Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Nowe spojrzenie na kobiecy orgazm

Seks
|
11.12.2020

Mogłoby się wydawać, że seks to temat stary jak świat i że nic nowego nie da się o nim powiedzieć. A jednak - wraz z rozwojem badań na temat seksu dowiadujemy się wciąż więcej i więcej, z pożytkiem dla naszych łóżkowych doświadczeń. Powoli przestaje być zagadką tajemnica kobiecego orgazmu, który jest zjawiskiem wyjątkowo kapryśnym – czasami jest, czasami go nie ma, a reguła dotycząca jego intensywności jak dotąd była raczej nieuchwytna. A może konieczna jest zmiana punktu widzenia, drobna korekta sposobu postrzegania kobiecej przyjemności?

Tagi: seks po 40.

orgazm kobiecy
Orgazm kobiecy - czy wiemy, czym jest?

Dla kobiety stosunek może być satysfakcjonujący nawet wtedy, gdy nie zostanie on zwieńczony orgazmem. Jak to możliwe? W świetle najnowszych badań orgazm wcale nie jest zwieńczeniem stosunku (jak to się wydawało całym pokoleniom mężczyzn), lecz jest jednym z jego elementów. Może też występować wielokrotnie bez konieczności zażywania krótkiego odpoczynku dla podładowania baterii, czym również różni się od męskiego szczytowania. Jak to zatem jest naprawdę z tym kobiecym orgazmem?

Męski punkt widzenia

Najważniejszą przyczyną wszelkich nieporozumień dotyczących postrzegania kobiecego sposobu przeżywania orgazmu jest przyjęcie błędnego założenia. Na czym ono polega? Niesłusznie sądzimy, że kobiecy orgazm z grubsza przypomina męski, przy czym bywa on intensywniejszy (choć nie zawsze), a kolejne jego serie mogą następować kolejno po sobie w krótkich odstępach czasu (ale również nie zawsze). Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – nie dość, że taka definicja mocno odbiega od prawdy, to w dodatku jest mocno nieprecyzyjna.

Uściślijmy nieco zagadnienie i przypomnijmy klasyczną koncepcję orgazmu opracowaną przez dwójkę badaczy, Masters i Johnson, mniej więcej pół wieku temu. Głosi ona, że stosunek seksualny jest czterofazowy. Kolejno następują po sobie: podniecenie, plateau, orgazm i odprężenie. W takim ujęciu orgazm jest konsekwencją narastającego podniecenia i momentem kulminacyjnym stosunku, po którym następuje moment odprężenia. Co prawda do tego modelu Helen Kaplan dopisała jeszcze pożądanie, ale nie zmieniło to zasadniczego spojrzenia na kobiecy i męski orgazm, z którego wynikało, że są one przeżywane w mniej więcej podobny sposób przez reprezentantów obu płci. I że ich osiągnięcie jest tylko kwestią czasu oraz odpowiedniej techniki. Jak zatem wyjaśnić fakt, że część kobiet nie przeżywa go wcale? I że częstotliwość oraz intensywność przeżywania kobiecego orgazmu wzrasta z wiekiem?

To ostatnie zresztą mocno kłóci się z męską koncepcją orgazmu jako momentu kulminacyjnego stosunku – u mężczyzn wiąże się on z wytryskiem, który jest warunkiem koniecznym zapłodnienia, a zatem przedłużenia gatunku, dlatego też najłatwiej jest osiągany przez młodych mężczyzn, w przypadku kobiet wygląda to odwrotnie. Może zatem kobiecy orgazm wcale nie jest odpowiednikiem męskiego wytrysku, jak sądzono przez całe dziesiątki lat od powstania koncepcji Mesters-Johnson?

Kobiecy punkt widzenia

Jak na razie, wiemy, czym orgazm według kobiecego punktu widzenia nie jest. A nie jest on w życiu seksualnym kobiety ani celem samym w sobie (nie jest w ogóle konieczny do spłodzenia potomstwa, zatem z biologicznego punktu widzenia w ogóle nie jest potrzebny), ani logicznym następstwem kolejnych faz stosunku (może nastąpić w zupełnie innym momencie, niż się spodziewamy, albo nie występuje wcale). Czym zatem kobiecy orgazm jest?

Wyjaśniają to tezy Rosemary Basson, twórczyni cyklicznego modelu kobiecego orgazmu. Zdaniem badaczki, o występowaniu i stopniu intensywności orgazmu decyduje nie tyle następstwo kolejnych faz stosunku, co bliskość emocjonalna pomiędzy partnerami oraz poziom satysfakcji ze związku. Dlatego właśnie częściej i intensywniej przeżywają orgazm kobiety po trzydziestce i starsze, natomiast wśród nastolatek i dwudziestolatek statystycznie co trzecia kobieta nie szczytuje wcale. I również dlatego dla kobiety stosunek może być satysfakcjonujący także wtedy, gdy do orgazmu nie dojdzie w ogóle. Teoria Basson wyjaśnia też, dlaczego kobiety mogą doznać orgazmu nawet przed momentem odczuwania najsilniejszego podniecenia, mimo tego, że zasadniczo dochodzą do niego wolniej niż mężczyźni. Innymi słowy, Rosemary Basson udało się okiełznać kapryśną naturę kobiecego orgazmu.

Oczywiście, nie wyklucza to możliwości osiągnięcia przez kobietę orgazmu także w początkowej fazie związku, a nawet podczas jednonocnej przygody. Najważniejszą zmianą w postrzeganiu kobiecego orgazmu jest jednak przeniesienie punktu ciężkości z techniki doprowadzania kobiety do orgazmu na towarzyszące temu emocje.

Co to dla nas oznacza?

Zrozumienie nowej koncepcji kobiecego orgazmu i wykorzystanie tej wiedzy w praktyce może zasadniczo zmienić nasze podejście do spraw łóżkowych, a nawet znacząco wpłynąć na poziom satysfakcji osiąganej przez nasze partnerki podczas stosunku. Po pierwsze – powinniśmy uświadomić sobie, że orgazm u mężczyzny i u kobiety wcale nie musi być przeżywany w tym samym momencie. Zamiast dążyć do uniesień typowych dla romantycznych filmów, próbujmy raczej pogłębić intensywność przeżywanych w łóżku doznań.

Po drugie – pamiętajmy o tym, by doskonalić stosowaną w alkowie technikę, ale nie ufajmy jej w stu procentach, bo osiągnięcie przez kobietę orgazmu nie tylko od techniki zależy (choć oczywiście może czynić nas w oczach kobiet atrakcyjniejszymi).

Po trzecie – skoro kobiecy i męski orgazm różnią się w zasadniczych punktach, nie oczekujmy od partnerki, żeby udawała przeżywanie rozkoszy dla naszej przyjemności, bo naprawdę nie o to chodzi. Lepiej będzie, gdy doprowadzimy ją do kilku orgazmów pod rząd, ale bez filmowych jęków i westchnień – naprawdę warto przekonać się o tym na własnej skórze.

Warto też zwrócić uwagę na inne niż dotychczas aspekty stosowanej przez nas techniki. Nie musimy tak wiele uwagi poświęcać gotowości do wielogodzinnego łóżkowego maratonu, bo o poziomie przeżywania rozkoszy wcale nie decyduje długość stosunku – można kochać się z kobietą godzinami i nie doprowadzić jej do orgazmu. Warto natomiast zająć się poszukiwaniem najwrażliwszych miejsc kobiecego ciała, stymulowanie których przynosi najwięcej przyjemności. Nie chodzi tylko o na poły mityczny punkt G (lekko chropowate wybrzuszenie na przedniej ścianie pochwy), ale też o strefę AFE (również punkt na przedniej ścianie pochwy, ale schowany głębiej za punktem G, a zatem możliwy do stymulowania raczej podczas głębszej penetracji) oraz wszelkie pozostałe strefy erogenne na kobiecym ciele. A ich odnalezienie to już wyzwanie na niejeden przyjemny wieczór.

Mateusz Jabłoński
Konsultacja: sklep-intymny.pl

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (2) / skomentuj / zobacz wszystkie

ola
24 marca 2019 o 12:28
Odpowiedz

ciekawa sprawa.. wygląda na to, że różne kobiety różnie przeżywają orgazm... ja z mojego punktu widzenia, mojego odczuwania i łóżkowego doświadczenia powiem, że w kilku kwestiach nie zgadzam się. Może po prostu mam nietypowy jak na kobietę organizm.. z drugiej strony myślę jednak, że nie jestem jakimś dziwnym wyjątkiem ;)
1. po pierwsze - po orgaźmie czuję zawrót głowy, zmęczenie i spełnienie i zupełnie nie mam ochoty na dalsze pieszczoty czy seks... po prostu muszę odpocząć i to zwykle potrzebuję więcej czasu niż mój mąż zanim znów poczuję podniecenie.. zastanawiam się czy te kobiety, które mówią, że wielokrotnie szczytują i nadal mają ochotę na seks czy one w ogóle przeżyły kiedykolwiek PRAWDZIWY orgazm, czyli wielkie BUM, które sprawia, że ręce i nogi są jak z waty
2. po drugie - dlaczego młode kobiety rzadziej dochodzą do orgazmu? Byś może trudniej im się odprężyć, otworzyć i bezgranicznie zaufać partnerowi. Takie otwarcie na kochanka i "niemyślenie" i brak skrępowania są bardzo potrzebne, żeby poczuć pełnię przyjemności. Ja kilkanaście lat temu, gdy nasza miłość dopiero rozkwitała, zdecydowania łatwiej i szybciej się podniecałam, zawsze pod wpływem jego dotyku byłam wilgotna i gotowa, a po niedługiej wcale grze wstępnej łatwo przychodził orgazm. Teraz z biegiem lat o orgazm już nie jest tak łatwo... oczywiście na pewno też dlatego, że przywykłam do jego dotyku i reakcje i emocje nie są już tak intensywne....
3. co racja to racja - pieszczoty i seks są przyjemnością same w sobie i nawet bez orgazmu dają wiele radości i satysfakcję :) ostatnio coraz częściej seks kończy się tylko jego orgazmem, pomimo jego pieszczot i starań i pomimo tego, że naprawdę jest mi przyjemnie i czuję podniecenie. Często kochamy się dłużej niż kiedyś, bo oboje nie jesteśmy już tak napaleni jak kiedyś. Czasem z tego powodu dopada nas zmęczenie i już nie starcza sił na orgazm, ale i tak seks jest cudownym zespoleniem, zabawą i przyjemnością.

Ja po prostu lubię te cielesne przyjemności oraz uwielbiam i kocham mojego męża. Jakoś nam się udało na siebie trafić w tym wielkim świecie i chyba o to chodzi, żeby być z odpowiednią osobą. Poza tym my po prostu lubimy się bawić w łóżku...

~ola

24.03.2019 12:28
Michał
10 marca 2015 o 21:50
Odpowiedz

Ja raz na misiąc lykne cialis 40 mg i moja piękna ma taki odjazd ze grey sie może schowac :) a ja mam ppzniej milo w domu bo prawda taka ze jak kobitkaeksu ni ma to szuka Tima :-)

~Michał

10.03.2015 21:50