Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

walczyć o małżeństwo, czy nie?

Rozpoczęte przez ~Loo, 02 lis 2012
  • avatar ~nadzieja ~nadzieja
    ~nadzieja
    Napisane 29 sierpnia 2016 - 18:17
    po40
    Ludzie, którzy szukają odpowiedzi na forum, czy warto walczyć o związek, sami chcą walczyć, bez drugiej osoby, o tą właśnie osobę.. i to nie może się udać..

    Ale oboje, gdy chcą tego samego, to jak najbardziej.
    Nikt tego nie kwestionuje.
    Gdy jest zdrada, osoba która zdradziła musi zainicjować naprawę relacji.
    Gdy ucieka... to o co, tu walczyć? i z kim?
    Walczyć mogą oboje, o to samo, o bycie razem.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Po40 ~Po40
    ~Po40
    Napisane 29 sierpnia 2016 - 20:54
    @nadzieja:
    masz rację - walka o drugą osobę bez udziału, chęci i zgody tej osoby nie może zakończyć się sukcesem.
    Ludzie jednak zaglądają na forum czasem w chwili zagubienia, szukając nadziei, szukając przykładu, że komuś udało się odbudować związek.
    Ważne, by nie karmić złudnych nadziei.
    Odpowiedź czeka za drzwiami. Gdy ten, kto cię zranił, do nich nie zapuka i nie zaprosi do walki o to, co zniszczył, to życie toczy się dalej i szkoda je marnować na rozpamiętywanie.
    Tylko że uczucie bycia porzuconym boli jak cholera i przesłania obraz świata. I wtedy łatwo zapomineć o tym, by nie karmić nadziei złudnych..

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~jenka ~jenka
    ~jenka
    Napisane 29 sierpnia 2016 - 22:39
    Po40, masz rację - calkowitą rację. Boli potwornie i nic nie jest w stanie tego bólu zagłuszyć. Boli bycie porzuconym, żal, strata tego, co było. A najbardziej boli pogarda, z jaką patrzy ten, kto porzucił. Można się oszukiwać, uciekać w pracę, imprezy, nowe związki, a mimo to nie przestaje boleć. Czasem bardzo, bardzo dlugo. Ale, o ironio, oprócz tego bólu, gdzieś obok wciąż jest nadzieja. Najpierw,że może to wszystko jest tylko złym snem i, że któregoś dnia, tamte dobre chwile i tamta osoba powrócą - tak bywa, niestety zbyt rzadko. Więc potem, tym, którym nie jest dane tego doświadczyć, pozwala powoli na nowo uwierzyć, że świat jeszcze się kręci, życie trwa i może gdzieś, ktoś, kiedyś...i ból powoli się zmniejsza. Co dalej - jeszcze nie wiem, ufam, że będzie lepiej ;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Po40 ~Po40
    ~Po40
    Napisane 31 sierpnia 2016 - 10:38
    Ja dopiero jestem na początku. Na początku świadomości, że to koniec.
    Kiedy to do mnie dotarło, kiedy to usłyszałem. czułem olbrzymi ból, jakbym stał nad zmarłą bliską mi osobą. A parę minut później - pustkę. Absolutną pustkę. Nie potrafiłem się nawet upić.
    Zasnąłem w pustce.
    Budzę się w nowy dzień, świat dookoła jest pusty, choć świeci piękne słońce. Nadzieja się jeszcze nie obudziła.
    Ale wierzę, że w końcu do mnie dołączy. A wtedy i ja zacznę ufać ;) W każdym razie jutro mam zamiar iść do kina.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Jaka40 ~Jaka40
    ~Jaka40
    Napisane 03 września 2016 - 10:30
    Ja, dowiedziawszy się że mąż ma tę drugą, wyszłam z dwójką dzieci (obecnie 3 i 5 lat) i trzema pudełkami naszych ubrań. W ciągu 12 godzin wynajęłam mieszkanie.Nie zastanawiałam się czy walczyć bo już wiedziałam że to bez sensu.Poplakałam, popłakałam ale zawsze miałam i mam swoje życie.Mężczyzna to była zawsze dla mnie wartość dodana.Kochalam bardzo i na tyle aby nie utrudniać mojemu mężowi życia i nie sprowadzać na moje dzieci traumy rozstania.On jest szczęśliwy ze swoją druga panią tak jak ze mną nigdy nie był.Już minęło 2 lata od mojej wyprowadzki i prawie półtorej od rozwodu. Małżeństwo to nie jest podpisanie cyrografu.Chyba to moje doświadczenia, ale nigdy nie rozumiałam tej całej walki.Nie spotkałam w całym moim życiu szczęśliwej pary, po zdradzie.Zawsze pozostaje gdzieś jakiś syf:zdradzający ma poczucie przegranej, tego że do końca życia bedzie musiał cos udowadniać a zdradzony zawsze poczucie klęski, że jednak nie był dostatecznie dobry, młody, właściwy.
    Poza tym, patrzę na mojego ex męża i sobie myśle że ja tez chce byc tak szczęśliwa jak on.I na to zasługuje.I mam na to nadzieje.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~gość ~gość
    ~gość
    Napisane 03 września 2016 - 15:36
    Niestety są kobiety, dla których mężczyzna to wartość jedyna.
    Nie chcą nawet spróbować być samej, nie mogą sobie tego nawet wyobrazić.
    "Bez niego, jestem nikim..co ja zrobię bez niego?"
    przypomnij sobie, jak było, zanim go poznałaś

    Jaka40
    mąż nie chciał ratować małżeństwa?
    przynajmniej się dowiedziałaś.. gdybyś została, ciągnęłoby się to lata.
    naprawdę podziwiam

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Jaka40 ~Jaka40
    ~Jaka40
    Napisane 03 września 2016 - 22:54
    On nie miał odwagi mi powiedzieć że mnie nie kocha.Ja jak zauważyłam że ciś nie gra, to starałam się aby coś miedzy nami nowego zaiskrzyło.Mielismy maluśkie dziecko i drugie tez malutkie.Myslalam że to to.Ale jak się tylko zorientowałam że on jest uczuciowo "gdzieś indziej zaangażowany", to już jest pozamiatane.
    Piszę to z czystym sumieniem, oparte jest to o moje i nie tylko doświadczenie, obserwacje wielu par (z pracy) i zwracam się teraz do wszystkich zdradzonych i zdradzających. ROZMAWIAJCIE ZE SOBĄ I SŁUCHAJCIE!!! Przestańcie obarczać się winą że będąc w małżeństwie zakochaliście się w kimś innym.Ślub przysięga - ok, ale to nie cyrograf!!! Nie można obiecać komuś miłości bo ona przychodzi i odchodzi i nic z tym nie możemy zrobić...Zdradzeni małżonkowie: dajcie tym drugim spokój.Choc boli, pali i piecze.Choc chcecie się mścić i roznosi was wściekłość.Nie grajcie dziećmi, nie róbcie z siebie ofiary.Bądzcie ponad to!To nie jest proste ale możliwe.Wszystko inne obróci się przeciwko wam.Widzialam to wiele razy.Będziecie się niszczyć a życie jest tylko jedno. Dajcie sobie szanse.Wasze dzieci zasługują na dwójkę szczęśliwych rodziców.Nawet jeżeli rodzice nie bedą razem. Wlasnie o tym myślałam jak było mi mega źle i sięgałam dna.Niech dzieci nie bedą instrumentem w waszych rękach.Jeżeli druga strona mówi że nie kocha-puśćcie ją wolno. Wbrew pozorom, w końcu czuje się wielką ulgę.Wreszcie można oddetchnąc i w końcu przychodzi ten monent, że można stwierdzić że w stosunku do siebie samego było się uczciwym.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Sf ~Sf
    ~Sf
    Napisane 04 września 2016 - 10:57
    Do Jak40
    Szacun za poatawe

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Moon ~Moon
    ~Moon
    Napisane 05 września 2016 - 15:17
    Ktoś ładnie powiedział "małżeństwo to nie podpisanie cyrografu"
    I u mnie tka było.
    Rok walczyłam sama ex nie chciał.
    Dziś jesteśmy oboje szczęśliwi każdy ma swoje nowe życie.
    Walka zawsze za sobą niesie przegranego i zwycięzce.
    Jeżeli przytrafi się w związku zdrada i obydwoje na 100% chcą to naprawiać to tak.
    W innych przypadkach lepiej pochować małżeństwo i zacząć nowe życie z kimś innym.
    Przeżyć żałobę i zacząć od nowa.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Mimi ~Mimi
    ~Mimi
    Napisane 24 października 2016 - 16:58
    Jaka40 jesteś bardzo mądrą osobą !
    Opowiem Wam moją historię choć pewnie zaraz znajdą się kobietki ,które mnie zlinczują. Otóż jestem z 20 lat starszym mężczyzną. Znam go 4 lata, razem pracowaliśmy więc widziałam go codziennie. On zawsze bardzo ładnie mówił o swojej żonie ale jak to sam kiedyś stwierdził nie ma między nimi bliskości, seksu, rozmowy ale on to akceptuje bo to dobra kobieta i odchodząc zrobiłby jej wielką krzywdę. Po latach okazało się ,że żona prywatnie jest bardzo chłodną emocjonalnie osobą, nieustępliwą, niewybaczającą, chorobliwie zazdrosną. On tego nie mówił poza jednym stwierdzeń ,że żona stwierdziła ,że go nie kocha i nie wie ,czy kiedyś jeszcze pokocha ale dla dziecka zostali razem.
    Ja wcześniej spotykałam się z równolatkami, którzy a to nie chcieli mieć dzieci a to nie wyściubiliby nosa spoza domu i nagle on. Nikt mnie nigdy tak nie kochał, tak o mnie nie dbał. Jest mądrym, czułym , dojrzałym mężczyzną , który ma te same pasje co ja, który chce mi dać dzieci pomimo ,że skończył 50 lat.
    Obecnie jest w trakcie rozwodu i ciężko mi zachować dystans do tego co się dzieje. Żona ,która była niby taka silna i mądra i nieznosząca błędów wiedziała o romansie od prawie początku a mimo to siedziała cicho. Teraz gra ofiarę choć rozpad małżeństwa nastąpił lata temu bo już wtedy chciała się z nim rozwieść.
    Jaka40 jestem pod wrażeniem Twojej osoby i mam nadzieję ,że jeszcze obecna żona mojego partnera też będzie miała takie podejście jak Ty
    Zdrada u ludzi odpowiedzialnych i mądrych świadczy o tym ,że nie ma już co naprawiać tym bardziej jak dzieci dorosły i pojawiła się osoba trzecia. dajmy sobie szansę na nowe życie

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Moon ~Moon
    ~Moon
    Napisane 24 października 2016 - 19:54
    Prosta prawda. "Nie mozna zbudować szczescia na czyimś nieszczęściu". Pytanie dlaczego jak jest taki uczciwy nie odszedł wcześniej i nie rozwiódł sie w szacunku do kobiety (zony) a zamiast tego zaczęliście romans ktory zgruzowal zycie wszystkim.
    Czasami sa tak ciężkie obciążenia w rodzie ze szans albo mężczyzna albo kobieta ma. Ale zawsze warto byc uczciwym i mieć szacunek dla innych i dla siebie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Zalamany ~Zalamany
    ~Zalamany
    Napisane 04 listopada 2016 - 09:56
    Od dwóch miesięcy, moje życie jest w totalnej rozsypce, żona powiedziała, że mnie już nie kocha. Stwierdziła, że męczy się od dwóch lat i próbuje ratować nasz związek. Głównym powodem podaje moje zachowanie, byłem nadpobudliwy, nerwowy, krzyczałem na dzieci, zawaliłem wspaniałą przyjaźń i nie wspierałem jej, gdy tego potrzebowała. Jakiekolwiek poważne rozmowy polegały na tym, że to ona mówiła a ja słuchałem bo nie potrafiłem się odnaleźć w danej sytuacji. Od roku pracuję głównie zagranicą, jestem w domu na weekendy i myślała, że to pozwoli jej trochę zatęsknić i na nowo coś poczuć, jednak było jeszcze gorzej. Mówi, że zmuszała się do kochania ze mną, że przyjeżdżałem na weekend i tylko chciałem się kochać. Próbuję o nią walczyć i o naszą rodzinę, mamy dwójkę dzieci (3 i 6 lat). Aktualnie zmieniam pracę, żeby być codziennie w domu i pomóc jej i być przy niej, staram się rozmawiać jak mogę to naprawić i to odbudować. Znamy się ponad 16 lat a ponad 9 jesteśmy małżeństwem. Niestety nie chce się dać przekonać aby o nas walczyć, że musiałaby się do tego zmuszać bo nic już do mnie nie czuje. Po kilku takich rozmowach stwierdziła, że jest od jakiegoś czasu ktoś kto ją interesuje i on interesuje się nią (również żonaty z dzieckiem).
    Czy ja mam szanse jakiekolwiek w tej walce, czy jest sens podjąć rękawicę i walczyć o moją żonę? Nie potrafię logicznie myśleć, każda rozmowa z Nią sprowadza się do mojego płaczu. Nie wiem co mam robić, czy się wyprowadzić, czy zmieniać pracę. Jak sobie radzić?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Doświadczony ~Doświadczony
    ~Doświadczony
    Napisane 04 listopada 2016 - 14:53
    Ona Cię zdradza kolego. Puść ją wolno ale bądź w obwodzie. Jak zacznie żonatego kochanka naciskać na związek to ją kopnie w deee. Wtedy będziesz miał jakąś szansę. Zachowaj twarz - nie rycz, nie błagaj, wycofaj się i czekaj.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~sf ~sf
    ~sf
    Napisane 04 listopada 2016 - 15:13
    W takiej sytuacji, po takim tekście szanse raczej marne na uratowanie związku.
    Jasny komunikat że nic do ciebie nie czuje grzebie wszystkie szanse. chyba że stać was na małżeństwo "kontraktowe". Tak niestety kończy się pozostawienie współmałżonka samego i gonitwa za kasą i karierą.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Arthur ~Arthur
    ~Arthur
    Napisane 04 listopada 2016 - 23:33
    Musisz jedno zrozumieć, stałeś się w jej podświadomości p**dą a przestałeś być mężczyzną. One (wszystkie, kuźwa absolutnie bez wyjątku) podążają za siłą, stanowczością, pewnością siebie. Twoja żona znalazła to gdzie indziej. Ty płaczesz (wiem, dzieci). Jesteś więc słaby a ze słabymi samcami samice nie kopulują.

    Dwa miliony lat ewolucji versus osiem tysięcy lat cywilizacji, ot co. A tak naprawdę ledwie pięcdziesiąt.
    Nie chcę Cię Załamany dołamywać ale to już kompletnie złamana strzała. Ratuj dobytek i siebie z walącego się domu. Twojego domu. Jej już nie ma.
    Trzymaj się chłopie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 06 listopada 2016 - 12:34
    Podpisuję się pod przedmówcą... Skoro ona otwartym tekstem Ci mówi, że nie czuje już nic do Ciebie, to raczej szans nie masz - jesteś spalony. Czytając Twój tekst odniosłem wrażenie, że opowiadasz moją historię. U mnie motyw był jednak nieco inny, ale scenariusz dokładnie ten sam. Ona zaczęła najpierw podkopywać moje poczucie własnej wartości, prowokować mnie do nieracjonalnych działań, psuła atmosferę i nie brała kompletnie pod uwagę moich potrzeb, a w następnej kolejności zaczęła mi wmawiać winy, których nie popełniałem i bzdury wyssane z palca. Walczyłem długo i też nie mogłem powstrzymać łez, bo naprawdę chciałem jak najlepiej dla naszego małżeństwa - inicjowałem dużo rozmów, ale takich, gdzie nastawiałem się na słuchanie, podkładałem się, sprzątałem prałem, odpowiadałem za wszystkie sprawy w domu, robiłem rzeczy, których inny pewnie by nie robił, ale z tamtej strony dostawałem tylko ciągłe pasmo zarzutów i roszczeń, żadnego zrozumienia, empatii, wsparcia... Im bardziej się podkładałem, tym mocniej ona przykręcała śrubę. Na koniec nie czułem się już człowiekiem we własnym domu, tylko rodzajem jakiejś szmaty leżącej u drzwi, na którą każdy ma prawo stanąć i buty sobie powycierać. Teraz jesteśmy już kilka miesięcy po rozwodzie. Buduję wszystko od nowa z inną osobą - taką, co to potrafi docenić moje zaangażowanie i staranie. Kobieta jak nie kocha, to Cię zniszczy - najpierw materialnie, potem emocjonalnie i mentalnie, a na koniec zrzuci całą winę na Ciebie i odpowiedzialność też. Uciekaj pukiś cały... Tyle Ci kolego napiszę. Ona wszystko widzi zupełnie inaczej niż Ty i się nie dogadasz, choćbyś pękł, bo będzie szukała pretekstu do rozpadu, a z siebie nie da nic - jej nie zależy na budowie, tylko na rozpadzie, ale za nic nie przyzna się do swojej winy - winny będziesz tylko Ty. Na to się przygotuj. Chłopaki nie płaczą.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Jaka40 ~Jaka40
    ~Jaka40
    Napisane 08 listopada 2016 - 22:40
    O jakiej WALCE mówicie? Długo nad tym myślałam. Zobaczcie jak trudno odejść od kogoś? Często słyszymy: na czyimś nieszczęściu szczęścia nie zbudujesz; będę walczyć o związek, zdrada to syf- najpierw zakończ jeden związek a później zacznij drugi....ludzie codziennie mam to w pracy i ręce mi opadają! To wszystko to BZDURY! Po pierwsze: nie ma czegoś takiego jak walka o związek. Mozna popracować nad relacją, próbować przezwyciężyć kryzys-ale TYLKO WTEDY jak tego chcą OBIE strony!!!! Wiecie dlaczego ludzie się tak paskudnie zachowują gdy odchodzą? A dlatego, że osoba która jest zostawiona NIE UMIE tego przyjąć. Wymyśla, błaga, prosi , grozi, wyje, histeryzuje...wszyscy chcą szczerości ale jak co do czego to ma później o to pretensje!Trzeba mieć szacunek do tej drugiej osoby ale też do siebie. Niestety nie możemy zmusićr naszego serca aby czuło czego nie czuje! Dajmy spokój! Ale nie! Człowiek to taka bestia, że jak mu coś ucieka, to zaraz nie!To moje! Nagle będę walczyć o związek! A co dalej? Tragedia! Bo nie tyle nie można budować szczęścia na czyimś nieszczęściu, co NIE MOŻNA BUDOWAĆ SZCZĘŚCIA NA SWOIM NIESZCZĘŚCIU! Przecież już zawsze będzie z tylu głowy że ta druga strona kocha/kovhała kogoś innego; zawsze się będzie myślało: co by było gdyby ? Że on/ ona zostali z litości/ dla dzieci/ ze strachu przed naszym szantażem itp!Naprawdę tego chcecie dla siebie? To jest to szczęście? Szczęście budowane na swoim nieszczęściu i na nieszczęściu drugiej strony, który być może do końca będzie myślał, że poświęcił miłość swojego życia? To niczyja wina że my akurat nią nie jesteśmy. To tylko życie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 10 listopada 2016 - 08:59
    'nie ma czegoś takiego jak walka o związek. Mozna popracować nad relacją, próbować przezwyciężyć kryzys-ale TYLKO WTEDY jak tego chcą OBIE strony!!!!'

    I tu jest sedno - jak tego chcą obie strony. Mowa o walce jest skrótem myślowym, a oznacza po prostu chęć poprawy relacji, naprawienia jej na tyle, by się dało dalej normalnie żyć.
    Owe starania muszą być rozłożone w miarę równomiernie na obie strony i może być tu mowy o działaniach agresywnych - takie są skojarzenia ze słowem 'walka'. Dla mnie owa 'walka' oznacza usilne staranie się o poprawę zepsutej relacji, ale nie metodami agresywnymi, tylko przez jak najdalej idącą chęć uzyskania kompromisu i satysfakcji po obu stronach.
    By odnieść sukces, praca nad sobą musi zachodzić symetrycznie, a nie tylko po jednej ze stron. Skoro ona mówi, że nie kocha, a on - pewnie już za późno - chce naprawiać to, co się popsuło, sukcesu nie będzie, bo on będzie 'walczył' o uratowanie małżeństwa, a ona będzie 'walczyła' o jego zniszczenie.
    Ta sama zależność zachodzi w drugą stronę. Gdy on mówi, że nie kocha, a ona stara się go utrzymać przy sobie na siłę - może za pomocą samego seksu - też sukcesu nie będzie raczej.
    Słowo 'walka' ma tu dwa oblicza.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Po40 ~Po40
    ~Po40
    Napisane 10 listopada 2016 - 18:11
    ~Jaka40 napisał:
    O jakiej WALCE mówicie? Długo nad tym myślałam. Zobaczcie jak trudno odejść od kogoś? Często słyszymy: na czyimś nieszczęściu szczęścia nie zbudujesz; będę walczyć o związek, zdrada to syf- najpierw zakończ jeden związek a później zacznij drugi....ludzie codziennie mam to w pracy i ręce mi opadają! To wszystko to BZDURY! Po pierwsze: nie ma czegoś takiego jak walka o związek. Mozna popracować nad relacją, próbować przezwyciężyć kryzys-ale TYLKO WTEDY jak tego chcą OBIE strony!!!! Wiecie dlaczego ludzie się tak paskudnie zachowują gdy odchodzą? A dlatego, że osoba która jest zostawiona NIE UMIE tego przyjąć. Wymyśla, błaga, prosi , grozi, wyje, histeryzuje...wszyscy chcą szczerości ale jak co do czego to ma później o to pretensje!Trzeba mieć szacunek do tej drugiej osoby ale też do siebie. Niestety nie możemy zmusićr naszego serca aby czuło czego nie czuje! Dajmy spokój! Ale nie! Człowiek to taka bestia, że jak mu coś ucieka, to zaraz nie!To moje! Nagle będę walczyć o związek! A co dalej? Tragedia! Bo nie tyle nie można budować szczęścia na czyimś nieszczęściu, co NIE MOŻNA BUDOWAĆ SZCZĘŚCIA NA SWOIM NIESZCZĘŚCIU! Przecież już zawsze będzie z tylu głowy że ta druga strona kocha/kovhała kogoś innego; zawsze się będzie myślało: co by było gdyby ? Że on/ ona zostali z litości/ dla dzieci/ ze strachu przed naszym szantażem itp!Naprawdę tego chcecie dla siebie? To jest to szczęście? Szczęście budowane na swoim nieszczęściu i na nieszczęściu drugiej strony, który być może do końca będzie myślał, że poświęcił miłość swojego życia? To niczyja wina że my akurat nią nie jesteśmy. To tylko życie.

    Jedno "ale": zdrada i odejście to nie jedno i to samo.
    Co innego : umieć przyjąć fakt, że ktoś szczerze mówi, iż nie odnalazł się w tym związku, gdy ktoś uczciwie, z szacunkiem dla drugiego partnera rzecz zamyka. Wtedy może jest też jeszcze miejsce na wspólną naprawę, bo wzajemny szacunek polega na tym, iż rozwiązujemy rzecz razem. Wtę albo wewtę.
    A co innego : zdradzać, a wokół partnera budować świat kłamstw. Co ma zdradzony partner umieć przyjąć? To, że nie został uszanowany jako partner, lecz potraktowany jak mebel.
    Wszystko inne racja: nic na siłę, szanuj siebie, szanuj partnera, takie jest życie, itd. Ale czym innym jest wycie i piekło w głowie zdradzonego, a czym innym cichy żal i smutek kogoś, kto rozchodzi się, ale w szczerości i szacunku do partnerem.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~gość ~gość
    ~gość
    Napisane 11 listopada 2016 - 11:23
    "Co ma zdradzony partner umieć przyjąć? To, że nie został uszanowany jako partner, lecz potraktowany jak mebel?"

    Uważasz., że człowiek nie jest w stanie tego przyjąć?
    Ktoś, kto tak się czuje, powinien chyba zareagować adekwatnie do sytuacji, czy taką reakcją jest wg Ciebie prośba, NIE ODCHODŹ, BŁAGAM ZOSTAŃ?

    A swoją drogą, jak żyję, nie znana jest mi sytuacja, gdzie partner porzucany, docenił prawdomówność. Do tego odwołują się tylko Ci, którzy jej nie doświadczyli.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy