Jesteś zwycięzcą czy przegranym?

Często wielkie młodzieńcze plany na życie rzeczywistość zmienia w żmudne, pełne rutynowego wysiłku i drobnych efektów lata ciężkiej pracy. Przestajesz dostrzegać w sobie tę iskrę, tracisz właściwą perspektywę i coraz trudniej ci o poczucie spełnienia. Czy dziś, mierząc się z podsumowaniami pierwszej połowy życia czujesz się bardziej z tarczą czy na tarczy?

[powiazane]Dorastając, byłem zwycięzcą. Widziałem jasne cele, które osiągałem: dobre oceny, wygrane mecze, dobra szkoła średnia i studia, umawianie się z dziewczynami, które w przyszłości miały zostać lekarkami, otrzymanie upragnionej pracy. Wszystko to zwiększyło moje poczucie własnej wartości.

Skończyłem studia, zdobyłem świetną pracę, chociaż umawiałem się już częściej z prawniczkami, nie lekarkami. W którymś momencie zacząłem się jednak zastanawiać, czy naprawdę jestem zwycięzcą. Nie zdobyłem nagrody Nobla ani nawet Pulitzera. Ba, nie opublikowałem nawet jednej książki. Żyłem zdobywając nagrody i osiągając cele. Poprzeczka była wysoko. Ale czy naprawdę zwyciężałem?

[article_adv]Wychowałem się w przekonaniu, że sukcesu nigdy dosyć. Nie byłem nigdy wystarczająco wysportowany ani wystarczająco bogaty, ani, z upływem czasu - wystarczająco młody. Poszedłem na studia, które nie sprawiały mi przyjemności (prawo) i w końcu musiałem zmienić ścieżkę kariery. Oczywiście, podróżowałem po świecie, dostałem się do kilku stowarzyszeń, zdobyłem parę nagród, miałem kilka publikacji... Ale ciągle widziałem swoją szklankę do połowy pustą.

Ale ostatnio, wylewając skargi przy piwie z przyjacielem, wspomniałem, że tak naprawdę czuję, że mam szczęście. Przyjaciel zatrzymał mnie.

- Powiedz to jeszcze raz - poprosił.
- Mam szczęście.

Dotarło do mnie, że odpowiedni ludzie pojawiali się w moim życiu w odpowiednich momentach. Współpracownik, który przyszedł z pomocą. Kolega-prawnik, który sprawdził kontrowersyjne pismo. Przyjaciel, który polecił mnie w dużej firmie. Klienci pojawiający się znikąd. Ludzie bliscy, wspierający mnie i poświęcający mi mnóstwo czasu...

Stworzyłem sobie listę "szczęśliwego Bartka". Najprostsze i najbanalniejsze rzeczy okazały się zupełnie cudowne. Kiedy zacząłem zwracać uwagę na te małe cuda, znów poczułem się zwycięzcą.

Bartek Kulesza