Latem wyruszył nad morze sam. Żona nie mogła wziąć urlopu, w firmie szykowano reorganizację i postanowiła nie ryzykować utraty pracy. Nie był zbyt szczęśliwy, wakacyjne wyjazdy spędzali wspólnie, ale szkoda mu było opłaconego pokoju w pensjonacie.
- O, pan tutaj? - usłyszał już pierwszego dnia, gdy wyszedł późnym wieczorem na nadmorską promenadę. To był tamten mężczyzna. Ucieszyli się obaj ze spotkania.
Okazało się, że Maciek, bo tak miał na imię ów przypadkowy nowy znajomy, przyjechał nad morze na dwa dni, by załatwić ważną sprawę i właśnie zastanawiał się, jak miło spędzić najbliższe kilka godzin. Siedli przy stoliku w smażalni na uboczu, wypili kilka piw. Świetnie im się rozmawiało. O życiu, kobietach. Było już sporo po północy, gdy chwiejnym krokiem ruszyli na spacer. Jak wielu mieszczuchów spragnionych morza postanowili zobaczyć je przy świetle księżyca. Nie wiedzieć kiedy dotarli na koniec pustego molo, siedli na kamiennym murku i patrzyli na pieniącą się poniżej granatowoczarną kipiel.
Nie zrozumiał, co się stało, gdy spadał pchnięty znienacka przez tamtego. Skąd miał wiedzieć, że Maciek od roku był kochankiem jego żony...
***
Paweł Widomski, początkujący pisarz pasjonat, więcej moich opowiadań przeczytasz tutaj
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie