Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Czterdziestolatek na szosie. Etap 3. Sklep z zabawkami

Rowery
|
15.04.2021

Temat, który u wielu dorosłych facetów wywołuje wypieki na twarzy, a u naszych kobiet uśmiech politowania: gadżety. Kiedy już mamy upragniony rower, często zaczynamy kombinować, czym go wzbogacić i w jakie czujniki wyposażyć, żeby jeździć lepiej i szybciej. Czy to niezbędne? Absolutnie nie. Można po prostu wsiąść na rower i pojechać przed siebie – tak, jak robiliśmy to w dzieciństwie. Ale skoro XXI wiek przyniósł nam nieprzebrane zasoby nowych technologii, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby z nich korzystać i w efekcie jeździć mądrzej i bezpieczniej.

Tagi: sport dla faceta po 40. , velo 40+

Wyposażenie roweru szosowego
Gadżety do roweru szosowego - co warto kupić?

Trójkąt Bermudzki: prędkość, kadencja, moc

Złośliwi powiadają, że są trzy stopnie wtajemniczenia w kolarstwo: prędkość, kadencja i moc. Ja uważam, że o ile pomiar mocy rzeczywiście wymaga doskonałej świadomości tego, jak przy danym obciążeniu i w konkretnych warunkach reaguje nasz organizm, o tyle do tematu kadencji warto przymierzyć się od razu, bo jest to jeden z parametrów, dzięki któremu możemy szybko wypracować optymalną dla siebie technikę jazdy. A wówczas zaplanowany odcinek naturalnie przejedziemy szybciej, bo prędkość jest ostatecznie wypadkową wszystkich elementów jazdy.

O cóż zatem chodzi? Kadencja to rzecz jasna częstotliwość pedałowania, czyli po prostu liczba obrotów korby na minutę. Od indywidualnych preferencji kolarza będzie zależało, czy jeździ z większym obciążeniem, ale mniejszą kadencją – czyli po prostu pedałuje mocniej, na większym przełożeniu, czy kręci szybciej, ale z mniejszym obciążeniem. Ja osobiście najlepiej się czuję przy średnim obciążeniu i kadencji w przedziale 85-90 obrotów na minutę, co zazwyczaj pozwala mi osiągnąć na 80-100 km treningu średnią prędkość w okolicach 28 km/h.

No ale kadencję trudno mierzyć, nieustannie licząc w głowie obroty. Tu z pomocą przychodzi nam technologia, która pozwoli nam doposażyć rower w niezbędne czujniki i urządzenia, które przetwarzają i pokazują zbierane informacje. I tu zaczynają się schody: co wybrać?

Liczniki

Generalnie urządzenia pomiarowe można podzielić na trzy grupy: liczniki, komputery rowerowe i aplikacje do smartfonów. Liczniki z reguły należą do kategorii najprostszych urządzeń, których zadanie polega na prezentowaniu bieżących informacji: prędkości, kadencji, przejechanego dystansu dziennego i ogółem, czasu treningu itp. Niektóre, o ile są wyposażone w moduł Bluetooth, mogą się również komunikować z pulsometrem, którego stosowanie zdecydowanie polecam, zwłaszcza Facetowi po 40 ;) Decydując się na proste urządzenie zwróć uwagę na to, żeby czujniki były obsługiwane bezprzewodowo. Dane z niektórych liczników można gromadzić i analizować w komputerze, ale bardzo często podawane są w postaci prostych plików, np. csv, więc musisz naprawdę kochać excela…;)

Licznik rowerowy Sigma
Licznik rowerowy Sigma. fot. Materiały producenta

Komputery rowerowe

Od liczników odróżnia je przede wszystkim to, że z zasady są bezprzewodowe, znacznie łatwiej komunikują się z zewnętrznymi akcesoriami (komputer, smartfon itp.) oraz bardzo często wyposażone są w moduł GPS, pozwalający nie tylko zapisywać pokonaną trasę, ale też wcześniej ją precyzyjnie planować. Najbardziej zaawansowane modele udostępniają również takie udogodnienia, jak live-tracking, dzięki któremu ty będziesz sobie dziarsko pedałować, a partnerka w domu (o ile nie kręci z tobą, do czego zachęcam) będzie obserwować na ekranie komputera twoje postępy.

Komputer rowerowy Garmin
Komputer rowerowy Garmin. Fot. Materiały producenta

Aplikacje na smartfony

Na dobrą sprawę potrafią wszystko, co niezbędne dla zaangażowanego amatora: możliwość podłączenia wielu czujników, możliwość zdalnej synchronizacji i rzecz, którą wielu lubi najbardziej: możliwość natychmiastowego podzielenia się ze światem dobrą nowiną o odbytym treningu. To rozwiązanie ma jednak dość istotną wadę: ponieważ telefon w czasie pracy zbiera nie tylko informacje o twojej jeździe, ale również stale wyszukuje sygnał, łączy się z GPS-em, pobiera pocztę, odbiera sms-y i robi jeszcze mnóstwo innych rzeczy, o których nie mamy pojęcia, jego bateria wyczerpuje się błyskawicznie – zwłaszcza, kiedy informacje z czujników wyświetlamy cały czas na ekranie, który z uwagi na duży kontrast często świeci z maksymalnym natężeniem.

Zaletą tego rozwiązania jest z kolei relatywnie niski koszt, ograniczony do zakupu odpowiednich czujników i mocowania dla telefonu, który zazwyczaj większość z nas posiada.

Aplikacji na smartfony są dziesiątki, zdecydowana większość dostępna bezpłatnie, każdy więc znajdzie coś w sam raz dla siebie. Ja ograniczę się do krótkiego opisu dwóch, których używam najczęściej:

Strava Cycling – absolutny numer jeden, jeśli idzie o kolarzy szosowych i triathlonistów. Funkcje aplikacji ograniczone są właściwie tylko do trzech dyscyplin: kolarstwa, biegania i pływania, przy czym moduł kolarski jest zdecydowanie najbardziej rozbudowany. Strava współpracuje z szeroką gamą czujników różnych producentów (w tym również z miernikami mocy), pozwala planować trasę i oczywiście zapisuje przejechaną drogę, ale jej ulubioną przez kolarzy funkcją jest możliwość rywalizacji na wybranych odcinkach – tzw. segmentach. Segmenty możesz tworzyć samodzielnie, a aplikacja informuje cię o tym, że wjeżdżasz właśnie na odcinek, na którym toczy się rywalizacja. Możesz też obserwować swoje własne postępy, porównując wyniki na danym odcinku, osiągnięte podczas różnych treningów. Strava to również spora społeczność kolarzy – możesz swoje wyniki porównywać z innymi, zapraszać znajomych, uczestniczyć w rywalizacji i realizować stawiane cele (np. Gran Fondo – czyli najdłuższa trasa, przejechana podczas jednego treningu). A na koniec – rzecz jasna – możesz się pochwalić swoimi osiągnięciami na Facebooku.

aplikacja Strava
Aplikacja Strava

Wahoo Fitness – Wahoo jest producentem nie tylko aplikacji, ale też przystępnych cenowo akcesoriów – w tym zintegrowanych czujników prędkości i kadencji, uchwytów do smartfona i rowerowych komputerów. Komponując swój własny zestaw zdecydowałem się właśnie na to rozwiązanie, raz ze względu na rozsądną cenę (choć firma nie posiada polskiego przedstawiciela, ale zamówienie internetowe zostało zrealizowane już po dwóch dniach!), a dwa: właśnie ze względu na świetnie dopracowaną aplikację.

Wahoo Fitness informacje gromadzi na kilku ekranach: wskazania bieżące (prędkość, kadencja, puls, czas treningu), wartości średnie, multimedia (np. playlista – polecam wyłącznie przy treningach stacjonarnych) oraz GPS z zaznaczoną trasą oraz aktualnym położeniem. Wszystko jest podane w czytelnej formie, a obsługa ogranicza się do wciśnięcia start i stop, ewentualnie do przesuwania ekranu. Wszystkie dane, zbierane przez urządzenie można też później wyeksportować do Stravy i porównywać z wynikami innych uczestników zabawy.

Aplikacja Wahoo Fitness
Aplikacja Wahoo Fitness

Po co mi to wszystko?

Jazda na rowerze ma sprawiać przede wszystkim przyjemność. Odpowiednia technika, dobre planowanie trasy, kontrolowanie wysiłku – te wszystkie elementy sprawiają, że przyjemność trwa dłużej. Oczywiście – można po prostu wsiąść na rower i pojechać przed siebie. Tylko w sytuacji, w której pojedziemy zbyt daleko, zbyt forsownie, źle rozkładając siły – skończymy trening zirytowani. Korzystanie z dobrodziejstw technologii pozwala nam tego wszystkiego uniknąć, a do tego czerpać przyjemność i motywację z rywalizacji z innymi. Zwłaszcza, jeśli zdarza nam się jeździć w pojedynkę – wtedy znacznie trudniej o motywację i zachętę do jazdy.

Mariusz Czykier

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie