Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Bohaterowie nie są zmęczeni

Podsumuj 40
|
28.07.2011
Podsumuj 40 Bohaterowie nie są zmęczeni

Sądzisz, że po czterdziestce facet traci moc, słabnie i przestaje fizycznie dawać radę? Nic bardziej mylnego! Dziś to właśnie czterdziestolatkowie sięgają po olimpijskie złoto i pokazują plecy swoim młodszym konkurentom!

Pobierz raport z ankiety:

Raport: Bilans
Podsumuj 40 Bohaterowie nie są zmęczeni

Słynny włoski piłkarz Paolo Maldini skończył piękną karierę dopiero w wieku 41 lat. Norweski biathlonista Halvard Hanevold również, a tuż przed tym zdobył z kolegami złoto podczas igrzysk olimpijskich w Vancouver. Wreszcie żużlowiec Tomasz Gollob, licząc sobie 39 wiosen, wywalczył swój pierwszy tytuł mistrza świata, bo dopiero doń dojrzał. Teraz Chudy jedzie po kolejne, a najbardziej przeszkadza mu... starszy o 2 lata Greg Hancock. Czy to tylko wyjątki, czy może jednak znak czasów, w których łatwiej zachować długowieczność? Może tych nieśmiertelnych jest coraz więcej?

W czasach starożytnych bogowie, by zachować wieczną młodość, upijali się ambrozją. Był to jednak pokarm mityczny. Takiego, który faktycznie zapewniłby nieśmiertelność, do dziś nie wymyślono. W sporcie trwa jednak technologiczno-medyczna wojna, której efektem jest wydłużenie żywotności współczesnych gwiazd. W różnoraki sposób.

Uwaga, uwaga, możliwa kontuzja!

Z marketingowego punktu widzenia dzieli się sport na piłkę nożną i pozostałe dyscypliny. Zacznijmy zatem od futbolu. Oto Włoch Alessandro Costacurta, teraz już w stanie sportowego spoczynku, występował w Lidze Mistrzów jako 40-latek. Jego rodak Paolo Maldini skończył piękną i długą karierę licząc sobie 41 wiosen. Co ich łączy poza długowiecznością? Ten sam klub – AC Milan. A co kryje się w klubowych strukturach? Słynne, choć owiane tajemniczą aurą laboratorium, Milan Lab. Mówi się, że to studnia młodości. Gdy powstało i zaczęło prężnie funkcjonować, stał się AC Milan najbardziej zaawansowaną wiekowo ekipą na świecie pośród tych liczących się.

To nowoczesne biomechaniczne centrum badawcze powstało w 2002 roku. Zajmuje się analizą formy i parametrów psychofizycznych graczy. Każdego gracza z osobna, rzecz jasna. Badane jest wszystko począwszy od parametrów mięśni i czasu reakcji, a na odporności psychicznej skończywszy. Dzięki temu system ostrzega trenera przed kontuzjami jego graczy, jak świecąca się lampka w samochodzie o kończącym się paliwie. Jak komputer pokładowy w limuzynie o spadku ciśnienia oleju. Analizowane są wszelkie dane, na podstawie których dobiera się optymalny rodzaj treningu, a także dietę zawodnika. Zatrudnienie znaleźli tam więc nie tylko diagnostycy formy, lekarze sportowi i masażyści. Również osteopaci usuwający

blokady w ciele. Kucharze w Milanello używają rzekomo wyłącznie biodynamicznych produktów, bo przecież wyścigowy samochód nie tankuje na zwykłej stacji paliw. Tu paliwo musi być podrasowane i oczyszczone z najmniejszych niedoskonałości.

Uczyli się na urazach

Są też i przeciwnicy, a także prześmiewcy Milan Labu, lecz fakty oraz statystyki murem stoją za kliniką. Według danych liczba niespodziewanych urazów spadła o blisko 90 procent, a niemal każdy gracz poprawiał swoje mankamenty. - Ja np. znacznie poprawiłem wyskok, co dla obrońcy ma spore znaczenie – twierdził Duńczyk Thomas Helveg. Trzeba też pamiętać, co było bezpośrednią przyczyną powstania laboratorium. Właśnie kontuzja. Klub wydał krocie za Fernando Redondo, po czym ten rozsypał się już podczas pierwszego treningu. To był impuls i pole do popisu dla biomechaników. Ale nie tylko w Mediolanie mają swoją ambrozję. Kto bronił bramki Manchesteru United w majowym finale Champions League na Wembley (Barcelona – MU 3:1)? Holender Edwin van der Sar, rocznik 1970.

Łowienie ryb i suszenie sieci

Rozwój wielu dziedzin życia sprawia, że pojawiają się jednak w sporcie substytuty mitycznej ambrozji. Po pierwsze – coraz większą wagę zaczęto przywiązywać do regeneracji. W myśl starochińskiego porzekadła, że musi być czas i na łowienie ryb, i na suszenie sieci, a więc i na ciężką pracę, ale i na solidny odpoczynek. Dziś każda profesjonalna ekipa spędza czas na zgrupowaniach z kilkoma masażystami, mającymi pełne ręce roboty. Preparaty regenerujące wprowadza się także do organizmu metodą iniekcji, bo dzięki zastrzykom (lub kroplówce) mają szybsze zastosowanie. Stąd się biorą takie sukcesy, jak choćby norweskiego biathlonisty Halvarda Hanevolda (rocznik 1969). Nie przeszkodziło mu to jednak, by na igrzyskach olimpijskich w Vancouver sięgnąć po złoty medal w sztafecie. To także mistrz olimpijski z Nagano (1998) i mistrz świata z Anterselvy (1995), zatem na szczycie utrzymywał się przez cztery olimpiady. Nie od dziś poza tym wiadomo, że wytrzymałość zdobywa się z wiekiem, co w biathlonie ma ogromne znaczenie.

Przyszłość byłaby przed Małyszem

6 czerwca 42 lata skończy skoczek narciarski Noriaki Kasai, siedmiokrotny olimpijczyk. To mistrz świata w lotach z 1992 roku (Harrachov), tymczasem w wieku 40 lat ustanowił w Planicy swój nowy rekord życiowy w długości skoku (224,0), będący 

jednocześnie rekordem Japonii. W Soczi zdobył srebro. Rezerwowym w Vancouver był jego rodak Takanobu Okabe (rocznik 1970), choć i w zamierzchłych czasach miały miejsce podobne przypadki. Po czterdziestce w światowej czołówce mieścił się jeszcze legendarny Dziadek, zakopiańczyk Stanisław Marusarz. A my wysyłaliśmy na przedwczesną emeryturę Adama Małysza (33 lata). I posłuchał, choć mógł jeszcze skakać baaardzo daleko. Teraz chce jednak skakać terenówką po dziurach.

Gollob, czyli Chudy

Wydłużenie sportowej aktywności zauważalne jest również w tzw. motorsporcie i nie mamy tu na myśli jedynie Formuły 1 z 7-krotnym mistrzem świata, Michaelem Schumacherem (rocznik 69) na czele. Jeszcze większej sprawności wymaga się bowiem od balansujących na maszynie żużlowców, wśród których kapitalnym przykładem jest Tomasz Gollob. Najlepszy polski zawodnik wszem i wobec zapowiada, że chce dożyć setki, a jako 80-latek zamierza cieszyć się jeszcze w pełni urokami życia. W środowisku słynne są jego codzienne przebieżki, podobne jak u dbających o linię skoczków. Na zbijanie wagi i pozbywanie się tłuszczu najlepszy jest bowiem długi, acz umiarkowany wysiłek, np. marszobieg. Gollob to wie, o czym świadczy jego ksywa - „Chudy”. Nie jest to zresztą jedyny żużlowiec, który drastycznie zmienił sposób przygotowań. Na przestrzeni ostatnich lat w ślad za rozwojem nauki poszli też inni.

Zawody, a po nich w beret

- Kiedyś balangowiczów była w naszym sporcie cała masa. Teraz większość bardzo się pilnuje – zauważa Szwed Henrik Gustafsson, który sam za kołnierz nie wylewał. Słynne stało się powiedzenie dwukrotnego mistrza Polski Sławomira Drabika, który zapytany, jak wygląda jego życie w sezonie, odparł: - Jak to jak? Zawody, ostro w beret, zawody, ostro w beret i tak w kółko. Dziś, kiedy na torze leżą do wygrania miliony złotych, zaczęła się dbałość o każdy detal. - To była normalna kolej rzeczy. Kiedy coraz mniej rzeczy zostało już do ulepszenia w sprawach sprzętowych, zawodnicy zaczęli szukać rezerw 

w sobie. Stąd te biegi, dieta, trzymanie wagi, trening fizyczny, suplementacja itd. - wyjaśnia mistrz świata w kick-boxingu Mariusz Cieśliński, który zaznajamiał żużlowców z rzeczonymi nowinkami. Sam już po czterdziestce i wciąż walczy na światowym poziomie, a podczas żużlowego cyklu Grand Prix pomaga Jarosławowi Hampelowi. Zabiera go na treningi biegowe, wybiera menu w restauracji, a gdy tuż przed zawodami trzeba Hampela pobudzić, potrafi go też kopnąć w kostkę. Bo tak właśnie zwykł mawiać przed laty Andrzej Rusko, obecny szef piłkarskiej ekstraklasy, gdy był jeszcze prezesem żużlowego Atlasa. Że Jarka trzeba czasem przed zawodami kopnąć w kostkę.

Takich jak Cieśliński, pojawia się w tym sporcie więcej. I stąd także więcej dziadków na torze. Przesympatyczny Greg Hancock (rocznik 1970) to jedyny żużlowiec na świecie, który nie opuścił żadnej (żadnej!) ze 136 rund Grand Prix, rozgrywanej od 1995 roku. W tak kontuzjogennej dyscyplinie sportu.

Kliczko: Doświadczenie jest najważniejsze

Wracając do Golloba. Rocznik 71 rzeczywiście coś w sobie ma. Przykład? Wioślarz Marek Kolbowicz, mistrz olimpijski z Pekinu, wielokrotny mistrz świata i mistrz Europy w czwórce podwójnej w wieku 39 lat. Witalij Kliczko? Urodzony w 1971 roku bokser jest właścicielem pasa mistrza świata WBC nieprzerwanie od 2008 roku!. - Proszę, nie pytajcie mnie już o koniec kariery. Ja nie myślę teraz o emeryturze, lecz o najbliższej walce. Chcemy mieć w rodzinie wszystkie cztery najbardziej prestiżowe pasy - zapewnia Witalij. I to marzenie już się spełniło. W Hamburgu jego młodszy brat Władymir odebrał tytuł WBA Davidowi Haye, zachowując przy okazji mistrzostwo świata IBF oraz WBO.

- Owszem, mam już 40 lat, lecz doświadczenie to najważniejsza rzecz. I pokażę Tomaszowi, co znaczy siła doświadczenia - mówił przed walką we Wrocławiu z Tomaszem Adamkiem Ukrainiec. Kliczko to doktor Uniwersytetu Kijowskiego (filozofia i sport), a do tego kapitalny ambasador pięściarstwa. Zna swoją wartość, potrafi poruszać się na salonach, ubijać świetne interesy i wybijać boks z głowy kolejnym challengerom. 

Genetycy mogą dłużej

Nie jest tajemnicą, że większe zdolności do długowieczności mają sportowcy, którzy odziedziczyli po rodzicach dobre geny. Ci, którzy mogą opychać się słodyczami, a i tak zachowają smukłą sylwetkę (w światku mówi się o nich - „genetycy”). Patrz polski koszykarz Adam Wójcik, rocznik 1970, a wciąż radzi sobie na parkiecie wyśmienicie. Inny przykład to siatkarka Atomu Trefla Sopot Dorota Świeniewicz. W wieku 35 lat urodziła syna Juliana, lecz wróciła do sportu – tak samo zgrabna i tak samo szczupła jak przed ciążą. Karierę sportowa zakończyła w wieku 40 lat, wcześniej doprowadzając swoją ekipę do wicemistrzostwa kraju. 

No to spójrzcie tylko na tego Golloba – łysy już i siwy, lecz wewnątrz wciąż się pali ogień. Bohater jest niby stary, ale nie jest jeszcze zmęczony.

 

Wojciech Koerber

Na siłownię nigdy nie jest za późno!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie

Mat
19 listopada 2011 o 14:45
Odpowiedz

kiedyś facet po 40 to był starzec tuż przed emeryturą. Teraz zaczyna być traktowany (ale tez tak się czuć) na równi z dużo młodszymi. Cywilizacja nas zmienia.

~Mat

19.11.2011 14:45
1