Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Odlot na desce z latawcem

Rusz się!
|
18.07.2013
Rusz się! Odlot na desce z latawcem

Kiedy spróbujecie, nie będziecie już szukali nad morzem słońca i piaszczystej plaży, ale przede wszystkim wiatru. Bo kitesurfing uzależnia na dobre, spełniając odwieczne marzenia człowieka o lataniu, wolności i obcowaniu z naturą. I wbrew pozorom, nie wymaga wcale żelaznej kondycji.

Rusz się! Odlot na desce z latawcem

„Parę lat temu wspinałem się, chodziłem po jaskiniach, skakałem na spadochronie, pływałem na desce. Mam ponad 40 lat i jeśli nie zrobię tego teraz, to kiedy?” – pyta na forum o kitesurfingu użytkownik przedstawiający się jako kali. Kali mieszka w Wieliczce. Na Hel to jakieś 700 km, blisko 8 h jazdy samochodem. Odległość nie ma jednak dla niego większego znaczenia. Bo jeśli nie spróbuje pływania na kajcie teraz, to kiedy?

Takich jak on jest coraz więcej. – To otwarci i ambitni ludzie, którzy szukają przygody, wyjątkowych doznań i oderwania od codzienności – tłumaczy Dominika Derżecka-Szczepańska ze szkoły Kite.pl. Wśród amatorów kitesurfingu, czyli pływania na desce z latawcem, są aktywni ludzie znudzeni tradycyjnymi sportami takimi jak bieganie czy kolarstwo, miłośnicy sportów wodnych i ekstremalnych. Ale są też i tacy, którzy przez wiele lat nie podejmowali żadnej aktywności, a nagle wstali zza biurka i złapali bakcyla „deski z latawcem”. - Obracasz się w kręgu surferów, nawiązujesz nowe przyjaźnie. Frajda, jaką daje kontakt z wodą i wiatrem, powoduje, że zaczynasz się czuć „wolnym”. – tłumaczy fenomen rosnącej popularności kitesurfingu Maks Żakowski, jeden z najbardziej utalentowanych zawodników młodego pokolenia, reprezentujący BlueCash Team.

Łatwiej niż myślisz

Tajemnica sukcesu kajta tkwi w dużej mierze w jego prostocie. Aby osiągnąć zadowalające efekty w tym sporcie, nie potrzeba wyrzeczeń i lat treningu. Nie trzeba też dysponować żelazną kondycją. Kitesurfing jest znacznie łatwiejszy do opanowania niż inne sporty wodne, takie jak żeglarstwo czy windsurfing, dlatego satysfakcja z uprawiania tej dyscypliny przychodzi znacznie szybciej . – Pierwszy ślizg można wykonać już po około 8h od rozpoczęcia treningu, a pierwsze skoki można zaliczyć już po 15-20h. Przy odpowiedniej determinacji i talencie, jeśli ktoś chce, może dołączyć do światowej czołówki po kilku latach – tłumaczy Maks Żakowski.

Z tego powodu nad Zatoką Pucką, jednym z najlepszych akwenów do uprawiania kitesurfingu na świecie, z roku na rok unosi się coraz więcej wielobarwnych latawców. Od Chałup po Hel na desce z latawcem z równym powodzeniem trenują zarówno nastolatkowie, 40-latkowie, jak i 60-latkowie. - Na początku kajtem interesowali się głównie windsurferzy, teraz na kajcie pływają wszyscy. Szacuję, że w sezonie szkoli się w Polsce około 10 tysięcy osób. 95% z nich chce kontynuować

naukę. Są wśród nich tacy, którzy przyjeżdżają popływać kilka razy w roku, ale też i tacy, którzy non stop śledzą prognozy pogody i przyjeżdżają za każdym razem, gdy wieje - mówi Dariusz Ziomek ze Szkoły Kitesurfingu Wake.pl.

Technologiczna rewolucja

Kitesurfing powstał na początku lat 90-tych w efekcie połączenia kilku dyscyplin sportowych. Można odnaleźć w nim elementy windsurfingu, jazdy na wakeboardzie, a także puszczania latawców. Odmian kitesurfingu jest kilka: kiterace, foilkiteboarding, wake, freestyle i ciągle tworzą się nowe. – Są wśród nas miłośnicy zimowej odmiany snowkite, wakestylu czyli pływania w butach z latawcem nisko na dużej mocy, zwolennicy zawijania się na falach, czy miłośnicy ścigania się. Ostatnio coraz większą popularnością cieszy się kitefoilboarding, którego prekursorem oraz promotorem w Polsce jest Tadeusz Niesiobędzki. Foilboarding stał się już osobną klasą żeglarską. – opowiada Tomek Janiak, wielokrotny Mistrz Polski Masters w kiteracingu.

W Polsce kitesurfing pojawił się kilkanaście lat temu. W 2001 r. powstała pierwsza szkoła kite na Półwyspie Helskim, wtedy odbyły się też pierwsze zawody. Na początku był to sport niszowy. Nawet w środowisku ludzi zawodowo związanych z morzem, windsurferów i żeglarzy, którzy jako pierwsi spróbowali „deski z latawcem”, kajt był traktowany raczej w kategoriach ciekawostki a nie sposobu na życie. Powód był prosty – brakowało instruktorów a i sam sprzęt był mocno niedoskonały.

Brakowało np. systemu bezpieczeństwa – dziś standardowego wyposażenia kajta - który pozwala uniknąć kłopotów w momencie utraty kontroli nad latawcem. Jak wspominał w wywiadzie dla branżowego portalu alldaysurf.com nestor polskiego wind-i kitesurfingu, 45-letni Marek „Bracuru” Rowiński:

 - Moim największym sukcesem w kajcie było przetrwanie tamtego okresu w jednym kawałku. Po roku poddałem się. Używałem jedynie latawca do jazdy po lądzie – snowboard, narty, a nawet rolki. Nie widziałem siebie z latawcem na wodzie.- tłumaczył.

Na przestrzeni ostatnich lat pod tym względem nastąpiła prawdziwa rewolucja. Pojawiły się doskonalsze systemy bezpieczeństwa, materiały, profile latawców, kształty desek, etc. Dzięki temu kiteboarding stał się ciekawszy, a przede wszystkim dużo bardziej bezpieczny, tym samym dostępny dla szerszego grona osób.

Bar, czyli jak zacząć?

Przygodę z kitesurfingiem najlepiej rozpocząć w jednej ze szkółek rozsianych po Półwyspie Helskim. Za weekendowy kurs, podczas którego nauczysz się zasad pracy latawca, obsługi kite a także startu i lądowania, zapłacisz 500 zł. Podstawy opanujesz po ukończeniu kolejnego dwudniowego kursu dla średniozaawansowanych. Z międzynarodową licencją IKO LEVEL II (Intro Kiteboarder Program) możesz już doskonalić swoje umiejętności samodzielnie.

Jeśli złapiesz bakcyla, czekają cię większe wydatki, choć kitesurfing – wbrew powszechnej opinii – nie jest sportem dla bogatych. Do uprawiania tego sportu potrzebny jest latawiec, czyli motor napędowy kite, mocowany cienkimi linkami do uprzęży zwanej trapezem, deska, wyglądająca jak połączenie deski snowboardowej i surfingowej oraz – przydatna zwłaszcza w naszych warunkach atmosferycznych – pianka chroniąca przed zimnem. Koszty? W naszych warunkach pogodowych wystarczy mieć jeden latawiec (rozmiar zależy od siły wiatru – im słabszy wiatr, tym większego latawca trzeba użyć). Nowy komplet (latawiec, bar z linkami, plecak, pompka itd) to wydatek rzędu 3500 – 4000 zł. Za używany z poprzedniego sezonu, ale w idealnym stanie, zapłacimy około 2000 zł. Deska z najwyższej półki to koszt 1500-2500 zł, używana – 1000-1500 zł. W sumie, dysponując kwotą rzędu 3-4 tys. zł możemy stać się właścicielami sprzętu, który posłuży nam przez kilka kolejnych sezonów. A jeśli nie mamy takiej sumy, zawsze możemy skorzystać z usług jednej z licznych wypożyczalni sprzętu.

Odmiany kajta

Freestyle – najbardziej widowiskowy. Freestyle dzieli się na newschool polegający na wykonywaniu trików nisko nad wodą, na pełnej mocy i na wypięciu (całą moc latawca trzyma się w rękach) i oldschool czyli wykonywaniu wysokich lotów (bar wpięty w hak trapezowy, podczas lotów obroty, zdejmowanie i zakładanie deski w powietrzu, latanie do góry nogami, etc.)

Wave - surfing na falach z latawcem. W Polsce mało popularny ze względu na warunki.

Race – wyścigowa odmiana kajta. Ma szansę stać się dyscypliną olimpijską.

Speed – odmiana kajta polegająca na biciu rekordów prędkości.

Foilboarding – pływanie na desce ze skrzydłem, dzięki któremu kitesurfer może „lewitować” nad powierzchnią wody.

Snowkiting – zimowa odmiana kitesurfingu.

Adam Mitura

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie