Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Witaj w klubie, czyli sukces po czterdziestce

Oni nas inspirują
|
05.10.2023

W przeszłości palił trawę, przesiadywał w barach i pracował na zmywaku. Po studiach zajął się aktorstwem i choć zapowiadało się obiecująco, to potem przywykł do przeciętnych ról w komediach romantycznych. A prywatnie? Sypiał m.in. z Sandrą Bullock czy Penelope Cruz. W końcu, już po czterdziestce, powiedział: dość! Założył szczęśliwą rodzinę i czekał na rolę życia. Schudł do niej 20 kg i dostał Oscara dla pierwszoplanowego aktora za film „Witaj w klubie”.

Matthew McConaughey
Matthew McConaughey w filmie "Witaj w klubie" (kadr z filmu)

Można zaryzykować twierdzenie, że po czterdziestce Matthew McConaughey (Mo-kon-o-kay – jak nakazuje wymawiać swoje nazwisko Teksańczyk) diametralnie odmienił swoje życie. I to zarówno prywatne, jak i zawodowe.

Co ciekawe, wcześniej wiodło mu się całkiem nieźle, bo za role uśmiechniętego (niczym z reklamy pasty do zębów) macho z gołym torsem kasował przyzwoite gaże. Prywatnie spotykał się z aktorkami: Patricią Arquette (później żoną Nicolasa Cage'a), Ashley Judd (Matthew odbił ją Robertowi De Niro, a ona poślubiła potem kierowcę wyścigowego Dario Franchittiego), Sandrą Bullock i Penelope Cruz.

W końcu, po czterdziestce znudziło mu się goszczenie na okładkach tabloidów przy okazji kolejnych romansów. Jeszcze przed czterdziestką związał się z brazylijską modelką Camilą Alves (ur. 1982), którą poślubił w 2012 roku. Mają trójkę dzieci (Levi 6 lat, Vida 4 lata i Livingston 1,5 roku), a Matthew każdą wolną chwilę poświęca swoim pociechom.

„Zanim jeszcze zostałem ojcem, zawsze miałem dobre relacje z dzieciakami. Już dawno temu zauważyłem i staram się na to zwracać uwagę, że młodsi szczególnie nie lubią protekcjonalnego tonu oraz lekceważenia. Trzeba z nimi rozmawiać wprost, jak z dorosłymi” – mówił tata McConaughey.

To była jednak dopiero pierwsza życiowa metamorfoza Matthew, który 4 listopada 2009 roku skończył 40 lat. Za nią poszła też i druga. „Pomyślałem sobie: Dbam o swoje życie prywatne i muszę też zadbać o karierę, która też jest częścią mojego życia. Zadałem sobie pytanie, co jestem w stanie zrobić, żeby kariera dała mi w końcu tyle satysfakcji, co życie prywatne”. A co było nie tak z jego karierą?

Teksańska masakra i Titanic

Po studiach licencjackich na uniwersytecie w Austin (początkowo na wydziale prawa, a następnie – komunikacji i mediów), które ukończył w 1993 roku, McConaughey zadebiutował epizodem w czarnej komedii „Mój chłopak zombie” (1993). Wcześniej grywał w reklamach, m.in. piwa, które uwielbia do dziś. Jednak tak naprawdę jego obecność na ekranie zaznaczyła się w „Uczniowskiej balandze”. Potem grywał w tym co popadło, łącznie z „Teksańską masakrą piłą mechaniczną: Następne pokolenie”. Aż przyszedł „Czas zabijania” w gwiazdorskiej obsadzie (Samuel L. Jackson, Donald i Kiefer Sutherlandowie, Kevin Spacey, Sandra Bullock, Ashley Judd) i reżyserii samego Joela Schumachera. Za rolę młodego, obiecującego prawnika McConaughey otrzymał MTV Movie Award, jako najbardziej obiecujący debiut. Przy tej roli bardzo przydatna okazała się praktyka, jaką jeszcze przed studiami odbył w kancelarii adwokackiej.

Ten sukces przyniósł mu angaże u takich sław jak: Robert Zemeckis (w filmie „Kontakt”), czy Steven Spielberg („Amistad”). Niestety role Matthew okazały się rozczarowaniem, nie tylko dla widzów, ale i dla niego samego. W 1997 roku McConaughey był brany pod uwagę do roli Jacka Dawsona w „Titanicu”, którą ostatecznie otrzymał Leonardo DiCaprio.

Potem Matthew imał się różnych ról, lecz w pamięci widzów najtrwalej zapisał się jako bohater komedii romantycznych, m.in.: „Powiedz tak” (2001) z Jennifer Lopez, „Jak stracić chłopaka w 10 dni” (2003) u boku Kate Hudson, czy „Miłość na zamówienie” (2006) z Sarah Jessicą Parker. Z etykietką blondwłosego amanta z szerokim uśmiechem udało mu się zerwać dopiero po czterdziestce. Wymagało to poświęcenia, bo przez dwa lata Matthew nie grał w ogóle, odrzucając scenariusze, które dalej szufladkowałyby go jako aktora z drugiej ligi.

Warto było czekać, bo po tej przerwie niemal każda nowa rola przysparzała mu chwały i wyróżnień: „Bernie” (2011 nagroda NYFCC), „Zabójczy Joe” (2011 nagroda Saturna), „Uciekinier” (2012 Nagroda Specjalna), „Magic Mike” (2012 nagroda Independent Spirit).

Schudł 20 kilogramów

Te role potwierdziły, że McConaughey ma spore pokłady aktorskich możliwości i ostatecznie przełamały jego ekranowy wizerunek. Docenił to sam Martin Scorsese, powierzając mu rolę mentora głównego bohatera (granego przez Leonardo DiCaprio) w „Wilku z Wall Street”. Jednak to był tylko przedsmak do niesamowitej kreacji, jaką McConaughey stworzył w filmie „Witaj w klubie” (w Polsce w kinach od 14 marca). I wcale nie chodzi tutaj wyłącznie o 20 kilogramów, jakie zrzucił, wcielając się w rolę człowieka umierającego na AIDS.

„Cieszę się, że tylu aktorów odrzuciło tę rolę, bo zapewne inaczej by do mnie nie trafiła” – mówił McConaughey, odbierając za nią Złotego Globa i nawiązując do tego, że w filmie z budżetem wynoszącym zaledwie 5 mln dolarów, nie chcieli wystąpić m.in. Ryan Gosling i Brad Pitt.

Teksańczyk otrzymał też Oscara za pierwszoplanową rolę, a konkurentów miał bardzo mocnych (Leonardo DiCaprio, Christian Bale, Chiwetel Ejiofor oraz Bruce Dern). Z pewnością schudnąć 20 kg nie było łatwo, bo jak mawia Matthew: „wołowe – to coś, co najbardziej nadaje się na obiad – najlepiej z grilla”.

Oprócz dobrych filmów (tu zobaczysz najlepsze role Matthew McConaughey'a), prowadzi też fundację aktywizującą młodzież z różnych środowisk poprzez sport i dodatkowe zajęcia pozaszkolne oraz pisze... scenariusze do bajek. Matthew McConaughey – facet, który największe sukcesy święci po czterdziestce!

Paweł Pluta

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie