Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Cyfrowa demencja - czy czeka każdego z nas?

Klinika ciała i ducha
|
12.08.2022

Grozi nam cyfrowa demencja. Nasze umysły stają się coraz płytsze. Nasze mózgi tracą sprawność. Jak ją ratować?Dlaczego trzeba podać rękę naszemu mózgowi… i jak to zrobić?

Tagi: psychologia , nowoczesne technologie

ćwiczenia pamięci
Czy jest sposób na cyfrową demencję? (fot. Pixabay.com)

Trening pamięci w dobie nanotechnologii?

SOS – trzy kropki trzy kreski trzy kropki. Sygnał wezwania na pomoc – głównie na morzu – zaczął światową karierę w 1908 roku. Łatwy do nadania alfabetem Morse’a. Z czasem obok opisowej „Save Our Ship” (Ratujcie Nasz Statek) zyskał bardziej poetycką interpretację „Save Our Souls” (Ratujcie Nasze Dusze). Nie wiem, czy za chwilę nie będziemy zmuszeni do wprowadzenia jego wersji na XXI wiek – „Save Our Brains” czy „Save Our Minds” ( Ratujcie Nasze Mózgi czy Ratujcie Nasze Umysły).

Może uda nam się to zrobić, zanim wszyscy wszczepimy sobie w głowę czip do bezprzewodowego sterowania wszystkim, a następnie krok po kroku oddamy zarzadzanie nim jakiemuś powstającemu już pewnie w laboratoriach serwerowemu Wielkiemu Bratu. Urządzenia diagnostyczne czy wspomagające leczenie schorzeń, już tu i ówdzie, w krytycznych sytuacjach, nosimy w sobie. Nanotechnologia rozwija się oszałamiająco. To pewnie dobrze… i źle jednocześnie. Tik, tak, tik, tak…zgrzyp… Otwierają się z wolna drzwi nowego matrixa… A może są już otwarte na oścież? Póki co jednak to od nas jeszcze zależy, czy wybieramy niebieską czy czerwoną tabletkę…

Żeby było jasne. Nie jestem aspołecznie skrzywionym przeciwnikiem internetu, cyfryzacji, digitalizacji, hiper-komunikacji – rewolucji, porównywanej ciężarem gatunkowym do XVIII-wiecznej rewolucji przemysłowej. Uczestnictwo w tym co nas otacza jest fascynującym doświadczeniem. Pozytywów jest niekończąca się lista a możliwość dotarcia z tym felietonem w mgnieniu oka do praktycznie nieograniczonej ilości czytelników i uzyskanie natychmiastowej informacji zwrotnej, jest pewnie najmniej istotnym z nich. Nie są nam potrzebne kultowe, choć przewrotne życzenia „Obyś żył w ciekawych czasach”. Żyjemy!

Szaleństwem byłoby podejmować próbę wyliczenia wszystkich plusów. Potrzeba nam jednak świadomości, uważności i krytycznej refleksji nad tym, w czym uczestniczymy, jak nas to zmienia i co w związku z tym możemy zrobić, żeby zachować się choć nieco proaktywnie. Czy damy się prowadzić na cyfrową rzeź, jak angielski chłop przekształcony znienacka w robotnika, z wszystkimi społecznymi, mentalnymi a nawet fizycznymi tego konsekwencjami?

Czy to my mamy technologię czy technologia ma nas? Jak zawsze to nie narzędzie jest problemem, a to, ‘po co?’ i ‘jak?’ z niego korzystamy. To już nie jest kwestia higieny umysłowej. To może być jedno z najpoważniejszych wyzwań współczesności!

Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg.

Internet pełen jest materiałów – od form naukowych przez publicystykę po artystyczne manifesty – komentujących obumieranie więzi społecznych, serwowane nam przez pozorność i naskórkowość wirtualnych kontaktów.

Coraz mocniej przebijają się głosy pokazujące szkodliwość wszechobecnej pornografii, dystrybuowanej z zastosowaniem szerokopasmowego internetu – uzależniającej i fundamentalnie przebudowującej hormonalne mechanizmy dostarczania przyjemności, w sposób prowadzący w skrajnym przypadku do impotencji. Doświadczają jej nawet kilkunastoletni konsumenci takich treści (głównie chłopcy), którzy nie tyle nie umieją, co fizycznie nie mogą już nawiązać normalnych relacji seksualnych w realnym świecie. To, co znaleźli w internecie, faktycznie – fizycznie zmieniło ich mózg. Na szczęście w większości przypadków odwracalnie – pod warunkami przypominającymi terapię uzależnień. I nie chodzi mi tu o moralne oceny zjawiska. Chodzi o to, co technologia kreuje w świecie realnym. Jak zmienia nasz mózg.

O prostych uzależnieniach od internetu, social mediów, gier, itp. nie wspominam, podobnie jak o „kulturze hejtu”, żeby nie zajmować się oczywistościami. Te tematy ‘żyją medialnie’ i nie czuję potrzeby ich szerszego rozwijania. Przywołuję je, żeby pokazać, że zaczynamy konsumować czubek góry lodowej, zbudowanej z rzeczywistych problemów, których dotykamy i będziemy dotykać coraz mocniej, zanurzając się w świecie cyfrowym. Naukowcy i publicyści próbują te zagadnienia usystematyzować i raczej niepokojąco brzmią tytuły ich publikacji: „Cyfrowa demencja” (Manfred Spitzer) „Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg” (Nicholas Carr). Polecam. Te tytuły są zasadne. Nie chodzi wyłącznie o marketing książek, napędzany strachem przed nieznanym.

Szaleństwem byłoby próbować przewidywać wszystkie minusy.

Pisanie to rozwiązanie?

Do dziś mam stare zeszyty, zapiski mojego Taty – mniejsza o treść. Miał przepiękne pismo ręczne. Poezja formy. Ogląda się to jak dzieło sztuki.

Pół dzieciństwa spędziłem, jako wzięty okularnik, buszując po zakładzie optycznym Pana Berlińskiego – mojego ukochanego mistrza w tworzeniu okularów. Jednak najbardziej niezwykłym momentem dla mnie było przyglądanie się, jak zamaszystym, przepięknym, barokowym w formie pismem, sygnuje koperty przyjmowanych od klientów prac. Widziałem jaką przyjemność sprawia mu wypisywanie tych zawijasów. Fascynujące.

Miałem zestaw specjalnych piór do kreślenia tuszem ‘pisma technicznego’. Było to trudne ale wciągające zajęcie. Nie dorównam nigdy Tacie, ale to zajęcia techniczne spowodowały, że czasem słyszę komplementy dla charakteru mojego pisma ręcznego. Często zagłębiam się w uważne, wysmakowane formalnie kreślenie słów, zdań. To przyjemne. Myślę, że podobną przyjemność czerpią dalekowschodni kaligrafowie ze stawiania swoimi pędzlami skomplikowanych znaków na ryżowym papierze. W końcu jest to w ich kulturze pełnoprawna dziedzina sztuki.

Steve Jobs tak opowiada o swoim fundamentalnym, jak się z czasem okazało, doświadczeniu, które wpłynęło na to, jak wyglądały początki osiągnięć firmy Apple, estetyka i forma urządzeń i aplikacji, a co wywarło ogromny wpływ na to, jaki jest nasz współczesny, skomputeryzowany świat:

„W Reed College uczono wtedy kaligrafii, chyba najlepiej w kraju. Każdy plakat w kampusie i każda etykietka na szufladzie były pięknie wykaligrafowane. Ja wypisałem się i nie musiałem chodzić na normalne zajęcia, ale postanowiłem zaliczyć właśnie kaligrafię. Poznałem kroje szeryfowe i bezszeryfowe, dowiedziałem się o zmiennych odstępach między literami i zrozumiałem całą wielkość typografii. To było piękne, miało dla mnie historyczny i artystyczny wymiar, było czymś wykraczającym poza naukę, czymś fascynującym…”

Pisanie z pamięci jest w cenie

Wróćmy do współczesności:

„Badacze naszego mózgu nie mają wątpliwości – ćwiczenie kaligrafii to trening mózgu, w którym ostatnią rzeczą, jaka się liczy, jest samo pismo (…) pisanie, ale tylko pisanie ręczne, aktywuje pod naszą czaszką rozmaite ośrodki, których praca poprawia naszą koncentrację, orientację przestrzenną, umiejętność rozwiązywania problemów, syntetyzowania danych i usprawnia proces uczenia się.”

‘Laptop wyłącza mózg, czyli co tracimy, porzucając ręczne pisanie’
Olga Woźniak Gazeta Wyborcza 11.06.2014

Rzecz nie dotyczy zresztą wyłącznie pisma ręcznego, ale wszelkiego typu prac ręcznych, kreatywnych i aktywności manualnych, sportowych, grupowych stanowiących przeciwwagę do cyfrowego świata. Na pisaniu ręcznym się nie kończy, ale od niego może się zacząć i to ono może być najprostszym polem do eksperymentów i obserwacji:

„Dzieci uczące się pisać w tradycyjny sposób, mają inną strukturę mózgu, niż te wykorzystujące do tego cyfrowe urządzenia. Jeśli żyją w społeczeństwie, w którym praca rąk i mała motoryka nie odgrywają już większej roli, to odpowiadające im struktury neuronalne nie są rozwijane (…) Łatwo dostrzeżemy negatywne skutki braku odpowiednich reprezentacji (neuronalnych, w mózgu) sterujących motoryką. W Niemczech mamy coraz więcej dzieci, które nie potrafią się sprawnie poruszać. Problem jest bardzo poważny, a niemieckie kasy chorych z roku na rok wydają coraz większe kwoty na leczenie dzieci, które doznały poważnych urazów na skutek upadków. Nie mając odpowiedniej kontroli nad własnym ciałem, przewracają się, bo gdy się potkną, nie potrafią złapać równowagi. Rosnąca ilość złamań i uszkodzeń ciała jest symptomatyczna i pokazuje pewną niekorzystną tendencję w rozwoju dzieci.”

Gerald Hunter „Prysznic emocji” Polityka 41/2014

Zaprzyjaźniony nauczyciel wf-u z 20 letnim doświadczeniem mówi, nie ukrywając frustracji:

„Przeciętna drużyna 10-latków sprzed 30 lat spuściłaby łomot w dowolnym sporcie każdej, nawet najlepszej drużynie swoich współczesnych rówieśników. Dzieci mają wskutek deficytów rozwojowych problem ze zrobieniem pełnego przysiadu. Dla wielu porządny fikołek jest poza dostępnymi im możliwościami.”

Nie sposób nie przypomnieć sobie wizji ludzkości zaproponowanej przez twórców filmu animowanego WALL-E – urocze spaślaczki latające na mini-poduszkowcach, bo nie umieją się już poruszać. Miłego oglądania – zajrzyjmy do przyszłości – to my za chwilę:

Przerażające? Prawdopodobne!

Coś dla równowagi?

Drugi obraz, który przychodzi mi teraz na myśl, to Einstein grający na skrzypcach i Chaplin grający na wiolonczeli – choć pracowali w tak różnych dziedzinach jak fizyka i twórczość filmowa – obaj komentowali wielokrotnie dobroczynny, relaksujący, pomagający im wpływ gry na instrumentach na intensywnie uprawiane przez nich myślenie i pracę.

Zresztą – do poprawy zdolności manualnych wpływających na myślenie często wystarczą tak proste zabawy, jak nauka żonglowania piłeczkami.

Świat wirtualny jest nam niezbędny, tak jak niezbędna jest nam realna przeciwwaga dla niego. Co zatem robić, żeby umiejętnie sobie i otoczeniu stworzyć szansę kreowania tej przeciwwagi?

Atrakcyjność to klucz!

Dla mnie najprostszym sposobem jest wykazanie się sprytem i dbałością o atrakcyjność propozycji w świecie realnym wobec tych ze świata wirtualnego. Sprytem i dbałością wobec samego siebie i tych, na których mamy wpływ.

Wróćmy do naszego przykładowego pisania, żeby to przećwiczyć:

Myślisz, że rozsmakujesz się w robieniu ręcznych notatek pisząc byle czym na byle czym, byle jak i byle kiedy? Najważniejsze dla mnie rzeczy piszę ręcznie. Prowadzę takie notatki w zakresie swoich obowiązków, odpowiedzialności, fundamentalnych przemyśleń, zadań do wykonania. Pomaga mi to internalizować to, co piszę. Często nie muszę już później sięgać do tych notatek, bo jakoś tajemniczo przez fakt zapisania ich ręcznie wprowadzam je do podświadomości.

Najsprawniej prowadzę spotkania zapisując ich wnioski na flipchartach czy sucho-ścieralnych tablicach. Takie graficzno-tekstowe porządkowanie spotkań to wręcz mój znak firmowy. Pamiętam, jak w jednej z firm produkcyjnych, której doradzałem, zebraliśmy kadrę kierowniczą i rozmawialiśmy o ich głównych procesach produkcyjnych, logistycznych, sprzedażowych. Powstała z tego ogromna ręczna infografika, skomplementowana przez menedżerów stwierdzeniem „Dotychczas jeszcze nigdy nie zobaczyliśmy tak dokładnie, na jednym obrazku, co właściwie w tej firmie wspólnie robimy”.

Na marginesach czytanych przeze mnie książek roi się od podkreśleń, notatek i krótkich wyciągów z tez autora. Może dlatego wolę, póki co, czytać książki drukowane od e-booków. No może poza beletrystyką i literaturą czysto rozrywkową, nie skłaniającą do jakiegoś szerszego odnoszenia się do refleksji autora. Demoluję książki. To nieeleganckie ale bardzo ważne i pomocne dla mnie.

Plecak, oficjalną menedżerską „torbę do pracy”, skrytki w samochodzie, kieszenie kurtek, mam zawsze pełne kartek, kolorowych cienkopisów, zakreślaczy, ołówków, zakładek indeksujących, umożliwiających mi prowadzenie notatek i uprawianie mojego niszczycielskiego graffiti na książkach. W salach spotkań mam flamastry, flipcharty, tablice, gąbki do ścierania.

Ale ponad wszystko staram się mieć na robienie tego wszystkiego czas. Czas na myślenie, notowanie, czytanie, kreślenie, bazgrolenie na marginesach książek i na cieszenie się tym manualno-mentalnym procesem. Czasem bawię się tym jak dziecko.

To, co robisz dla przeciwwagi wirtualnego świata powinno być wzbogacające i atrakcyjne – formalnie, estetycznie. Powinieneś świadomie poświęcić na to czas. I powinno dawać ci tę szczególną, trwałą satysfakcję. Musi być fajne!

Podaj rękę dziecięcemu mózgowi!

Czy myślisz, że zachęcisz dziecko do rysowania, pisania, kaligrafii w miejsce pomykania przez piękne kolorowe aplikacje na tablecie czy telefonie i oglądania wszystkiego i niczego na You Tube, dając mu byle jakie kredki, nędzny blok papieru i zakładając, że zajmie się rysowaniem samo? Myślisz, że wyrośnie z niego rozsmakowany w kaligrafii Steve Jobs, czy choćby uznający potęgę ręcznych notatek mądry gimnazjalista, licealista, student?

Konieczne jest systematyczne tworzenie kultury, przestrzeni rysowania, pisania, malowania. Konieczne są odpowiednie narzędzia. Podobnie zresztą z pracami ręcznymi – wycinaniem, klejeniem, lepieniem czy innego typu ćwiczeniami – grą na instrumencie, sportem. Muszą to być pola samorealizacji, szukania satysfakcji i niezwykłych doświadczeń. Konieczna jest inwestycja czasu i wysiłku. Konieczne jest uczestnictwo. I chyba to ostatnie jest najważniejsze. Nic nie działa tak, jak współdziałanie, przykład, wspólne doświadczenie. Przełożenie wajchy z tabletu na kartkę papieru może być początkowo trudne. Potem jest już tylko lepiej.

Potrzebne są pomysły, narzędzia, miejsce i czas.

Przed laty kupiłem swojej chrześnicy 20-metrową rolkę papieru pakowego. Zabawa polegała na odrysowywaniu na leżąco na tej taśmie wszystkich domowników, wspólnym dorysowywaniu szczegółów i kolorowaniu całości. Mała do dziś wspomina niezwykłe doświadczenie rysowania na nieograniczonej przestrzeni. Jej młodszy brat wchodzi teraz w fazę rolowanego, rysunkowego szaleństwa.

Ofiarowałem „podchoinkowo” kilkuletniej córce znajomych, wyłamując się z sugerowanej przez rodziców gadżetomanii, wywołanej przez kolejną animowaną superprodukcję, zestaw do samodzielnego uszycia lalki szmacianki-przytulanki. Przy rozpakowywaniu prezentów, po kwadransie dopingowanych przez otoczenie zachwytów nad wszelkimi odmianami zabawek, a propos mroźnej disneyowskiej opowieści, dziecko zniknęło na dwie godziny, mozolić się z wywalonym ozorkiem nad własnoręczną lalą, budząc poważne obawy rodziców deklaracją, że chyba wybierze w dorosłym życiu karierę szwaczki. Mama nie miała wyjścia – musiała się przyłączyć do tak fascynującej dziecko zabawy.

Spuść mózg z cyfrowej smyczy!

Mózg nie może przestać robić tego, co lubi robić najbardziej – myśleć, uczyć się, węszyć jak pies za nowymi doświadczeniami i bodźcami. Od ciebie zależy, jakie tropy będziesz mu podrzucał – prowadzące do spłycenia, demencji, wtórnego analfabetyzmu czy wymagające, rozwijające, wybrane w przemyślany sposób. Spróbuj! Wygłodniały ambitniejszych wyzwań, otumaniony z lekka technologią mózg, być może po chwili protestu, rzuci się na nie z zainteresowaniem, które cię zaskoczy.

Intrygujące, jak prosto można to zacząć zrobić – pisząc ręcznie! To jeden z nieoczywistych sposobów. Banalny wręcz. Nie załatwi wszystkiego ale może to kamyk uruchamiający lawinę? Jest ich więcej. O kolejnych, już niebawem, w zestawieniu moich ulubionych i sprawdzonych.

Na koniec małe zadanie dla twojego, miły czytelniku, mózgu. Jakie są twoje pomysły na dawanie rozsądnej przeciwwagi wirtualnemu światu w realu? Odpowiedz po prostu sam sobie, albo podziel się nimi z innymi, pisząc w komentarzu.

Jarek Guc
www.jarekguc.pl

 

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (2) / skomentuj / zobacz wszystkie

Lala
16 lutego 2022 o 07:40
Odpowiedz

Tak to wszystko jest straszne,co zostało tu napisane... Niestety teraz ciężko obejść się bez komputera czy telefonu. Wszystko właściwie można zrobić cyfrowo. " Nie wychodzę na dwór,bo tam jest dzisiaj słaba grafika".....

~Lala

16.02.2022 07:40
roman
20 grudnia 2018 o 14:44
Odpowiedz

Fajny tekst i porusza ważny problem. Ja na co dzień pracuję na komputerze, ale dla czystej przyjemności strzelam z łuku. To wspaniała odskocznia, pozwala skupić się na celu, odpocząć zmęczonym oczom i oderwać myśli od codziennego pędu.

~roman

20.12.2018 14:44