Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Zamiatanie (Jacek Sikora)

Męska psychologia
|
26.12.2012
Męska psychologia Zamiatanie (Jacek Sikora)

To ciekawe jak bardzo nie przywiązujemy wagi do prostych czynności. Nie dbamy o to, jak zakładamy spodnie, nie dbamy o to, jak ścielimy łóżko, nie dbamy o to, jak jemy. Te czynności są tak proste, że szkoda nam czasu na zajmowanie się nimi i może właśnie dlatego znikają one z naszej świadomości.
Tekst nadesłany przez użytkownika.

Męska psychologia Zamiatanie (Jacek Sikora)

Nauczyłem się zamiatać, kiedy skończyłem 43 lata. A właściwie nawet wtedy nie nauczyłem się jeszcze zamiatać, a zaledwie dotknąłem świadomie mojej nieumiejętności, nieumiejętności zamiatania. Żeby posiąść tę świadomość musiałem przekroczyć ocean i dzień za dniem zamiatać Zendo w Sonoma Mountain Zen Center. Nie, oczywiście, że wcześniej w moim życiu już zamiatałem, ale raczej nie przywiązywałem do tego żadnej wagi, podobnie jak do zakładania spodni, ścielenia łóżka i jedzenia. No, bo niby cóż takiego fascynującego jest w zamiataniu, ścieleniu łóżka czy zakładaniu spodni?

Tak naprawdę, to dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że być może wcale jeszcze nie zdobyłem świadomości zamiatania, bo świadomość nieumiejętności daleka jest jeszcze od świadomości umiejętności, ale nawet ta nie jest jeszcze celem ostatecznym. Podobnie jak i wszystko inne tak i umiejętność zamiatania przechodzi przez cztery stadia świadomości, cztery stadia świadomości zamiatania. Na razie zrozumiałem jedynie, że wcześniej nie umiałem zamiatać. Taki stan można nazwać stanem świadomej nieświadomości. Tuż przed, była nieświadoma nieświadomość i może właśnie od niej zacznę te rozważania.

Nieświadoma nieświadomość to stan, w którym nie wiemy, że czegoś nie wiemy. W tym stanie wydaje nam się, że wiemy, ale to nieprawda, po prostu ignorujemy naszą niewiedzę i na tej podstawie sądzimy, że posiadamy wiedzę. Patrzymy na jeżdżącego na rowerze i wydaje się to łatwe, że i my tak potrafimy. Obserwujemy, jak ktoś płynie pięknym crowlem w poprzek jeziora i wyraźnie widzimy, że to nic trudnego. Każdy by tak potrafił. Spoglądamy na jeźdźca galopującego na koniu i nawet to nie wydaje się takie trudne – on po prostu siedzi na koniu i nic nie robi. Czyż nie wygląda to właśnie tak? Tak też było z moim zamiataniem i trwało to przez 43 lata. Ja po prostu nie wiedziałem, że nie wiem. Zamiatałem, praca była wykonana, śmieci zebrane, liście zgrabione, więc wszystko jest OK. Niechby ktoś spróbował powiedzieć, że nie umiem zamiatać! W czym więc tkwił problem?

Podobno, by nauczyć się wiosłować, trzeba trzykrotnie nabawić się na dłoniach pęcherzy od wiosłowania. Tych od wiosłowania nabawiłem się co najmniej trzykrotnie, więc wydawało mi się, że umiem. Niestety to tylko kolejny przykład nieświadomej nieświadomości. Skoro bowiem za każdym razem kiedy wiosłuję pojawiają się pęcherze, to znaczy, że wiosłować nie umiem. Jeszcze więcej razy nabawiałem się pęcherzy od zamiatania i grabienia liści. Jednak znów jest to tylko dowód, że nie umiem lub jak wolałbym napisać, że nie umiałem zamiatać. Właściwie, za każdym razem, kiedy zamiatałem ponad godzinę lub kiedy miałem duży kawałek trawnika do zgrabienia nabawiałem się pęcherzy. W mojej nieświadomej nieświadomości starałem się nabyć odpowiedniej techniki zmieniając ustawienie dłoni na trzonku. Bezskutecznie, za każdym razem po dłuższym zamiataniu pojawiały się pęcherze.

Najlepszym rozwiązaniem było poszukanie winnego za ten stan rzeczy poza sobą, co też wcale nie było takie trudne jak się wydaje. Najczęściej winny moim pęcherzom na rękach był za krótki trzonek miotły, co uniemożliwiało mi przyjecie właściwego ułożenia dłoni. Czasem współwinnym była zbyt stara miotła, za duża ilość liści lub zbyt długa trawa,. Nigdy winnym pęcherzy nie byłem ja. To oczywiste, bo przecież to ja miałem pęcherze na rękach, to ja byłem ofiarą trzonka, liści, trawy i wszystkich innych niekorzystnych okoliczności. Dziś, z perspektywy drugiego stadium świadomości zamiatania, ta oskarżycielska postawa wydaje mi się śmieszna. Z drugiej strony, kiedy uważnie przyjrzymy się naszemu życiu, zobaczymy, że tę postawę prezentujemy niemal wszyscy i niemal codziennie wynajdujemy na zewnątrz nas usprawiedliwienia każdej naszej porażki i każdej naszej krzywdy.

Po pewnym czasie wykonywania prostej czynności przychodzi coś takiego jak świadoma nieświadomość. To z reguły jest wielkie odkrycie, którego się nie spodziewany, które pojawia się nagle i niczym nie było i nie mogło być zapowiedziane, no bo niby jak, skoro pogrążeni byliśmy w nieświadomości. Kiedy spada na nas świadomość naszej nieświadomości, to przez chwilę mamy wrażenie jakbyśmy doznali oświecenia. Wszystko staje się jasne, oczywiste i już wiemy. Więcej, ten stan potrafimy przenieść na wszystkie inne zjawiska we wszechświecie i już wtedy wiemy, że to nie wrażenie oświecenia, ale oświecenie samo w sobie. To zupełnie tak samo, jak ja czynię pisząc ten tekst. Piszę o zamiataniu i robię olbrzymią parabolę, by udowodnić, że oto znalazłem cudowne narzędzie prowadzące krętą drogą duchowego rozwoju. Tym narzędziem jest miotła.

Tak naprawdę w tym stanie wiemy jedynie, że jeszcze nie wiemy. Wrażenie zrozumienia procesu zamiatania jest złudą. Tym bardziej złudą jest wrażenie osiągniętego oświecenia, mimo, że wydaje się takie realne. To i tak dużo, a właściwie bardzo dużo, bo właśnie nastąpił przełom, który pozwala na dalszą zmianę, od tego momentu rozpoczyna się nasza podróż do…

Wspomniałem, że podróż będzie czteroetapowa, a za sobą mamy już dwa etapy. Jesteśmy w połowie, a może nawet dalej, bo jak już pisałem, nawet świadomość nieumiejętności zamiatania może zabrać ponad czterdzieści lat życia. Jeśli będę miał dużo szczęścia, to tuż przed śmiercią osiągnę oświecony stan zamiatającego. Kolejnym etapem podróży po stanach świadomości jest świadoma świadomość. To stan, w którym nabyliśmy umiejętność zamiatania. Już wiemy i umiemy, ale żeby naprawdę wiedzieć i naprawdę umieć potrzebujemy zatrudnić naszą świadomość. Musimy być wciąż uważni, musimy wciąż pamiętać, że zamiatamy i dlaczego zamiatamy a także jak zamiatamy. Wcześniej mogliśmy zamiatając bujać w obłokach, co było znacznie przyjemniejsze, niż świadome zamiatanie i gdyby nie pęcherze, sam nigdy bym nie porzucił tego sposobu zamiatania. Nauczyciele zen mówią skoncentruj się na jednej czynności na raz, kiedy jesz – jedz, kiedy zamiatasz – zamiataj.

Kiedy po raz pierwszy coś takiego zrobiłem, spadła na mnie nagle i niespodziewanie świadomość nieświadomości. Okazało się, że zamiatając nigdy wcześniej nie zauważyłem jak wiele wysiłku wkładam w zamiatanie, jak moje ręce zaciskają się na trzonku. Pewnie gdybym jedynie zaciskał tak ręce przez godzinę wcale nie zamiatając to i tak miałbym pęcherze na rękach. Więc nagle pojawiła się świadomość mojej nieświadomości, tego, że zamiatanie może wyglądać inaczej. Potem pojawiła się świadomość, jak powinno wyglądać zamiatanie, że wcale nie potrzeba aż tyle siły, że ani nie muszę wycisnąć z trzonka ostatnich soków, ani nie muszę zdrapać lakieru z drewnianej podłogi. I jeszcze to pytanie: Właściwie dlaczego przez tyle lat próbowałem zwykłą miotłą zdrapać ten lakier z podłogi? Zamiatając z całą siłą wciskałem miotłę w podłogę tak, jakbym chciał dodrapać się do sąsiada mieszkającego poniżej. Czyli, że można inaczej - lekko i bez wysiłku? No, niby można inaczej, ale czy bez wysiłku – tego nie wiem, bo za każdym razem, kiedy na chwile bujniemy znów w obłoki, ręce zaciskają się na trzonku, a końcówka miotły zdrapuje lakier z parkietu. Potem znów są pęcherze. Więc albo wysiłek z mięśni, albo z koncentracji. To dowód, że do prawdziwej umiejętności zamiatania brakuje jeszcze kilku lat praktyki. Nic nie szkodzi. Praktyka czyni mistrza, praktyka to coś, co sprawia, że to coś się zmienia niezauważalnie, ale praktyka to także to coś, bez czego taka zmiana nie byłaby możliwa.

No, tak, ale skoro ja praktykowałem zamiatanie ponad 40 lat, to dlaczego uparcie odmawiam przyjęcia tego faktu do świadomości, dlaczego uważam, że wcześniej to nie była praktyka, a teraz to niby już jest? Ostatnie zdanie poprzedniego akapitu wskazuje prawdziwy powód - do zrozumienia zamiatania nie prowadzi praktyka zamiatania, bo to robiłem przez całe lata. Do zrozumienia prowadzi praktykowanie właściwej praktyki. To subtelna, ale ważna różnica.

Jest jeszcze jeden prosty powód. Nie każda praktyka czyni mistrza. Jeśli praktyka polega na powtarzaniu danej czynności aż do osiągnięcia perfekcji, to powtarzając przez lata błędy możemy stać się jedynie mistrzami w bezbłędnym powtarzaniu błędu. Większość z nas tak właśnie postępuje. Nie tędy jednak wiedzie droga do wyzwolenia. Jeżeli więc nie macie kilkudziesięciu lat na powtarzanie błędu – znajdźcie nauczyciela. Dotyczy to czegokolwiek w życiu. Prowadzenia samochodu, jazdy konnej, pływania czy gotowania, wszystko jedno. Dotyczy to jednak przede wszystkim życia, bo co do życia, to prawie wszyscy podchodzimy do niego tak, jak ja do zamiatania, bo skoro żyję już tak długo i wciąż oddycham, to chyba nie wymaga to żadnej dodatkowej wiedzy. No, nie wiem. Moje doświadczenie zamiatania nauczyło mnie czegoś i o życiu, więc tutaj raczej nie zamierzam eksperymentować z eksplorowaniem mojej niczego nieświadomej nieświadomości. Jeśli chodzi o życie, zwłaszcza o życie, to bez nauczyciela szanse na zrozumienie są znikome.

No tak, miało być o zamiataniu i związanych z nim stanach świadomości. Wydawać by się mogło, że osiągnięcie trzeciego stanu, stanu świadomej świadomości powinno zakończyć tę duchową wędrówkę. Niestety jest to nadal stan pełen cierpienia i lęku, stan pełen sztywności spowodowanej nadwyrężoną koncentracją, która nieustannie buntuje się przeciw używaniu jej w tak przyziemnym celu jak zamiatanie. Pełne zaangażowania zamiatanie jest nudne i męczące. Nasza świadomość walczy wciąż by uwolnić się od jarzma koncentracji na jednym. Od nas wymaga to ciągłego zaangażowania, cierpliwości i współczucia. To jak z oswajaniem liska przez Małego Księcia z książki de Saint-Exupéry'ego. Nie można się spieszyć. Musimy oswoić naszą świadomość zamiatania, musimy sprawić, że nawet uwolniona od jarzma kontrolującej jej świadomości nadal pozostanie z nami. I wtedy, kiedy mamy już tę pewność, kiedy świadomość zamiatania została przez nas oswojona, kiedy wiemy, jak zamiatać i co więcej, kiedy już wiemy, że zamiatamy, czas zrobić ostatni krok i wkroczyć w nieświadomą świadomość. Możemy znów oddać świadomości należną jej wolność. Niestety nie jest to powrót do bujania w obłokach przy zamiataniu, to raczej czas, kiedy możemy zniknąć z zamiatania i pozostawić je samemu sobie, kiedy już nie jestem zamiatającym, a nieświadomie staję się samym zamiataniem, kiedy nie jestem już jeźdźcem, ale wspólnie z koniem stanowimy jedność, kiedy w wodzie czuję się jak… jak ryba w wodzie. Niestety moment wkroczenia w ten stan niezupełnie od nas zależy. Acha, w tym stanie nieświadomej świadomości, kiedy już nawet pojawią się pęcherze na dłoniach, jestem po prostu pęcherzami na dłoniach...

Mój przyjaciel, który w czasie nauki jazdy konnej wciąż bezskutecznie korygowany był przez trenera, w końcu nie wytrzymał i dość spokojnym głosem oznajmił trenerowi: „jak się umie, to żadna sztuka”. W ten sposób w jednym zdaniu wyraził całą głębię nieświadomej świadomości.

PS. Tekst nie jest instrukcją zamiatania. Autor nie bierze odpowiedzialności za niewłaściwe zastosowanie opisu zamiatania w praktyce. Jak już było wspomniane wyżej, autor pozostaje nadal na drugim etapie czteroetapowej podróży, która mimo wyraźnych zaleceń, w sferze zamiatania odbywa się nadal bez nauczyciela.

 

Jacek Sikora

 

 

Redakcja serwisu Facetpo40.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez Użytkowników..

Napisałeś coś, czym chciałbyś się podzielić z innymi facetami po 40.? Przyślij do nas tekst! Szczegóły znajdziesz tutaj.

Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (3) / skomentuj / zobacz wszystkie

Mag
17 marca 2013 o 12:26
Odpowiedz

Dziękuję Panie Jacku:)

~Mag

17.03.2013 12:26
mała
17 marca 2013 o 10:23
Odpowiedz

ale pozamiatał... Swoją drogą, lubię czasem koncentrować się na drobnych rzeczach typu dotyk słońca na twarzy, prześlizgiwanie się materiału podczas zakładania ubrań... Dzieci uczą mnie cały czas, uczą mieć uważność na szczegóły, cieszyć się nimi i zadziwiać pozornie dobrze znanymi rzeczami/wrażeniami. Nie praktykuję zen. Praktykuję siebie ;)

~mała

17.03.2013 10:23
Leszek
22 stycznia 2013 o 18:20
Odpowiedz

Podoba mi się :)

~Leszek

22.01.2013 18:20
1