Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Bezrobocie to ciężka praca

Kariera
|
22.02.2012
Kariera Bezrobocie to ciężka praca

Najtrudniej jest znaleźć powód, by rano wstać z łóżka, umyć się, ogolić, wyjść z domu. Dla siebie golić się nie muszę, ale wciąż się myję… Niektórzy podobno zrezygnowali. Codziennie trzeba się przełamywać, utrzymywać dyscyplinę by robić cokolwiek, by nie wpaść w apatię. Są dni, że się to udaje, ale czasami...

Tagi: kariera , rodzina

Kariera Bezrobocie to ciężka praca

Na samym początku odkryłem, że taniej jest nie wychodzić z domu! To nie kosztuje. Koniec z jadaniem na mieście. Nie wychodzę, nie wydaję. Z markowych kosmetyków zrezygnowałem już dawno. Nie stać mnie, a te mniej markowe nie są wcale takie złe. Siedzenie w domu męczy i ogłupia. Ile można patrzeć w telewizor, albo przeglądać w Internecie portale o pracy? Ofert dla mnie akurat jak na lekarstwo. Ech, nic nie robienie to ciężka praca!

Mam pracę - jest OK

Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że znajdę się w takiej sytuacji. Ostatnie 20 lat przepracowałem w poważnej korporacji jako szef finansowy. Byłem w tym dobry, więc omijały mnie reorganizacje, zawirowania, inni odchodzili - ja zostawałem. To dawało duże poczucie bezpieczeństwa. Do tego godne zarobki, służbowy samochód, karta bez limitów. Auto wprawdzie służyło głównie do dojazdów do pracy i z powrotem, bo na inne podróże nie miałem czasu, ale było. Żyłem w pięknym świecie, praktycznie bez kłopotów. Dlatego z żoną zdecydowaliśmy się na dzieci, nie było na co czekać. Zresztą - oboje mieliśmy dobrą pracę. Nie było żadnych problemów z zaciągnięciem kredytu na duże mieszkanie, które w krótkim czasie, za namową żony, zamieniliśmy na dom w "dobrej" podwarszawskiej miejscowości. Kolejny kredyt, żaden problem - jestem wypłacalny, są pieniądze na spłaty i na remont.

Jestem zawodowcem

Nie przejąłem się zbytnio wiadomością, że będą ruchy kadrowe w firmie. Nie pierwszy to już raz zwalniano. Jak zwalniają, będą przyjmować - taka zasada. Pomyślałem, że w razie czego z moją wiedzą i doświadczeniem na pewno coś znajdę. Niemożliwe, żebym został na lodzie. Jestem profesjonalistą i przecież są jeszcze znajomi...

Trudny poranek

Pierwszy ranek, gdy nie musiałem iść do pracy był dziwny. Wstałem jak zawsze przed siódmą, mycie, golenie, kawa i… nie mam dokąd iść! Potraktowałem to jak zasłużony, nadprogramowy urlop. Potem próbowałem wykorzystać czas na doglądanie prac remontowych. Szybko okazało się, że kompletnie się na tym nie znam, więc moje zaangażowanie mija się z celem. Przyszedł czas na poszukiwanie pracy. Sporządziłem bogate CV i wysłałem w kilka miejsc. Poszperałem w Internecie i wysłałem dalsze…

Rozczarowanie

Minął miesiąc, a chętnych na moje doświadczenie nie było. Żadnego maila, żadnego listu ani telefonu. Ale to dopiero miesiąc, więc ze zdwojoną energią wysyłam CV, zgłosiłem się na rozmowy w kilku firmach headhunterskich. Czekam na odzew, bez skutku. Zrezygnowaliśmy z gosposi, nie stać nas.

Internet radzi 1

W Internecie czytam „jak radzić sobie z bezrobociem”. Ta lektura może zabić najzdrowszego. Skąd się biorą ci mędrcy z wdziękiem buldożera udzielający łatwych rad? Według nich już sama lektura ogłoszeń zmniejsza poziom stresu. Być może u tych, co mają robotę i zarabiają. Mnie tylko wkurza, że brak ofert dla mnie. Radzą, bym z poszukiwania pracy uczynił priorytet. A jaki mogę mieć inny? Figurową jazdę na fortepianie, czy gotowanie na parze? Pracy mam szukać nawet przez 50 godzin tygodniowo. Jak to skrupulatnie wyliczyłeś, internetowy doradco… Co to ma być - zabawa w chowanego przez 50 godzin tygodniowo?! Robota się schowała za rogiem i nie chce się ujawnić ?! Szkoda, że głupota nie boli.

Będę przedsiębiorcą

Minęło 5 miesięcy. Zasoby konta topnieją w zastraszającym tempie, a wpływów nie ma. Założyłem działalność gospodarczą, biuro rachunkowe - przecież znam się na księgowości. W niedługim czasie okazuje się, że to rozwiązanie na niewiele się zdaje, bo mój ZUS - blisko 1000 zł plus ubezpieczenie żony to obowiązkowe wydatki, a trzech niewielkich klientów płaci po 400 zł za prowadzenie ksiąg - pracy niewiele, kasy jeszcze mniej. Trzeba zamknąć interes, bo, mimo starań, poważniejszych klientów nie ma. Dowiedziałem się, że na biznesmena się nie nadaję, nie umiem zabiegać o klientów, nie jestem przedsiębiorczy. Mała lekcja pokory.

Mam depresję?

Z Internetu dowiaduję się, że powinienem wpaść w depresję. Podobno większość "tak ma". Widać jestem jakimś mutantem, bo deprechy nie miałem… chyba, że to było przez ten tydzień kiedy leżałem z oczami wbitymi w sufit. Może to była depresja, a może nie. Wszystko jedno. Kasy coraz mniej.

Rodzina się sypie Remont niemal wyczyścił konto, kredyty pozostały. Sprzedaliśmy samochód żony. Stosunki w rodzinie zamarzły. Umowa była prosta: póki dzieci są malutkie, żona przerywa pracę, ja utrzymuję rodzinę, ona, z pomocą gosposi prowadzi dom. Dopóki pracowałem, mechanizm działał sprawnie. Teraz zgrzyta. Gdy z braku innych zajęć zajmuję się dziećmi, żona ma pretensje, że nie szukam pracy. Gdy nie uczestniczę w życiu rodzinnym narzeka, że wszystko na jej głowie. Już nie rozmawiamy ze sobą, a właściwie wyłącznie krzyczymy. Sypiamy oddzielnie. Dzieci małe, niby nic nie rozumieją. Widzę zmiany w ich zachowaniu: są nerwowe, krzyczą i budzą się w nocy…

Internet radzi 2

Znowu czytam „jak radzić sobie z bezrobociem”. Doradca twierdzi, że dobry humor to podstawa. Z tym się zgadzam. Po czym proponuje, żebym pochodził na basem lub siłownię, jeśli jeszcze nie byłem, albo bym poszedł sobie do kina dla rozładowania stresu. Wybrałem spacer z psem. I okazuje się słusznie, bo kilka wierszy niżej ten sam mędrzec powiada, abym zredukował radykalnie wydatki, tzn. zrezygnował z alkoholu, papierosów, ograniczył Internet, telewizję kablową itp. Kablówkę ograniczyłem już po tygodniu, także basen i siłownię. Ale Internet jest niezbędny! Tylko tak można dziś szukać pracy. Facet, który nie ma dostępu do sieci i kompa nie liczy się, chyba, że na budowie.

Znajomi zniknęli...

Zdeterminowany robię kolejną telefoniczną rundę po znajomych. Coraz trudniej się do nich dodzwonić. Rozmowy są krótkie i niemal identyczne. Ależ to banalne:

- Cześć! Przepraszam, mam teraz spotkanie! Ależ oczywiście, że pamiętam. Jak tylko będę coś wiedział - natychmiast dam znać! Już wiem, że nie pomogą. Dla nich jestem nieudacznikiem. Muszę liczyć na siebie. Właśnie przeczytałem, że nie będę pracował do 65 roku tylko kilka lat dłużej. Zabawne jak pomysłodawcy tego rozwiązania wyobrażają sobie przyszłość, skoro dziś dla 47-letnich fachowców nie ma pracy, skąd ją wezmą dla 65-latków. To mnie nurtuje ogromnie!

Żyję na dwa fronty

Podobno zwolnieni z pracy mężczyźni przechodzą kilka etapów załamania. Pierwszy polega na kretyńskim patrzeniu w telewizor i rozpamiętywaniu "dlaczego ja". Niektórzy nazywają to lizaniem ran. Ja uważałem, że mam nieplanowany, zasłużony urlop. Etap drugi, to pierwsze próby znalezienia nowej pracy. Jeszcze nie wiesz, że jest trudno, jesteś wręcz pewny, że ją znajdziesz - przecież masz doświadczenie itp. Po pierwszych rozczarowaniach próbujesz nie myśleć o sobie „nieudacznik”, ale nie rozumiesz, dlaczego nikt cię nie chce, przecież masz taki olbrzymi potencjał. Gdy znajomi przestają telefonować, za wszelką cenę udajesz, że jest dobrze, że to tylko chwilowy, planowany przestój. Tak właśnie jest ze mną teraz. Przed światem udaję, że wszystko jest w porządku. Prowadzę podwójne życie. Wobec sąsiadów jestem dobrze prosperującym pracownikiem korporacji. Nikt nie wie, że jestem bez pracy. Wstyd się przyznać.

W domu coraz gorzej

Atmosfera w domu - dramatyczna. Może się skończyć rozwodem. Żona także poszukuje pracy i niestety z tym samym skutkiem. Trudno po kilkuletniej przerwie wrócić. W dawnej firmie nie ma praktycznie nikogo, z kim pracowała, w bliźniaczych także zmiany, trudno o punkt zaczepienia. A mąż nie zarabia. Rozumiem jej rozdrażnienie. Ale przecież nie pójdę na budowę, bo nigdy nie pracowałem fizycznie. Jedyna robota w finansach to siedzenie „na kasie” w supermarkecie… Przy moim wykształceniu to marnotrawstwo. Mnie też dokucza, że jestem w domu, ale co mam zrobić? Pić po knajpach, czy może znaleźć sobie bogatą kochankę?

Minęło 9 miesięcy

Nabrałem pokory do życia. Wezmę każdą propozycję, byle tylko zacząć. Zlikwidowałem ubezpieczenie na życie, takie zabezpieczenie emerytalne. Są pieniądze na podstawowe rachunki i raty kredytu. Dobrze, że jesteśmy zdrowi. Tracę wiarę w sens poszukiwania pracy. Żona zaczęła handlować sweterkami na allegro. Zysk malutki, ale jest.

A jednak zadzwonili znajomi, że w jednej firmie potrzebny jest ekspert finansowy. Praca na 5-6 tygodni, oczywiście na umowę zlecenie. Biorę!

Po roku

Znów jestem bez pracy. Ledwo wiążemy koniec z końcem. Zalegamy z ratami kredytu. Atmosfera w domu - bez zmian. Dzieci poszły do państwowego przedszkola. Znacznie tańsze od prywatnego. Ciągle chorują. Znalazłem ofertę pracy 300 km od Warszawy. Duża firma w niewielkiej miejscowości. Jeśli mnie przyjmą, trzeba będzie wynająć jakiś pokój. Chyba jednak szykuje się rozwód i mam wrażenie, że nie da się tego posklejać…

Wciąż brak widoków na stałe, czyli bezterminowe zajęcie. No, ale odniosłem jakiś sukces: nauczyłem się nie narzekać!

Po dziewiętnastu miesiącach

Przeglądam swoje notatki sprzed kilku miesięcy i sam się sobie dziwię: czy to wszystko się wydarzyło? Czy naprawdę tak myślałem? Nie umiałem wziąć się w garść i tylko użalałem się nad sobą? No, naprawdę było blisko do katastrofy. Dziś się uśmiecham, bo udało mi się wyjść z tego bagna. Potrzeba było konsekwencji, cierpliwości i... pokory.

Przede wszystkim - jest praca. Może nie wymarzona, ale naprawdę niezła. Ciekawe, że taka niby prowincja, ale szybko się zorientowali, że jestem dobry. Dwa awanse, niezła podwyżka - żyję naprawdę nieźle, żona i dzieci – też. I dobrze się czuję: fajnie jest być "kimś" w mieście. Choćby i małym. No i okazało się, że odległość i czas naprawiły moje relacje z żoną. Uspokoiliśmy się, a po kilku tygodniach zaczęliśmy tęsknić do siebie! Awantury i pretensje zmieniły się w ciepłe i fajne rozmowy. Jest chyba lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Poczułem jej wsparcie i miłość, ona moją troskę i odpowiedzialność. Tak mówi, a ja jestem po cichu dumny. Cholera - trzeba było aż takiego kryzysu, żeby się do siebie zbliżyć? Widocznie tak. Ale dzięki tej burzy jest między nami teraz dużo mocniejsza więź. Dzieci przyzwyczaiły się, że "tata przyjeżdża na weekendy" i wtedy w domu jest święto. No, jutro znowu jadę do domu. Jak co tydzień.

Po dwóch latach - dzisiaj

Cieszę się jak diabli - wracam na stałe! Nie - nie straciłem pracy. Przeciwnie! Moja firma otwiera filię w Warszawie, a ja mam jej szefować. Kto by pomyślał - z takiej mieściny do stolicy… Co za niezwykły "come back".
Przeprowadzam się za miesiąc. Ciekawe, co powie żona, kiedy oznajmię jej tę nowinę… Jeszcze nic nie wie… Koniec z podróżami, walizami, sms-ami, mailami i telefonami do dzieciaków. No, niech no zobaczę ich miny! Warto było dostać po dupie, żeby tego doczekać. Wracam. Z tarczą.

Jak to się dziwnie czasem w życiu układa - nigdy nie uwierzyłbym, że coś takiego mi się przydarzy i że wszystko się potem dobrze ułoży. No, ale - jak niby miało się skończyć? W końcu jestem facetem, prawda?

Henryk Panga

PS. Wszelkie podobieństwo do osób istniejących naprawdę jest przypadkowe. Jeśli masz inne doświadczenia i chcesz się nimi podzielić - zapraszamy na forum.

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (5) / skomentuj / zobacz wszystkie

harre
20 lutego 2018 o 10:52
Odpowiedz

siedziałem na bezrobociu 8 miesięcy. totalna masakra. nie dało się nic złapać. później straciłem motywację. zaczęły się kłótnie. żona namówiła mnie na to żebym zaczął inwestować w swój rozwói i robił jakieś kursy. nauczyłem się angielskiego i zrobiłem kurs na wózki widłowe w oes kraków i później już poszło z górki. grunt to się nie poddawać

~harre

20.02.2018 10:52
Kobieta po 30
21 sierpnia 2012 o 11:39
Odpowiedz

Mam bardzo podobną sytuację (zamknięcie własnej działalności m.in. przez koszty ZUS/NFZ), wyższe wykształcenie (humanistyczne, niestety ;D), bogate doświadczenie (największe firmy w PL, elitarne stanowiska) - tyle, że jestem jeszcze "przed" cudownym zwrotem. W depresję nie wpadam, natomiast jestem już poważnie zmęczona ciężką pracą na bezrobociu. Przed komputerem przesiaduję dziennie ok. 10-12 h, z czego większość czasu przeznaczam na szukanie pracy i odpowiedzi na ogłoszenia. Czasami jestem zapraszana na rozmowy kwalifikacyjne - (w większości przypadków na ogłoszenia "elitarne", które zdarzają się niezwykle rzadko i autorzy kontaktują się ze specjalistami, takimi, jak ja. Autorzy mniej "wyspecjalizowanych" ofert pracy najprawdopodobniej odrzucają moje cv z uwagi na zbyt wysokie kwalifikacje. Sporządziłam trzy wersje cv, z czego trzecia wersja jest wersją "najprostszą" (dumne tytuły stanowisk wymieniłam na "pracownika biurowego" etc.). Jak na razie - brak efektów. W mojej branży (media i multimedia) na rynku pracy katastrofa, zmiany technologiczne wraz z kryzysem stworzyły istną wolną amerykankę dla pracodawców. Upadają firmy, z kolei w tych, którym udało się przekwalifikować technologicznie - redukcje pracowników są masowe. Na ich miejsce przyjmuje się darmową siłę roboczą w postaci praktykantów i stażystów. Szczerze mówiąc, straciłam już nadzieję, że wrócę do branży. Wyrobiłam sobie książeczkę sanepidowską i szukam pracy w bardziej "realnych" zawodach - w gastronomii, w handlu etc. (z moim "najgorszym" cv ;). Póki co, wstrzymuję się od zgłoszeń do agencji telemarketingowych - ale jestem już na krawędzi cierpliwości i kto wie, czy się nie złamię (tyle, że w telemarketingu przy mojej uczciwości i poszanowaniu czasu drugiego człowieka, najprawdopodobniej nie zarobiłabym nic ponad "bazową" kwotę, która wynosi od 600 do 1100 zł netto). Na razie jeszcze nie potrzebuję pomocy psychologa, ale czuję się wyczerpana przesiadywaniem całymi dniami przed komputerem oraz podłamywaniem się treścią ogłoszeń (w szczególności:wysokością proponowanych kwot zarobku). Jak autor powyżej umieszczonego tekstu słusznie zauważył - kiedy się nie wychodzi z domu, to się nie wydaje. Słusznie. Wychodzę z domu dopiero wtedy, kiedy w lodówce zostało jedynie światło. Biedronka najlepszym przyjacielem mojego portfela. Natomiast "znajdowanie sobie zajęcia" - jak napisał(-a) Prix w komentarzu z 18 czerwca - kompletnie nie wchodzi w grę. Kiedy niby mam pisać bloga, skoro cały czas surfuję po stronach z ogłoszeniami, piszę listy i wysyłam aplikacje? Wtedy, kiedy śpię? ;). Bezrobocie to ciężka praca - to prawda.

~Kobieta po 30

21.08.2012 11:39
Pirx
18 czerwca 2012 o 11:16
Odpowiedz

Bez pomocy psychologa się nie obejdzie. Trzeba koniecznie przerwać błedne koło i wykrzesać z siebie energię żeby znaleźć sobie zajęcie. Podkreślam: zająć się czymś, natychmiast. Chocby pisaniem ksiażki albo bloga. To jest ważne dlatego, że musisz odwrócić trend: od osuwania się do wznoszenia. jak będzie zajęcie to i praca za nią przyjdzie. Trzeba być czujnym i rozgladąć się. Nasze życie to ciąg możliwości, z jednych korzystamy, innych nie zauważamu

~Pirx

18.06.2012 11:16
realista
26 lutego 2012 o 14:39
Odpowiedz

myślę, że wszyscy musimy odkładać coś na czarną godzinę, zwłaszcza po tym, jak nawet sam premier Pawlak publicznie deklaroał, że sam musi dbać o swoją przyszłość, również na emeryturze, gdyż nie wierzy w świadczenia emerytalne gwarantowane (?) przez państwo.

~realista

26.02.2012 14:39
arion
26 lutego 2012 o 11:53
Odpowiedz

inaczej jest gdy wypadasz z budźetówki i nie masz nic na czrną godzinę,nie będzie żadnego przestoju i czasu na ,,zasłużony urlop".

~arion

26.02.2012 11:53
1