

Jakie zatem wypływają wnioski? Mamy prawie 75% szans narażenia się na porażkę - osiągnięcia gigantycznej straty. Bardzo trudnej do odrobienia.

Przepis na sukces?

Czy takowy istnieje? Do tej pory nie mogę pochwalić się zyskiem 1000%, 100% czy nawet 50% rocznie, stąd wskazówki, celem zabezpieczenia kapitału, ewentualnych paru procent zysku. A oto i one:

  • nauka poprzez czytanie (książki, blogi, fora - z tą kolejnością, nie inną)
  • umiejętność odróżnienia rynku byka od rynku niedźwiedzia
  • analiza makroekonomiczna
  • analiza wykresów
  • zgłębienie pojęcia bańki spekulacyjnej
  • obserwacja walut
  • wyłapywanie większych zwyżek na rynku (okres absolutnie nieatrakcyjny)

Prawda, że nudne? Nie inaczej, bez pracy nie ma kołaczy, a i to nie stanowi gwarancji sukcesu :)

Kolejne kwestie stanowią inne, aczkolwiek całkowicie łączące się z powyższymi wskazówkami, czynniki ograniczające nasze szanse na sukces. Podzieliłbym je na wewnętrzne i zewnętrzne.

Do tych pierwszych z pewnością należą emocje. Większość ekscytuje się przed monitorem zawierając transakcje, czuje przyspieszone bicie serca, podniecenie. Drży, gdy cena odjeżdża uniemożliwiając zawarcie transakcji, jeszcze bardziej się ekscytuje, zmienia pozycje. A gdy już kupi, ślęczy wpatrzony w ekran czekając na zyski. Można się śmiać, ale tak to w pierwszej fazie ekscytacji giełdą wygląda (osobiste doświadczenia). Stąd mamy takie drogi:

  • Pozostać przy tym modelu, ostatecznie bankrutując.
  • Zostać hazardzistą, tym samym zbankrutować siebie i najbliższą rodzinę, robiąc dodatkowo długi.
  • Dać sobie spokój z giełdą.
  • Ostatnia alternatywa, zmienić tryb na spokojny, gdzie dla przykładu zasiadając wieczorkiem poza rynkiem, ustalamy cenę kupna, sprzedaży, stop loss.

Za czynniki zewnętrzne uważam wszelkiej maści agitatorów. Nieważne, czy to są osoby występujące przed szkłem w telewizji, przyjaciele, czy znajomi z forum. Trzeba sobie zadać jedno pytanie. Czy jeśli ktoś miałby autentyczną wiedzę zdolną przynieść wymierne korzyści, to czy podzieliłby się taką wiedzą z szeroką publiką? Myślę, że nie.

Mam nadzieję, że dla paru osób będą to cenne wskazówki, co może się stać z ciężko zapracowanymi złotówkami, gdy w grę wejdą emocje i nieznajomość tematu.

Pozdrawiam
Krzysztof Helm

Risk-and-profit

Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie