Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Tomasz Sekielski. Pisanie jak narkotyk

Książka, film
|
15.11.2013

Twarz Tomasza Sekielskiego znają z ekranów telewizorów miliony widzów. Dziennikarz TVN i TVP postanowił się pokazać od innej strony. Literackiej. Rezultatem są dwie powieści sensacyjne: "Sejf" oraz "Obraz kontrolny".

Tagi: książki dla faceta po 40.

Tomasz Sekielski
Tomasz Sekielski (fot. Rebis/YouTube)

- Motto Pańskiej nowej książki zaczerpnięte jest z Fiodora Dostojewskiego. To Pana ulubiony autor?

- "Zbrodnia i kara" jest studium zła w czystej postaci. To po pierwsze. A po drugie, wiedziałem, że część akcji "Obrazu kontrolnego" będzie się rozgrywać w Petersburgu. Leonard Bielak może więc nie tylko się podpisać pod tym, co mówi Raskolnikow, ale zrobić to w przestrzeni, która jest związana z Dostojewskim. Bielak, podobnie jak bohater Dostojewskiego, dzieli ludzi na żuczki, które żyją zwyczajnie, nic nie wiedząc, i na tych, którzy nakręcają cały świat i którzy wiedzą więcej. Mój bohater ma poczucie, że należy do tej właśnie elity. Część postaci myśli zresztą podobnie. Są oni przekonani, że działają w pustce prawnej i moralnej. Dla nich nie liczą się koszty. Uważają, że zostali wybrani do czegoś szczególnego.

- Zły świat. Podobnie jak u Dostojewskiego.

- W Petersburgu czuje się ten rozkład. Rosyjski klasyk pragnął zanalizować pewną sytuację. Ja nie mam takiej ambicji. Jeśli przez przypadek wychodzi publicystyczna lub ambitna próba, to raczej przy okazji. Nie miałem na celu głębokiej analizy współczesnej Polski. Niewątpliwie chciałem jednak, by czytelnik po przeczytaniu książki spojrzał na otaczającą go rzeczywistość z nieco innej perspektywy. Nie trzeba zresztą być zwolennikiem teorii konspiracyjnych i spiskowych, żeby to wszystko dostrzec. Wystarczy trochę przeczytać i przejrzeć Internet.

- Aż tak?

- Podczas zbierania materiałów dziennikarskich korzystam z programu kojarzącego dane Krajowego Rejestru Sądowego. Wrzucam pierwsze z brzegu nazwisko, i... wszystko wychodzi na jaw. Powiązania biznesowe są tak subtelne i skomplikowane zarazem, że czasem można popaść w paranoję. Oczywiście historia, którą opisałem, jest fikcją. Niekiedy dzieją się jednak rzeczy, które nam do głowy nie przychodzą.

- Pańska opowieść wydaje się jednak bardzo realistyczna. Podobnie jak główny bohater.

- Chciałem stworzyć postać, która byłaby wyrazicielem myśli i spostrzeżeń wielu dziennikarzy, z którymi mam do czynienia. Mamy takie czasy, że w dziennikarstwie schodzą na drugi plan sprawy merytoryczne. Nie waga tematu, ale to, ile będzie oglądało go osób się liczy. A człowiek jest uwikłany w kredyty i inne materialne zobowiązania. Trzeba pracować.

- Myślałem raczej o tym, że wiele osób będzie utożsamiać dziennikarza śledczego z "Obrazu kontrolnego" z Tomaszem Sekielskim.

- Jeśli chodzi o problemy zdrowotne - to jest oczywiście fikcja. Potrzebne było mi to do fabularnej atmosfery "Sejfu", poprzedniej części opowieści. Te problemy zdrowotne to zresztą ważny wątek. Nie wiadomo bowiem, na ile bohater jest samodzielny w zachowaniu, a na ile rzutuje na to zachowanie jego choroba. Ale poza tym to, rzecz jasna fikcja, chociaż dziennikarze, trzeba przyznać, nie żyją dość zdrowo.

- Zmieńmy więc może temat i wróćmy do literatury. Pisania uczył się Pan ze Stephena Kinga?

- "Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika" to rewelacyjna książka. King podsunął mi pewne podstawy, z którymi liczyłem się jako pisarz. Wszystkie wcześniejsze podręczniki pisania, z których próbowałem korzystać, okazały się niewypałem.

- Czego konkretnie się Pan nauczył?

- Po pierwsze: nie opisuj dokładnie każdego szczegółu. Zostaw pewną dozę wyobraźni czytelnikowi. Po drugie: nie używaj przysłówków opisujących czasownik na przykład "powiedział groźnie" albo "powiedział smutno". Jeśli czytelnik nie wie, jaka jest atmosfera konkretnej rozmowy, to znaczy, że pisarz zepsuł całą scenę. Poza tym - i tego też nauczyłem się od Kinga - pozwól bohaterom żyć własnym życiem.

- I, radził dalej King, pisz regularnie. Udaje się to Panu?

- Akurat ta rada mojego nauczyciela nie zakorzeniła się. Wyniosłem to z newsów. Przez lata pracy w TVN24 wiele rzeczy robiło się na ostatnią chwilę. Potrzebuję więc i teraz adrenaliny. Parę ładnych tygodni popłynęło mi na niczym. Przyszedł w końcu taki moment, że siadłem i musiałem pisać. W praktyce trwało to półtora miesiąca.

- Niezłe tempo.

- Do 17 pracowałem, więc miałem czas dopiero później. Zdarzało się i tak, że pisałem od 17 do 5 nad ranem. Wena jest uczuciem, którego nie da się porównać z niczym innym. Gdy to się przytrafia, wszystko wskakuje na swoje miejsce i czasem brakuje palców, by przenieść to, co jest w głowie, na kartkę. Ten cug jest niebywale wciągający. I uzależniający.

- Aż tak?

- Pisanie jest jak narkotyk. Kiedy kończę książkę, jestem wyczerpany. Ale i szczęśliwy. To jest niesamowite: tworzenie świata, budowanie go niemal od podstaw. Nie mogę się doczekać, by zacząć pisać część trzecią. Teraz kompletnie nie mam na to czasu, ale wkrótce pewnie zacznę. Ukaże się na wiosnę.

- Co wydawanie książek zmieniło w Pana życiu?

- U mnie pisanie mocno związane było z odejściem z TVN-u. Zmiany były więc rewolucyjne. Na razie nie jestem w stanie żyć z pisania. Ale jak przestanę być dziennikarzem, być może - podobnie jak Stephen King, który pisał o sobie - sięgnę głębiej, dokonam jakiegoś aktu ekshibicjonistycznego. Tak jak zalecał zresztą King.

- Wiem, że nie pisze Pan opierając się na faktach, ale... czy nie boi się Pan samospełniającej się przepowiedni?

- Mam nadzieję, że nic z tego, co opisałem, się nie spełni. To nie byłoby dobre ani dla mnie, ani dla całego kraju.

Rozmawiał: Marcin Wilk

 
 

 

Przygotowano we współpracy z Domem Wydawniczym Rebis

 
Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie