Nigdy nie jest za późno, by stać się dobrym ojcem

Nieważne, jakimi ojcami byliśmy w przeszłości, możemy zacząć być w tym świetni już od teraz. Jakiekolwiek rodzicielskie grzechy popełniliśmy w przeszłości, możemy zdecydować, że od teraz, od tej chwili, staniemy się świetnymi ojcami. A przynajmniej lepszymi.

[powiazane]

Dobrym ojcem nikt się nie rodzi

Narodziny mojej córki Angeliki, pierwszej z dwojga dzieci, zmieniły moje życie na zawsze. To było 28 lat temu. Tak szczerze, kiedy brałem ślub, miałem poważne wątpliwości co do tego, czy chcę mieć dzieci. Rodzina, w której się wychowałem (dziesięcioro rodzeństwa) pokazała mi, dlaczego niektóre pary po prostu nie powinny mieć dzieci. Nie spieszyło mi się do powtarzania wychowawczych błędów mojego ojca i, prawdę mówiąc, byłem zbyt skupiony na dążeniu do tego, by świat o mnie usłyszał. Nastawiony byłem na ciągły pęd, w którym tylko przeszkadzałyby mi natrętne jęki potrzebujących uwagi maluchów. Zabawne, że bez wahania mogę teraz powiedzieć, że moje dzieci były moim najważniejszym darem dla świata, który tak bardzo potrzebuje… dobrych ludzi.

[rekmob1]

Niezły nie wystarczy

Wszystkie działania, jakie podejmiemy, by wychować nasze dzieci jako ojcowie, mają wpływ na przyszłe pokolenia. Dosłownie. To, co im przekażemy, często zostanie zapamiętane, niezależnie od tego, czy to rzeczy dobre, czy złe. Na szczęście udało mi się uniknąć rodzicielskich rządów twardej ręki, które sprawował mój ojciec: Będzie tak jak mówię albo staniesz pod ścianą. Z drugiej strony, mój ciągły pościg za tym, by być lepszym od innych, bardziej ze strachu, niż z chęci pomocy (cecha, którą przejąłem bezpośrednio od ojca), spowodował, że nie byłem ojcem, którego potrzebowały moje dzieci. Nie byłem zły, ale to wcale nie sprawiało, że byłem dobry!

Jako przedsiębiorca pracowałem po 14–18 godzin dziennie, siedem dni w tygodniu, budując swoją firmę. Prawie sikałem w gacie ze strachu na myśl o tym, że mogę nie dać rady zapewnić mojej rodzinie dobrego, bezpiecznego miejsca do życia i nie zagwarantować dzieciom najlepszej edukacji. Ich matka czasem prosiła mnie, żebym przeznaczył choć jeden dzień w miesiącu dla rodziny. Odmawiałem jej częściej, niż się zgadzałem. Teraz wiem, że robiłem to ze strachu, że inaczej nie dam im tego, co powinienem. Albo, choć trudno mi to przyznać, że nie wykorzystam w pełni swojego potencjału. Byłem zdecydowanie skupiony na ich fizycznym dobrobycie. Traktowałem obowiązki ojca jak zawieszony u mojej szyi kamień młyński, który sprawiał, że nie mogę osiągnąć „prawdziwego celu“.

[rek]

Kiedy jechaliśmy na wakacje, często znikałem, przesypiając większą część dnia lub czytając. Pamiętam wycieczkę w góry. Mój dwunastoletni wówczas syn, Marek, chciał wybrać się na ryby. Wziąłem go więc nad jedną ze ślicznych rzek w okolicy i czytałem, kiedy on sam uczył się, jak zamocować przynętę i zarzucić wędkę. Ciągle widzę jego spojrzenie pełne zawodu i przygnębienia i czuję, że straciłem istotny moment na stworzenie więzi z jedynym synem. Moment nawiązania delikatnej relacji mentorskiej, której chłopcy tak bardzo potrzebują, a której ja nie zapewniałem. Był to jeden z wielu straconych momentów, ale tak zapadł mi w pamięć, że opisując go, mam łzy w oczach. Nigdy nie dręczyłem moich dzieci fizycznie, spełniałem wszystkie ich fizyczne i edukacyjne potrzeby, nawet czytałem im przed snem. Ciągle jednak zazdrościłem innym ojcom, którzy jakoś byli w stanie spędzić z dziećmi więcej czasu i zobaczyć zachwyt i satysfakcję w ich oczach, kiedy nawiązywała się między nimi więź.

Nie byłem złym ojcem, ale nie byłem też ojcem świetnym.

Nigdy nie jest za późno

Po kolejnych 12 latach obchodzimy 24. urodziny mojego syna. Urodził się na dzień przed Dniem Ojca. Bliskość tych dwóch ważnych dat nie wydaje mi się przypadkowa. Teraz moje dzieci są już dorosłe. Weszli z powodzeniem do świata odpowiedzialności za siebie i są naprawdę świetnymi ludźmi (niezależnie od wrodzonych skłonności). O wiele bardziej są sobą niż przedłużeniem mnie (chwała Bogu!) i jestem ogromnie dumny z tego, jak oboje potrafią kochać i współczuć. Czy rodzic, a zwłaszcza – ojciec, może chcieć więcej? Przecież w Dniu Ojca chodzi właśnie o to, by czuć się dumnym ze swych dzieci, a nie o żadne szczególne przysługi, które im wyświadczyłem. Nie chodzi o mnie – nigdy nie chodziło.

[rekmob2]

Dzięki radykalnemu wyborowi, którego dokonałem pięć lat temu, zupełnie zmieniłem się jako człowiek. Nie jestem już więcej tym samotnym, pędzącym facetem, skupionym wyłącznie na sobie. Teraz moja więź z córką i synem jest głębsza niż kiedykolwiek. Mogę być ich nauczycielem, gotowym, by podzielić się wiedzą i doświadczeniem, zdobytymi metodą prób i błędów. Ale tylko wtedy, gdy tego potrzebują i zechcą wysłuchać. Przez tych kilka ostatnich lat byłem wreszcie ojcem, jakiego zawsze potrzebowali i na którego zawsze zasługiwali.

Mój ojciec nie był potworem (niezależnie od tego, że jako dziecko strasznie się go bałem). Był po prostu produktem swoich czasów, który żył i działał w zgodzie ze swoimi przekonaniami, nawet w najtrudniejszych warunkach. Ale tak to właśnie działa, prawda? Każde pokolenie rozumie więcej, zaczyna rozumieć, że niektóre rzeczy są złe. Bez cienia wątpliwości, mój syn będzie znacznie lepszym ojcem, niż ja kiedykolwiek byłem. I jego syn, i tak dalej… Jestem o tym przekonany.

Dobra wiadomość jest taka, że nie musimy na to czekać. Jakiekolwiek rodzicielskie grzechy popełniliśmy w przeszłości, możemy zdecydować, że od teraz, od tej chwili, staniemy się świetnymi ojcami. A przynajmniej lepszymi. Dla mnie oznacza to po prostu bycie dla moich dzieci, pozwolenie im na skorzystanie z moich spostrzeżeń i umożliwienie rozkwitania po swojemu. Konieczna jest bezwarunkowa miłość, bez ograniczeń i osądów. Cieszmysię z ich wyjątkowości. I bądźmy z nimi, w pełni i całkowicie, kiedy tego potrzebują.

[rekmob1]

Ostatnio przeczytałem historię o żołnierzu Marines, wysłanym do Iraku w 2005 roku. Jego syn, Sebastian, był jeszcze małym dzieckiem. Po powrocie ojca Sebastian nie poznał go i, naturalnie, bał się go. Jak wielu powracających z wojny weteranów, ojciec z trudem przystosowywał się do życia cywila. Ostatecznie rozwiódł się i przez jakiś czas był nawet bezdomny. Nie mógł być wtedy ojcem, którego chłopiec potrzebował.

Teraz ma dom, w którym dzieci regularnie go odwiedzają. Zapytany, co to znaczy być ojcem, Sebastian przypomniał plakat na ścianie w jego szkole, na którym napisane było:

Bóg wziął spokój góry, ciepło słońca i mnóstwo innych rzeczy, połączył je i tak stworzył tatę.

Czy zna ktoś lepszą definicję dobrego ojca? Takiego, którym wszyscy nie do końca doskonali ojcowie możemy się stać teraz, właśnie w tej chwili i już nigdy nie patrzeć w przeszłość?

Marcin Polak