Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Isuzu D-Max 2,5 TD LS 4 WD – europejski…strażnik Teksasu

Samochody
|
09.09.2013
Samochody Isuzu D-Max 2,5 TD LS 4 WD – europejski…strażnik Teksasu

Isuzu D-Max LS 4x4 z łatwością dotrze w niedostępne rejony, z potrzebnym sprzętem, tudzież w roli holownika. 163 KM i 400 Nm współpracujące z pancernym układem jezdnym zdziałają naprawdę wiele.

Samochody Isuzu D-Max 2,5 TD LS 4 WD – europejski…strażnik Teksasu

Niegdyś ojczyzną pickupów i innych roboczych pojazdów o terenowych zdolnościach były Stany Zjednoczone i Kanada, gdzie wciąż rekordy popularności bije Ford F150 tudzież Dodge Ram. W polskich realiach ogromny wpływ na popyt nowych samochodów mają aktualnie obowiązujące przepisy podatkowe, dające niekiedy spore oszczędności dla firm. Kilka lat temu hitem sprzedaży były samochody osobowe wyposażone w osławioną „kratkę” pozwalającą na odpis podatku VAT od ceny zakupu auta, jak i od pozostałych kosztów eksploatacyjnych z paliwem na czele.

Dziś niestety przedsiębiorcom chcącym sporo oszczędzić pozostają jedynie wspomniane pickupy. Te z założenia woły robocze doposażone w dodatkowe opcje z powodzeniem zastępują średnio klasowe limuzyny, czy popularne SUV-y stając się niejako wizytówką właściciela – z czego wywiązują się doskonale. Na dodatek imponujące właściwości offroadowe zachwycą niejednego amatora wycieczek w plener. Przeczesując nadwiślański rynek nie sposób pominąć topową trójkę: Nissana Navarę, Mitsubishi L200 i legendarną Toyotę Hilux stanowiącą podstawę segmentu. Nieco w cieniu konsekwentnie rośnie w siłę kolejna iście japońska marka – Isuzu – wkraczająca na nasz rynek z kolejnym wcieleniem D-Max’a.

Bez wątpienia o żadnym pickupie nie można powiedzieć że jest piękny. Tak też jest ze wspomnianym Azjatą, ot estetyczny design nadążający za obowiązującymi trendami. Chromowany (plastikowy niestety) grill płynnie łączy się z wydatnymi reflektorami, tworząc wyrazistą całość.

Zdecydowana większość sprzedawanych w Polsce pickupów opuszcza fabryczne mury z bardzo bogatym wyposażeniem, wszystko po to, by właściciel poczuł się jak w luksusowej terenówce. Problem jednak w tym, że w parze z dbałością o wygodę jazdy idzie także niechęć do terenowych eskapad, lub co gorsza, brudzenia auta w błocie. Na szczęście wśród amatorów samochodów tego typu wciąż zdarzają się osoby wykorzystujące je zgodnie z przeznaczeniem – do ciężkiej pracy w trudnym terenie. Takim właśnie wymaganiom z łatwością sprosta prezentowany D-Max LS zaopatrzony w krótką kabinę i iście terenowe dodatki.

Projektanci wnętrza Isuzu doskonale wiedzieli jak podejść do tematu, tworząc jasny i w pełni czytelny kokpit. Analogowe zegary wspomaga ekran komputera pokładowego, przekazujący informację nie tylko o średnim i chwilowym spalaniu. W dobie obowiązkowych niemal filtrów cząstek stałych instalowanych w silnikach wysokoprężnych, Japończycy wpadli na genialny pomysł, by pokazywać kierowcy stopień jego wypełnienia – co pozwoli zaplanować dłuższą podróż autostradą, by pozbyć się nagromadzonej sadzy.

Terenowej eksploatacji nie boją się także pokryte tekstylną tapicerką fotele jak i deska rozdzielcza wykonana z twardego lecz solidnego tworzywa. W tym miejscu warto powiedzieć, że do obsługi radia i klimatyzacji nie trzeba zdejmować roboczych rękawic, wystarczy wybrać odpowiedni (wielki) przycisk i po sprawie. Niestety wybór krótszej kabiny ma swoje poważne konsekwencje. Po otwarciu „tylnych” drzwi - uchylanych pod wiatr ukażą się nam dwie ławeczki z pasami bezpieczeństwa – stanowiące idealne miejsce do przewozu co najwyżej łopaty.

Skupmy się jednak na tym, co najważniejsze w samochodzie o terenowych aspiracjach. O zachowaniu D-Max’a na utwardzonych drogach należy powiedzieć tylko tyle: jest poprawne. Nic poza tym, bowiem na domiar złego testowany egzemplarz otrzymał terenowe ogumienie, wzmagające hałas i pogarszające trakcję. Jednak wystarczy nie przekraczać 120 km/h, by w miarę komfortowo podróżować na najbliższy poligon tudzież inną żwirownię. Dopiero po opuszczeniu asfaltu Isuzu pokaże, na co je stać.

Inżynierowie postawili na sprawdzone rozwiązania z resorami piórowymi i sztywnym mostem w roli głównej. O adekwatny zapas mocy dba czterocylindrowy diesel oddający do dyspozycji 163 KM i pokaźny zapas 400 Nm – całość współgra z manualną przekładnią o sześciu przełożeniach, doposażoną w reduktor. Japoński diesel zwłaszcza tuż po odpaleniu na zimno niemiłosiernie klekocze, by po kilku minutach osiągnąć poziom typowo osobowych konstrukcji. Zjeżdżając w grząskie rejony należy pamiętać o wyłączeniu kontroli trakcji, potrafiącej unieruchomić auto w najmniej odpowiedniej chwili.

Jak przystało na rasowego robotnika, D-Max nie boi się wyboistych leśnych duktów z licznymi przejazdami przez kałuże czy inne przeciwności spotykane na drodze. Z podobną łatwością pokonuje także wszelakie wzniesienia, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku (wyznaczonych przez masywne zderzaki i odwagę kierowcy). Owe terenowe opony zwiększające także zużycie paliwa (około 8-9 litrów w trasie i 11 w ruchu miejskim), okazują się niezwykle przydatne

chociażby na grząskim piachu, gdzie z powodzeniem utrzymują ciężkiego pickupa Isuzu na powierzchni. Dzięki nim jazda po piaszczystych wydmach nie wymaga używania napędu 4x4 – uruchamianego pokrętłem między fotelami. Dopiero poważniejsze formacje na pustyni Błędowskiej czy bieszczadzkim podmokłym lesie będą wymagały skorzystania z napędu także przedniej osi, a w ostateczności blokady mechanizmu różnicowego – w nocnych warunkach przydadzą się również potężne szperacze zamontowane tuż nad kabiną na chromowanym pałąku.

Jak wiadomo jazda pickupem do łatwych nie należy, zwłaszcza przemierzanie luźnych nawierzchni z dezaktywowaną kontrolą trakcji. Lekka, mieszcząca paletę i przeszło tonę ładunku skrzynia ładunkowa niczym nie dociąża tylnych kół pozwalając na mnóstwo zabawy. Do dziarskiego przemierzania szutrowych zakrętów szerokimi łukami wystarczy należycie operować pedałem gazu, ot recepta na chwilę radości.

Isuzu D-Max w terenowej odsłonie bez cienia zawahania spełni polecenie i oczekiwania swego właściciela w trudnych warunkach, dowożąc cenny sprzęt budowlany tudzież wyciągając z rowu pseudo terenowego SUV’a – a to wszystko za niespełna 90 tysięcy złotych.

Maciej Mokwiński
artykuł ukazał się w serwisie:

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (4) / skomentuj / zobacz wszystkie

Marek
29 stycznia 2014 o 22:31
Odpowiedz

Też widziałem 8), ale pod Lidlem hehe. Gościo przejechał dosłownie przez zaspę, pewnie tylko dlatego, że mógł to zrobić. 163 koni pod maską DMAXa, jest co przydusić jak potrzeba dużo mocy. Pora idealna na takie samochody. Gdzie nie pojedzie to pełno śniegu. Zwykła osobówka to po przejechaniu kilku kilometrów na mieście jest już zabita śniegiem od spodu. Masakra!

~Marek

29.01.2014 22:31
grengo
22 stycznia 2014 o 23:22
Odpowiedz

Isuzu powoli podbija europejski rynek, ostatnio nawet jak byłem na zakupach to widziałem go po tesco :D, do tej pory to tylko l200 widziałem na mieście, czasami hiluxy. Znajomy ma isuzu, bardzo go zachwala

~grengo

22.01.2014 23:22
riko
22 listopada 2013 o 23:06
Odpowiedz

świetny sprzęt, niezawodny. Zrobiłem 100 tys i nie miałem żadnych problemów, auto pojemne, ale zwinne i parkowanie na mieście nie jest uciążliwe

~riko

22.11.2013 23:06
zbigniew_wardz
05 listopada 2013 o 00:28
Odpowiedz

nic dodać nic ująć, świetne auto - zdecydowanie najlepszy pickup jakiego dotąd miałem... wyjątkowo komfortowy i bardzo ekonomiczny (poniżej 8l/100) jak na ta klase - silnik to zdecydowanie największy atut isuzu

~zbigniew_wardz

05.11.2013 00:28
1