Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

Moja żona nie chce seksu

Rozpoczęte przez ~Marek, 14 mar 2016
  • avatar ~Doświadczony ~Doświadczony
    ~Doświadczony
    Napisane 10 lutego 2018 - 22:30
    Znacie to, ale udajecie, że nie wiecie o co chodzi? Że nie wiecie dlaczego wasz partner tak się zachowuje? Dlaczego nie chce seksu?
    Taki tekst już słyszeliście?
    "Coś się wypaliło. Nie wiem..."
    Ależ oczywiście, że wie. Tylko trochę dziwnie tak prosto w oczy komuś powiedzieć, że jego czas właśnie dobiegł końca.
    Zwłaszcza po jakiejś dłuższej relacji w którą być może i na początku było się zaangażowanym, później niektórym się wydaje,
    że teraz wypada odstawiać melodramatyczne teatralne przedstawienia, bo tej drugiej osobie to się należy. Bez przesady.
    Nic nie wypada i nic się nie należy. Wypada być szczerym i należy się może odrobina szacunku, a nie jakieś błazenady i szopki.
    Zakochać się jest rzeczą ludzką, tak samo odkochać. Nie ma co robić scen. Coś się skończyło, dziękuję za miłe chwile i do widzenia.
    Takie przeciąganie i przedłużanie agonii nie sprawi, że ktoś poczuje się lepiej, zwłaszcza wysłuchując tego tygodniami czy miesiącami,
    zamiast uciąć raz a porządnie i się rozejść każdy w swoją stronę.
    A propos "wysłuchując" to naturalnie zanim padnie któryś z kiepskich tekstów, najczęściej pojawiają się też inne znaki sygnały,
    takie jak przypieprzanie się nagle do wszystkiego (czemu zwykle towarzyszy przesadna ekspresja w wyrażaniu zdania na jakiś temat)
    prowokujące zachowanie mające na celu wywołanie kłótni (czemu zwykle towarzyszy wyrzygiwanie jakichś bzdur sprzed miesiąca)
    wszczynanie awantur bez żadnego powodu (czemu zwykle towarzyszy jakiś pretekst z dupy wzięty albo i nawet żaden konkretny)
    celowe i częste prowadzenie wszelkich rozmów tak, żeby tylko się pokłócić, obrazić, zarzucić focha i jeszcze najlepiej przestać się odzywać.
    Bardzo często towarzyszą temu naprzemienne okresy apatii partnera, gdy akurat się nie kłócicie i jest między wami względny spokój, ale...
    Ale zauważacie, że wasz partner coraz częściej i więcej zajmuje się sobą, ostentacyjnie okazując brak zainteresowania czy wręcz znudzenie,
    a więc granie godzinami na konsoli, grzebanie bez końca w telefonie, uciekanie z domu pod byle pretekstem i wracanie "kiedy mi się zachce"
    ignorowanie prób nawiązania rozmowy na jakikolwiek temat, nawet dotyczący czegoś co mieliście wspólnie zrobić jutro albo tam kiedyś.
    Do tego wszystkiego dochodzi (nagły lub powolny) zanik kontaktu cielesnego. I tu już nawet nie chodzi o jakieś tam umizgi czy czułości,
    ale zwykły dotyk, choćby i przypadkowy. Zaczyna się oczywiście od unikania seksu. Kiedyś kochaliście się trzy razy w tygodniu,
    a obecnie jeden raz na trzy tygodnie i to często po długich namowach, pertraktacjach, obietnicach, szantażach, prośbach i groźbach? Normalka.
    Z czasem zaczniecie unikać trzymania się za ręce, przytulania, spania w jednym łóżku, siedzenia obok siebie przy jednym stole. Już tak macie?
    Jak tak macie i nie wiecie co się dzieje, to to się właśnie dzieje. Korbka opuszczająca linę z napisem The End została puszczona w ruch.
    I nie ma, że usiądziecie, porozmawiacie, zmienicie to czy tamto i będzie lepiej. Nie będzie. Lepiej już było, a teraz to jest równia pochyła.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 10 lutego 2018 - 23:37
    Chyba kluczowe jest to, że nie potrafimy ze sobą szczerze, rzeczowo i spokojnie rozmawiać będąc w związku.
    Nie powinniśmy mieć pretensji o to, że ktoś nas już nie kocha...nawet jeśli nas kiedyś kochał ... nawet jeśli zabiegamy, staramy się... miłość mogła się skończyć. Jeśli się jednak szanuje osobę, z którą spędziło się wiele lat, ma się dzieci, wspólne sprawy...chciałoby się po prostu usłyszeć prawdę.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Pepe ~Pepe
    ~Pepe
    Napisane 11 lutego 2018 - 08:07
    A może nigdy nie byliśmy kochani tylko oszukiwani. Scenariusz jest prawdziwy i niestety bolesny. Jeśli nie jesteś kochany to nie masz szans, jeśli nie byłeś kochany to nigdy nie miałeś szans. Ciężko jest uzmysłowić sobie że 20 lat życia było oszustwem.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 11 lutego 2018 - 13:22
    Pepe, nawet jeśli Cię nie kochała... ważne, że Ty kochałeś ją i jednak to od Ciebie zależy jak spędzisz kolejne 20 lat... na przeżywaniu tego jak Cię oszukiwała czy na czymś bardziej konstruktywnym?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 12 lutego 2018 - 13:08
    ~Aniołek napisał:
    Pepe, na przeżywaniu tego jak Cię oszukiwała czy na czymś bardziej konstruktywnym?

    A no właśnie... :-) przeszłości wrócić się nie da i co było, to było. Tyle, że niektóre relacje pozostawiają za sobą ślad w postaci tzw. wspólnych spraw - np. dzieci - i wtedy się schody zaczynają. Ktoś tu pięknie pisze, że można się rozejść i potem razem w zgodzie to, albo tamto, żeby zapewnić dzieciom namiastkę itd... Może i tak można, ale ja z praktyki widzę, że skoro ktoś doprowadził do rozpadu, bo miał złą wolę, to potem żadne deklaracje nie zmienią faktów. Kiedy ktoś był podły przed rozwodem, to niby dlaczego ma nagle stać się uosobieniem cnót po rozwodzie? Podłość, to cecha, którą ciężko wyplenić, szczególnie w sobie samym. To zatruwa później życie ekspartnerowi i choćby ten nie chciał przeżywać na nowo czegoś, to i tak sytuacje powracają. Trzeba nie lada siły psychicznej, żeby odciąć się od czegoś takiego i traktować drugą stronę poważnie, gdy przy każdej lada okazji stosuje te same zagrywy, które doprowadziły do ruiny, nadal chce naciągać w swoją stronę, nadal pomawia i rzuca bezpodstawne oskarżenia nie bacząc na własne błędy.
    Najlepiej odcinać się na dobre, ale czy kiedy są dzieci, jest to możliwe...? chyba nie.
    I faktycznie ciężko sobie to dwudziestoletnie oszustwo uzmysłowić. Jak się jest pod pięćdziesiątkę, to już o jakichś tam 'miłościach' chyba nie ma mowy, pozostaje tylko mniej lub bardziej chłodna kalkulacja i bilans tzw. zyskownych i stratnych sytuacji. Szanować się trzeba, ale czy druga strona wzbudzi motyle w brzuchu, to już wątpliwa sprawa :-). Seks też może być, a może i go nie być. Ważne, by było poczucie wspólnoty, bliskości, przynależności. A jeżeli nie... ;-). To nie ma sensu dalej budować na niepewnym fundamencie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 12 lutego 2018 - 13:30
    Robert1971
    To z kim idziemy przez życie, czy też raczej z kim szliśmy okazuje się ZAWSZE tak naprawdę w sytuacjach TRUDNYCH, a taką z pewnością jest decyzja o rozstaniu/rozwodzie/zakończeniu znajomości. Podobnie jest z PRZYJACIÓŁMI... czy mamy jakikolwiek wpływ na podłość czy prawość naszego partnera?
    Uważam, że zawsze warto po prostu BYĆ CZŁOWIEKIEM, co wcale nie oznacza, że ze wszystkimi musimy utrzymywać dobry kontakt.
    Natomiast koncentracja na bardziej konstruktywnych rzeczach przez kolejne lata wcale nie musi oznaczać KALKULACJI... co mi się opłaca a co nie... bo kolejny raz możemy się najzwyczajniej w świecie pomylić. Konstruktywne rzeczy to to wszystko co sprawia nam RADOŚĆ RADOŚĆ i jeszcze raz RADOŚĆ :-) i co nas uszczęśliwia, wzbogaca, rozwija, co powoduje że się uśmiechamy do samych siebie :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Ania ~Ania
    ~Ania
    Napisane 12 lutego 2018 - 15:05
    @Robert
    No cóż, zgadzam się z tobą, że jesteście cyniczni w tym wieku, w moim przypadku oboje po 40, dla mnie był miłością życia, ale skalkulował, że opłaca mu się pozostać w swoim toksycznym związku, miał prawo, ale mnie więcej nie zobaczy, to moje prawo.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 12 lutego 2018 - 21:58
    Aniu nie widzę cynizmu w wypowiedzi Roberta1971

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert197 ~Robert197
    ~Robert197
    Napisane 13 lutego 2018 - 09:45
    ~Ania napisał:
    @Robert
    No cóż, zgadzam się z tobą, że jesteście cyniczni w tym wieku (...) dla mnie był miłością życia, ale skalkulował, (...)


    Wiesz... ona też była miłością mojego życia, ale jak coś ją naszło, to zaczęła poszukiwać tzw. swojej drogi życiowej, która skłoniła ją do działań nieakceptowalnych społecznie i nieakceptowanych przeze mnie. Coś sobie tam skalkulowała, czy może i nie, ale zaczęła obarczać mnie wszystkim co się wydarzyło i nie wydarzyło, wyssane z palca historie i motywy działań, totalna chwiejność emocjonalna i kompletny brak poczucia odpowiedzialności, ryzykowne zachowania, projektowanie swoich własnych przypadłości na najbliższą osobę, wymazywanie z pamięci sytuacji w których popełniała błędy wobec mnie i najbliższego otoczenia, a przy tym wszystkim otwarta deklaracja, że zmienia orientację seksualną i kocha się w dziewczynach..., czy to to czegoś nie przypomina? A na domiar złego, taka sytuacja ujawniła się po 17 latach harmonijnego małżeństwa. To kto tu kogo oszukiwał? Kto okazał się podłym cynikiem? I jak teraz się z tym pogodzić...? Ano jakoś trzeba, bo wyjścia nie ma, najbiedniejsze są w tym dzieci, bo nadal pozostają ofiarą toksycznej osobowości i niewiele tak naprawdę mogę z tym zrobić.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 13 lutego 2018 - 10:59
    Robert1971
    Jesteś rozżalony, ale jeśli powodem naprawdę jest orientacja żony... to jaki masz na to wpływ? Chcesz żeby było jak dawniej, to zrozumiałe, ale tak już się nie da... i nie ma znaczenia, że Ty ją kochasz, że jej może nadal pragniesz...Ona chce żyć w zgodzie ze sobą...i na pewno Cię kocha, ale nie tak jak mogłaby, gdyby była kobietą pragnącą mężczyzny.
    Temat orientacji seksualnej należałoby również poruszyć na tym forum. Wielu jest takich mężczyzn i takich kobiet, którzy dla "dobra innych" tkwią w związkach będąc nieszczęśliwymi...
    Często oczekiwania nasze i naszych znajomych, całego społeczeństwa są takie a nie inne...słyszymy: jaka cudowna para, jak oni do siebie pasują i...chcemy w to wierzyć... zawieramy związek małżeński przekonani że kochamy... a czasami kochamy wyobrażenie o tej miłości a nie drugiego człowieka...
    Jeszcze nie przetrawiłeś tego... ale Robercie na pewno masz wpływ na swoje własne relacje z dziećmi

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 13 lutego 2018 - 11:22
    Oczywiście, że przedstawiam swoją sytuację tylko jako przykład obrazujący jak się wszystko może układać. Nie kocham jej teraz, bo bardzo mocno się o to postarała, kiedy ja ją kochałem i gotów byłem na wszystko dla niej, ona to zwyczajnie zdeptała. Twierdzenie, że ona mnie na swój sposób kocha, też jest nadużyciem - inaczej to widzę ;-). Gdy się kogoś kocha, w jakimkolwiek znaczeniu, uwzględnia się jego osobę i się go nie krzywdzi. Można było się rozstać dokonując jak najmniejszych zniszczeń, ale to odbyło się przy totalnej dewastacji wszystkiego co się tylko dało zdewastować. Rodzina, pozycja społeczna, zawodowa, dom własnoręcznie wybudowany, relacje z wspólnymi bliskimi, dorobek właściwie całego dorosłego życia, krzywda dla dzieci. Jedyne, co udało mi się uratować, to studia, które już kończę, ale gdybym dał się i w tym miejscu wciągnąć w wir zwariowanych i nieprzemyślanych pomysłów mojej eks, i to by poszło. Po prostu staram się ukazać, że czym innym są deklaracje i wzniosłe, okrągłe słówka, a czym zupełnie odmiennym jest realne działanie i jego skutki. Jakoś usiłuję dawać sobie radę, życie na nowo sobie ułożyłem, bo nie będę przecież sam siedział - jestem typem człowieka żyjącego stadnie :-) i chcę dawać z siebie, by to potem do mnie wracało. Wszystko odbudowuję pomału i uważam, że skoro zbudowało się raz, to ponownie też się zbuduje i to z większym prawdopodobieństwem, bo ma się już doświadczenie, a jak ktoś jest typem budowniczego, to tym bardziej jest szansa. Druga strona natomiast, gdy egzystowała na czyimś budowaniu, miała co burzyć, teraz jednak, gdy już budowniczego pod ręką zabrakło, a wszystko zostało zniszczone, usiłuje gonić własny ogon i poszukiwać winnych, bo przecież nie ona jest winna sytuacji w której się znalazła. Nie przejmowałbym się tym, gdyby nie dzieci... One są tu głównymi ofiarami ludzkiej głupoty. Na pewno nie chcę, żeby było jak dawniej... Z osobowością borderline nikt normalny chyba nie wytrzyma.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 13 lutego 2018 - 11:38
    Robercie1971
    Oczywiście masz rację... nie ma pewności, że Cię kocha ani nawet że kochała...przepraszam.
    Napisałeś cyt.:
    "Po prostu staram się ukazać, że czym innym są deklaracje i wzniosłe, okrągłe słówka, a czym zupełnie odmiennym jest realne działanie i jego skutki. Jakoś usiłuję dawać sobie radę, życie na nowo sobie ułożyłem, bo nie będę przecież sam siedział - jestem typem człowieka żyjącego stadnie :-) i chcę dawać z siebie, by to potem do mnie wracało. Wszystko odbudowuję pomału i uważam, że skoro zbudowało się raz, to ponownie też się zbuduje i to z większym prawdopodobieństwem, bo ma się już doświadczenie, a jak ktoś jest typem budowniczego, to tym bardziej jest szansa."

    Uważam, że wszystko zależy od fundamentu, na którym budujesz...typ budowniczego czerpie radość z budowania i tworzenia, typ stadny czerpie radość z bycia z drugim człowiekiem... myślę, że masz bardzo dobre podejście :-) Dajesz i to wszystko wraca... czasami w dwójnasób :-) Pozdrawiam Cię

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Diabełek ~Diabełek
    ~Diabełek
    Napisane 13 lutego 2018 - 15:41
    Diabły i diabełki ponoć w przeciwieństwie do sexu, o miłości wiedzą tyle o ile... Ale mam jakieś głębokie przeczucie, że przez słowa Roberta przemawia ciągle tłumiona... miłość. No dobrze, nazwę to mniej kontrowersyjnie: troska.

    Od razu Robercie prostuję: nie piszę tego, żeby Ciebie wciągać w polemikę. Czytając Twój opis w skrócie, widzę doświadczony przypadek w przełożeniu niemal 1:1, z wyjątkiem paru nieistotnych drobiazgów. To z kolei piszę tylko byś wiedział, że mam pojęcie, jakie demony w duszy się od czasu do czasu jeszcze szarpią. Dlatego odłożyłem na chwilę duszę do pudełka i, niech tam, jestem sobie teraz diabełkiem.

    I powiem Tobie, że odcięcie sobie ciągłego dopływu bólu wyostrza trochę postrzeganie. I okazuje się też, że to co widzi Aniołek (siedzi na chmurce, skubaniec, to i ogląd ma lepszy), niesie w sobie dużo dobrej nowiny. Bolesnej, z pewnego specyficznie ludzkiego punktu widzenia skłonnego do przywiązań i oczekiwań. Ale jedynie zły podszeptuje, że dobre jest tylko to, co łatwe i radosne.

    Prawdą jest, że nie mamy wpływu na to co i jak czuje druga osoba. Gdy kochamy – to jest to nasz dar dla drugiej osoby. Miłość, z definicji, jest bezinteresowna. Gdy kochamy miłością „coś za coś”, to już gramy w kochanie, a nie kochamy. A w grach chodzi zawsze o to, żeby wygrać, nie przegrać, co nam, diabłom, strasznie odpowiada...

    Więc dla Ciebie ważna informacja nr 1: umiesz kochać.

    No ale ktoś tego daru nie przyjął. To boli. No pewnie, nawet diabła by bolało. Co? Rozczarowanie. Źle zainwestowany wysiłek. Bo zawsze na coś liczymy. Nawet, jeśli wypieramy, że nie, gdzież tam... Kochając, chcemy być tak samo kochani.

    Tak samo.

    A co, jeśli inaczej?

    Gdy moja była żona mówiła mi: „kocham Ciebie, ale inaczej”, wszystko we mnie ryczało: „Gówno, nie inaczej!”. Dziś, po długim już czasie i długim poznawaniu samego siebie odkrywam, że i ja ją kocham... już inaczej. I wiem: niemożliwym jest poznać, jak ona mnie kochała (czy może jeszcze kocha) – więc nie idę tą drogą, bo to droga donikąd, choć czasem bardzo by się chciało tego potwierdzenia, tego zrozumienia: tak, byłem kochany... Nie. By żyć dalej normalnie i szczęśliwie, wystarcza mi dziś doświadczenie i własna świadomość, że kochać można różnie. Nawet kogoś, z kim się rozwiodło.

    Ta świadomość jest o tyle cenna, że pozwala na coś, co po doświadczeniu odrzucenia własnej miłości wydaje się być absolutnie niemożliwym: pokochać kogoś innego. I, może tym razem, pokochać bez oczekiwań i bez budowania modelu swego własnego życia na kimś innym.

    Informacja nr 2: budując uważaj, by budować na sobie. To jedyny fundament i budulec, na jaki masz wpływ.

    Od rozwoju i wychowania naszych partnerów są ich rodzice – w czasie, gdy mieli na to wpływ – oraz sami partnerzy – przez całe swe życie. I to dotyczy tak partnera, jak i mnie – po prostu człowieka. Tak, jak ja nie chciałbym, żeby ktoś całe życie oczekiwał ode mnie jakim mam być i oczekiwał, że się temu podporządkuję – tak i ja nie będę tego robił wobec owego kogoś. Kocham kogoś takim, jakim jest. Jakim jest, a nie jakim chcę go mieć.

    Zła informacja dla wszystkich, którzy myślą, że w takim razie hulaj duszo, piekła nie ma, i zdradzają na prawo i lewo, bo nikt nie może od nich niczego oczekiwać: piekło jest. W nas samych, w naszych oczekiwaniach. To, że jedna osoba kocha bezinteresownie i nie oczekuje - niczego nie zmienia, gdy my nie potrafimy tego również. Bo wtedy to my prędzej czy później zderzamy się z naszymi rozczarowaniami niezaspokojonych oczekiwań. I skakanie z kwiatka na kwiatek tego bólu nie uleczy, a na jakiś czas najwyżej uśmierzy. I, z diabelską szczerością: jedynym powodem, dla którego nie chcę być gwiazdą czegokolwiek (poza faktem, że nie umiem śpiewać, tańczyć ani na czymś brzdękolić) jest to, iż nie chcę umierać ze świadomością, że całe życie przeleciało na haju i próbach uśmierzania bólu, którego jedynym źródłem jestem ja sam.

    Pomijając jednak marginesy i dygresje: (c.d.n. bo brakło literków do pisania, a mam wenę)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Diabełek ~Diabełek
    ~Diabełek
    Napisane 13 lutego 2018 - 15:45
    (c.d., ale będzie krótko, obiecuję)

    Wiedzieć kim się jest, wiedzieć czego się chce, wiedzieć gdzie i jak można to znaleźć, wiedzieć gdzie tego nie szukać i z czego się tego ukręcić nie da – to dobry wstęp do troski o własne życie i o nie kaleczenie życia innych. Również wtedy, gdy coś złego się już wydarzyło. Wszystkie konieczne do życia własnego życia odpowiedzi mamy wyłącznie w sobie – inni, z ich życiami, to jedynie okoliczności i przechodnie. Przy jakiejś okoliczności można się zatrzymać, z kimś wspólnie iść – nawet na całe życie. I to jest piękne i może być największym szczęściem. Pod warunkiem, że już nigdy nie wymiesza się pojęć i granic własnego „ja”.

    Zdradzającym notorycznie, romansiarzom, uwodzicielom – pod rozwagę. Przy czym nie trudźcie się pozbawianiem mnie złudzeń. Nie mam ich. Wyciąłem duszę.

    Zdradzonym oraz pogubionym, tym których dar odrzucono i tym, którzy dar z wielkim bólem odrzucili – pomyślcie proszę. Znajdźcie drogę w głąb siebie. Swoją własną. Może być inna, niż podpowiada przechodni forumowy diabeł. Ale spróbujcie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 13 lutego 2018 - 16:57

    "Kochać można różnie, nawet kogoś z kim się rozwiodło"...Otóż to...Diabełku naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej dzisiejszej wypowiedzi :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 14 lutego 2018 - 18:13
    ~Aniołek napisał:

    "Kochać można różnie, nawet kogoś z kim się rozwiodło"...Otóż to...Diabełku naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej dzisiejszej wypowiedzi :-)


    Fajnie piszecie... ;-) podoba mi się i dziękuję Wam, że chciało się Wam pochylić nad klawiaturą na paręnaście/dziesiąt minut. Te wypowiedzi skłaniają mnie do pewnych refleksji i chwilkę potrzeba, by w wirze codziennych spraw, te refleksje przestukać do komputera.

    Jestem człowiekiem pragmatycznym - w większości sytuacji, czy działań staram się dostrzec wymiar praktyczny. Miłość też taki wymiar posiada. Teraz warto się zastanowić skąd ta miłość między dwojgiem ludzi się bierze? Ano spogląda facet na dziewczynę, która mu w oko wpadła i się uśmiecha, ona widzi ten uśmiech i go odwzajemnia, on ośmielony zagaduje, ona zachwycona, że on taki miły - odpowiada... Wywiązuje się niezobowiązująca rozmowa i nagle oboje stwierdzają, że miło byłoby tę znajomość kontynuować. Spotkania, komplementy, miłe chwile, różne razem wykonywane czynności, może wspólne zainteresowania i wreszcie pojawia się coś, co zaczyna tych dwoje łączyć. Prędzej, czy później pojawia się seks i idylla trwa. Jeżeli oboje są zainteresowani podtrzymywaniem znajomości, przeradza się ona w związek - stają się parą :-). Potem następują kolejne fazy i dochodzi do utrwalenia w postaci świadomych decyzji i zaangażowania w sposób formalny. O jakość tego związku trzeba dbać. Każda ze stron po takim układzie czegoś oczekuje i powinna te oczekiwania wyraźnie swojemu partnerowi wyartykułować jeszcze w pierwszych etapach. Potem potrzebna jest komunikacja i przepływ sygnałów świadczących o tym, że nadal nam na sobie zależy, ale... jednak czegoś od siebie nawzajem oczekujemy. I tu po czasie, zaczynają się problemy. Wspólne pożycie to nie tylko seks i dawanie kwiatków, to też tzw. proza życia. Składa się na nią nie tylko podawanie kawki do łóżka, ale i chodzenie do jakiejś pracy (zarabianie pieniędzy), dbanie o wspólny dom/mieszkanie, posiłki, rozrywkę i... dzieci o ile są. Wszystko dobrze, gdy takie sprawy załatwia się wspólnie. Co jednak gdy jedna ze stron zaczyna skupiać się na samym/samej sobie i ceduje większość powinności tej prozy na partnera? Skupienie jego/jej na samym sobie przy tym skutkuje coraz większym zaniedbywaniem partnera - ten schodzi na coraz dalszy plan, a co za tym idzie, czuje się porzucony i niepotrzebny. Co robi…? Albo usiłuje jakoś się porozumieć i jego oczekiwania co do wspólnej relacji ewoluują, a drugi partner również się trochę nagina, co wytwarza kompromis i oboje są w jakimś stopniu zadowoleni z zaistniałej sytuacji - taka jest właśnie najbardziej pożądana, bo pozwala na zachowanie osobistej przestrzeni po każdej ze stron i nikt nie czuje się poszkodowany, a wszystkie oczekiwania są weryfikowane i zaspakajane. Zdarza się jednak, że strony się zwracają coraz bardziej do siebie samych i partnerem się coraz mniej interesują. Zaczyna się etap ochładzania relacji, który bez zwrotu prowadzi do rozpadu związku. Jasne, że można sobie pisać o tym, że drugiego trzeba kochać takim, jakim on jest, a nie go zmieniać - zgadzam się z tym w całej rozciągłości. Jest jedno zastrzeżenie. Gdy to partner ode mnie oczekuje i ja mam wypełniać wszystkie jego zachcianki, a on ma mnie w… no wiecie gdzie :-), to już różowo nie wygląda. Ciężar musi być rozłożony po równo i korzyści płynące z faktu przebywania w związku też po równo, jakkolwiek by tego nie postrzegać. Sytuacja, gdy jedna strona jest tylko dawcą, a druga tylko biorcą w związku, jest na dłuższą metę nie do przyjęcia.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 14 lutego 2018 - 18:18
    c. d.

    Tak się w moim przypadku zdarzyło ;-). Po rozwodzie również ‚druga strona’ zaczęła mnożyć roszczenia i oczekiwania zasłaniając się dziećmi i jakimiś frazesami. Wszystko miało wyglądać tak, że rozchodzimy się w zgodzie, a dzieci są dobrem wspólnym, gdzie się angażujemy w ich wychowywanie. Nie są to już niemowlaki, bo mają po kilkanaście lat, ale tak ojca, jak matki, potrzebują obydwoje. Praktyka okazała się inna - już to pisałem. Roszczenia mnożone w tempie geometrycznym, absurdalne wymagania i żądania, oskarżenia i brak zaangażowania w sprawy wspólne - był jeszcze wspólny dom. Wydawało się jej, że po rozwodzie może mi rozkazywać, organizować czas, domagać się bycia dyspozycyjnym i… pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy… :-)… Są zasądzone alimenty, które płacę regularnie i na tym się kończy moje zaangażowanie finansowe ‚do rąk matki’. Poza tym mam swój wkład w różne okazjonalne wydatki związane z dziećmi, ale to już z pominięciem matki, częste spotkania z nimi, kontakt telefoniczno-internetowy, ale to ciągle mało. Przecież ja mam mówić to, co życzy sobie mamusia, bo ona zgrywa specjalistkę od psychiki dziecka, ona wie, a ja głupi jestem, mam być na tzw. skinienie paluszkiem, bo ona ma służbowy wyjazd i jak sam nie mogę dzieci przypilnować, to mam nająć opiekunkę i takie tam ;-)… Kiedy się na coś umawialiśmy, to oczywiście w przeważającej większości się nie wywiązywała ze swoich zobowiązań, a gdy powoływałem się na jej własne słowa, to praktycznie zawsze się wykręcała, albo wywracała kota ogonem twierdząc, że inaczej to rozumie - tylko w momencie uzgadniania było wszystko jasne… No dogadać się nie da. Chciałaby utrzymywać kontakt, ale na jej chorych warunkach - wymuszenia, zastraszanie, szantaż. Nie godzę się na coś takiego i wszelkie rozmowy obecnie są rejestrowane - czy to na piśmie (messenger, sms-y), czy za pomocą dyktafonu. Po prostu gdybym pozwolił, to zniszczyłaby wszystko, łącznie z moim nowym związkiem z inną kobietą.

    Wierzcie, są egzemplarze, które są - jak to się mówi - toksyczne i trzeba się od nich odcinać, nie da się ich zmienić, bo są za bardzo zapatrzone w swoje poglądy i sposoby postrzegania świata nie respektując partnera.

    Pozostaje troska o dzieci.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 14 lutego 2018 - 22:31
    Diabełku ratuj!!! :-) Normalnie skrzydła mi opadły... Robercie Diabeł wyraźnie napisał wejrzyj wgłąb siebie... buduj na właściwym fundamencie... kochaj drugiego takim jaki jest... odpowiem, bo to co mam do powiedzenia dzisiaj jest chyba ważne, ale odpowiem w wątku "życie po rozwodzie", bo tutaj narobiliśmy bałaganu.
    Wniosek dla wszystkich, którzy jeszcze w związkach, przed rozwodem itp. ... gdy żona nie chce seksu to robi się niezły bałagan jak widać :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~mm ~mm
    ~mm
    Napisane 16 lutego 2018 - 06:35
    A ja dałem sobie spokój i przestałem zabiegać o seks.
    Robię kolejne studia i w sesji więcej piszemy ze sobą (studenci).
    Żona zainteresowana z kim piszę itd.
    Teraz to sama chodzi za mną aby iść do łóżka.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Do mm ~Do mm
    ~Do mm
    Napisane 23 lutego 2018 - 18:37
    Ależ idź, na chwile wrócą motyle, świat zasłona różowe okulary, 5 minut szczęścia, przynęta,ryba,haczyk,bach bach, łowy udane, jesteśmy najedzeni na 3 miesiące

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy