Sebastian Kawa. Z szybowca widać więcej

Dlaczego tak bardzo lubimy mieszkać i pracować na piętrze? Dlaczego wspinamy się na pagórki i skaliste szczyty a nie pilnowane dzieci wspinają się na drzewa i dachy? Dlaczego zdobywamy góry? Po co ten ogromny wysiłek? Po to aby pokonać siebie i pochwalić się osiągnięciem, a może dla tych kilku chwil nieskończonego widoku? Sebastian Kawa

[powiazane]Na ziemi ciągle coś nas ogranicza i przesłania horyzont: ściany mieszkania, płot, mury ulicy, drzewa, wzniesienia terenu. Naturalną jest więc chęć spojrzenia dalej, za przeszkodę. Jest w tym chyba atawistyczny odruch, który pozwalał widzieć zbliżające się zagrożenie, ale również wrodzona ludziom ciekawość, chęć odkrycia czegoś nowego, uporządkowania wyobrażenia o otaczającej przestrzeni.

[rekmob1]

Są społeczeństwa, w których piętrowe domy pojawiły się niedawno i dla nich mieszkanie nad innymi jest symbolem dominacji a mieszkanie pod spodem hańbiące. Nam już to spowszedniało i czasem wolimy mieszkać na dole, bo nie trzeba jeździć windą. Za to chętnie wychodzimy na otwartą przestrzeń, wdrapujemy się na drzewo wchodzimy na kościelną wieżę, a gdy już tam wejdziemy, chcielibyśmy poszybować, jak Jan Wnęk – pierwszy, który latał, a nie spadał...

Choć możliwość wstąpienia na niebieskie podwórko była odwiecznym marzeniem człowieka, zaczął on tam nieśmiało zaglądać zaledwie od minionego wieku. Należę do szczęśliwców, którym jest to dane. Latam na szybowcach i samolotach, preferując oczywiście szlachetną formę lotu bez silnika, korzystając na wzór ptaków z ruchów powietrza.

Latanie szybowcem w górach
Żarząca się jesienią buków Góra Żar. fot. Sebastian Kawa

Jako małe dziecko mieszkałem z rodzicami na Śląsku, szarym, zadymionym. Mój tato latał już wtedy samolotami i szybowcami. Było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, jak sprawnie poruszaliśmy się samochodem po chaotycznej plątaninie miasteczek, kopalń, lasów w miejscach, gdzie nigdy wcześniej nie byliśmy. Okazało się, że to zapamiętane widoki z góry pozwalały ojcu na tak sprawną nawigację. Latając na szybowcach mamy niezwykłą okazję oglądania różnych zakątków świata, także tych niedostępnych lub zbyt odległych dla podróżujących po ziemi. Ogromne połacie puszczy, bagna, pustkowia, niedostępne lodowce, długie łańcuchy rozgrzanych słońcem skalistych gór - to wszystko bywa w naszym zasięgu, bez zużycia grama paliwa. Można tam oczywiście polecieć też hałaśliwym śmigłowcem, na krótko, na tyle, ile starczy paliwa, ale to już nie to.

[rek]

Szybowce nie mają własnego napędu, są naszymi skrzydłami, a motorem są prądy wznoszące. Paliwem dla nich jest słońce, wiatr i ruch obrotowy Ziemi, które zamieniają powietrze w pełne energii, kipiące środowisko. By rozpocząć lot, trzeba jedynie rozpędzić szybowiec, zepchnąć ze szczytu góry, wyciągnąć na lince niczym latawiec. Można go podciągnąć samolotem do prądu wznoszącego w pobliżu lotniska. Potem pilot skazany jest już na siły natury, swoje umiejętności i wiedzę.

Latanie szybowcem w górach
Lodowiec GLacier Blanc w masywie Ecrins. fot. Sebastian Kawa

Prądów wstępujących i wiatrów nie widać, więc trzeba sporo doświadczenia by je odnaleźć i wykorzystać. Ptaki już się z tym rodzą. W ciągu życia tylko to doskonalą, zadziwiając zdolnością wykorzystania najmniejszych podmuchów a nawet różnicy w prędkości wiatru na różnych wysokościach. Ptaki szybujące po poderwaniu się z ziemi już na wysokości kilkudziesięciu metrów „wyłączają napęd”. Przestają machać skrzydłami i dają się porwać bąblom ciepłego powietrza ku chmurom. Latają na tej samej zasadzie co my, ale szybownik musi się uczyć około 10 lat, aby dojść do mistrzowskiego poziomu. Zarówno one, jak i najdoskonalszy szybowiec, ciągle ślizgają się w dół, niczym saneczki po zboczu, więc by dłużej pozostać w powietrzu i polecieć dalej, trzeba znaleźć podmuch w górę, silniejszy, niż opadanie szybowca. Tam należy nabrać wysokości.

Energia takich prądów najczęściej pochodzi od ciepła słonecznego. Występuje w postaci strumieni nagrzanego powietrza nazywanych kominami . Podobnie, jak w gotującej się wodzie, gdzie gorące dno oddaje ciepło dolnej warstwie płynu, tak samo w atmosferze nagrzana słońcem ziemia oddaje ciepło dolnym warstwom powietrza. Ciepłe powietrze rozszerza się, staje się lżejsze wobec otaczającego. Powstają ciepłe bąble wypierane do góry niczym balon braci Montgoflier wypełniony gorącym dymem z ogniska. Gdy taki prąd wyniesie wilgoć na odpowiednią wysokość, powstaje kłębiasta chmura cumulus, gdy chmura piętrzy się jeszcze wyżej, wytrąci się tak dużo kropel wilgoci, że zaczyna padać deszcz.

[rekmob2]

Prądy wznoszące powoduje też wiatr, bo pokonując góry jest odchylany ku niebu. Umożliwia to wnoszenie się bezpośrednio przy górskim zboczu i nieco ponad szczytem. Jeśli jednak wieje bardzo mocno, około 70 – 130km/h, powstaje bardzo interesujące dla szybownika zjawisko. Tak, jak za kamieniem w wartkim strumieniu, tak w powietrzu przepływającym nad górami powstają fale, które mogą ciągnąć się setki kilometrów po zawietrznej gór. Skala tego zjawiska jest ogromna, szczyty takich fal oddalone są od siebie około 20 kilometrów, a fala ciągnie się wzdłuż całego łańcucha setki a nawet tysiące kilometrów. To, gdzie się fala kończy, zależy już tylko od granicy układów barycznych zasilających wiatr i długości przeszkody. Ośrodki baryczne z łatwością mogą mieć wielkość kontynentu i w szerokim paśmie zapewniają odpowiedni wiatr. Nic więc dziwnego, że fala stanowi rozległą arenę do podniebnych harców.

Latanie szybowcem w górach
Dowód, że na pustyni kalahari też pada deszcz, ale podlewa ją tylko lokalnie. Tuż obok burze wywołują pożary. fot. Sebastian Kawa

Szybownicy wykorzystują falę podobnie jak surferzy. Jej wznosząca się część unosi szybowiec i można się po niej ślizgać z ogromną prędkością. Szybowiec zwykle nabiera wysokości w prądach wznoszących - tankuje energię – a potem szybuje w dal poszukując następnego noszenia. Na fali pokonuje setki kilometrów ślizgając się wzdłuż jej krawędzi, bardzo wysoko i bardzo szybko. Na falach przeleciano już 3008 km w ciągu jednego dnia, pokonano zamknięta trasę 500 km z prędkością ponad 300km/h a Steve Fossett latał już 15.5 km nad ziemią, czyli na wysokości niedostępnej nawet dla gigantycznych samolotów pasażerskich.

Prądy powietrzne mogłyby szybowiec unieść wyżej, ale trzeba do tego zbudować specjalny szybowiec z ciśnieniową kabiną, bo przy ciśnieniu jakie panuje na tej wysokości oddychanie nawet czystym tlenem nie wystarcza, by w odpowiednim stopniu wysycić nim krew.

[rekmob1]

Fala jest długotrwałym i stabilnym zjawiskiem. Gdy wieje, nieraz utrzymuje się przez trzy dni non stop, więc można by latać całą dobę. Choć w locie na dużych wysokościach trzeba wspomagać oddychanie tlenem, a na zewnątrz temperatura może osiągnąć minus 56 stopni Celsjusza, w łupince współczesnego szybowca jest przytulnie, bo przeszklona kabina nagrzewana jest przez słońce jak szklarnia. Do czasu. W niektórych miejscach na świecie zezwala się na szybowcowe loty w nocy i wtedy temperatura w kabinie jest taka sama jak na zewnątrz. Ale i nawet bez tego fala pozwala na bardzo długie loty, w których już legalnie startuje się pół godziny przed świtem i ląduje po zachodzie, co pozwala pokonać gigantyczne odległości. Po takim locie zimno, niedotlenienie, przeciążenia powodują, że pilot jest wyczerpany. Nie zawsze mamy jednak do dyspozycji tak wiele energii, nie zawsze warunki do latania są tak doskonałe.

Latanie szybowcem w górach
Gdy można zobaczyć z bliska, jak powstaje chmura soczewkowata zjawisko fali orograficznej jest staje się jasne. fot. Sebastian Kawa

Współczesne konstrukcje szybowców to bardzo wydajne maszyny, gdzie każdy szczegół kształtu jest precyzyjnie wymodelowany dla zminimalizowania oporów. W dobie kryzysu energetycznego samoloty komunikacyjne stają się do nich podobne z nieskazitelną linią smukłych skrzydeł. Dłuższe skrzydła pozwalają szybować przy niewielkim opadaniu tak, jakby sunąć saneczkami pod bardzo niewielkim spadku. Tylko dużo szybciej, bo około 130 km/h. Najlepsze konstrukcje mogą się ślizgać na odległość 60-70 km z jednego km wysokości. Trudno to zmierzyć, a często miejsca, do którego lecimy, nie widać nawet w bardzo przejrzystym powietrzu. Z Giewontu dolecielibyśmy do Katowic, a gdy po drodze jesteśmy w stanie znów nabrać wysokości, odległość limituje tylko nadchodzący wieczór.

[rek]

Podczas pogodnego dnia jesteśmy w stanie przelecieć spacerkiem taki kraj jak np. Słowacja. Byłoby to trudne do wykonania innym środkiem transportu, nie mówiąc już o doznaniach i widokach, które stają się udziałem lecących. Dla uczestników Rajdu Paryż-Dakar przebazowanie z Argentyny do Chile było niczym przeprawa Hannibala przez Alpy. Ja w tym czasie przygotowywałem się tam do mistrzostw świata. W jedno popołudnie, skacząc z użyciem szybowca przez gigantyczne skalne grzbiety, przeleciałem do Argentyny. Potem, ku zazdrości himalaistów, w kilka chwil wspiąłem się przy pionowej ścianie nad szczyt Aconcagua i stąd mknąc z korzystnym wiatrem ponad 300 km/h wróciłem do Santiago, aby z innymi zawodnikami zasiąść do wigilijnego stołu. Nie było to oczywiście takie proste ani bezpieczne, lecz obrazuje, jak wiele można dokonać, choć nie ma się silnika i nie można „dodać gazu”.

Latanie szybowcem w górach
Niezwykła mapa Beskidów Polskich i Czeskich widziana w locie na fali. fot. Sebastian Kawa

Lot odsłania horyzonty nieosiągalne z „żabiej perspektywy”. Lecąc niezbyt wysoko jesteśmy w stanie dostrzec wiele szczegółów odmiennych niż przy obserwacji poziomej: piękno pejzażu, układów architektonicznych, niesamowitą kolorystykę roślinności, ale też wysypisko śmieci odcinające się jak liszaj na pięknym kobiercu ziemi, uprawy maku wewnątrz łanu zboża, czy wagarowiczów w nadbrzeżnych łozach.

Z kolei lot na większej wysokości pozwala na uogólnienia, postrzeganie syntetyczne. Choć granice państw - z wyjątkiem tych z zasiekami i pasami zaoranej ziemi - są z powietrza niewidoczne, już po charakterze upraw, wielkości pól, stanie dróg, lub sposobach wycinania drzew w lasach, możemy zorientować się o przynależności danego obszaru. Rzucają się też w oczy różnice w planowaniu i gospodarce przestrzennej. Z powietrza widać historię. Lecąc z Polski na zachód lub południe zauważymy, że za naszą granicą osady są bardziej zwarte i uporządkowane, posadowione zwykle według jakiegoś planu, a u nas domy rozrzucone są wszędzie. Inaczej wyglądają też pola, które na południu kraju przypominają patchwork poskładany z trzymetrowych paseczków. Rozdrobnienie, które teraz skutkuje porzucaniem tych skrawków na nieużytki. Na wschód nie możemy jeszcze latać i tamtejsze porównania może byłyby dla nas trochę lepsze.

[rekmob2]

Doczekaliśmy się zjednoczenia Europy. Sztucznie podsycana wrogość odchodzi w przeszłość i możemy korzystać ze wspólnej przestrzeni. Piloci szybowcowi byli jednymi z pierwszych, którzy z tego skorzystali. Po otwarciu granic rajem jest pogranicze Polski, Czech i Słowacji, gdzie latało się już wcześniej respektując granice, ale dopiero razem Beskidy, Tatra, Fatra i Matra, tworzą rozległą arenę z bajecznymi pejzażami i całą różnorodnością noszeń. Powstał cykl wiosennych zawodów szybowcowych, przyciągających największą na świecie liczbę pilotów, które korzystają z tego rejonu.

Latanie szybowcem w górach
Pasiasta formacja w Chile, to przystanek przed najwyższą górą obu Ameryk. fot. Sebastian Kawa

Gdy wraca się z obcych lotnisk, łatwo zauważyć, w jak niezwykle zielonym kraju mieszkamy. Często tam, gdzie lata się na szybowcach, zieleń jest spalona na wiór przez słońce, albo zastępują ją piach i skały. Nawet w Nowej Zelandii, którą nazywa się czasem wyspami zielonymi, jej serce ze znaną w całym szybowcowym świecie Omaramą jest wysuszoną brązową krainą. Tam warunki do latania na szybowcach są idealne. Ale Nowa Zelandia to przede wszystkim fala. Potężne wiatry uderzają od zachodu w jej góry i przeskakują nad nimi podobnie, jak wartki prąd rzeki nad dennymi kamieniami. Te wiatry kształtują południową wyspę. Uderzając w nią od zachodu wspinają się po barierze gór powodując ulewy i obfite opady śniegu. Dziesięciokrotnie obfitsze od średniej opadów w Polsce centralnej. Nadmiar wody zmienia ten obszar w bezludną krainę fiordów, oraz spływających do morza lodowców, którą odwiedzają tylko turyści na statkach. Środek Wyspy Południowej jest otoczony wysokimi górami, na których zatrzymuje się napływająca wilgoć. Na tym płaskowyżu nie ma obfitych opadów, ale przepływają przez niego potężne rzeki, a dna doliny wypełniają wielkie jeziora rynnowe.

Latanie szybowcem w górach
Tę górę górnicy rozebrali od środka... fot. Sebastian Kawa

Z powodu dogodnych warunków do latania i walorów widokowych Omarama stała się niezwykle popularna wśród szybowników, którzy w swych delikatnych cacuszkach mogą surfować setki kilometrów ponad dzikimi górami, w których nie ma ludzkich osad. W locie takim można osłupieć podziwiając widoki nieba, brylantową biel lodowców i szmaragdowe lustra jezior w których przeglądają się majestatyczne, ciemne, skalne kolosy. Na fali szybowcem można nawet przeskoczyć niewielką cieśninę pomiędzy wyspami.

Latanie szybowcem w górach
Patchwork z drobnych paseczków pól - typowy obraz dla byłej Galicji. fot. Sebastian Kawa

Południowa Francja, pachnąca ziołami Prowansja, to kolejny cel podróży dla wielu turystów i szybowników. Kraina ta jest także rajem chronionym przed wiatrami: z północy przez Alpy Wysokie, a od wilgoci Morza Liguryjskiego przez niższe pasmo wapiennych Alp Śródziemnomorskich. Też jest sucha, bo choć czasem docierają tu znad szczytów gigantyczne burze, woda szybko spływa rzekami i wnika w wapienny grunt. Bywało, że przez kilka miesięcy życie trwało tu jedynie dzięki wodzie płynącej pod ziemią z górskich lodowców. Suchy klimat tej pachnącej żywicą i ziołami krainy to wymarzone miejsce wypoczynku dla wielu osób. Turystów zachwycają malownicze góry, fiołkowe pola lawendy, pięknie zachowane perełki starych kamiennych budowli. Szybownicy rozkoszują się doskonałymi warunkami w wysokich górach, w których od wielu już lat nie ma granic i przestrzeń jest wolna. W tych lotach niejednokrotnie natkną się na porzucone kamienne budowle, sterczące w lasach ruinami, czy odcinające się w nieregularności przyrody trójkątami bastionów. Widać okopy, zamki i umocnienia, których nikt już nie użytkuje a niewielu odwiedza.

W Alpach charakterystyczne są pasterskie domki z kamienia, czasem kwadratowe, czasem okrągłe, które pasterze budowali, by chronić się przed burzami. We wschodniej części Alp, te słoweńskie, budowane są z płaskich, łuszczących się wapiennych płytek, bez jakiejkolwiek zaprawy. Swoją wytrzymałość zyskują tylko jeśli są całe, dzięki pełnym łukom konstrukcji. Z Prowansji można polecieć do Włoch, gdzie wpada się na dużo niższe piętro w wilgotniejszym i bardziej stabilnym powietrzu. Nie ma przeszkód, by w jednym locie odwiedzić jeszcze Szwajcarskie Sammedan, Dolomity z niezliczonymi ośrodkami narciarskimi i Alpy Julijskie w Słowenii.

Latanie szybowcem w górach
Rozległe doliny na Słowacji podczas zawodów szybowcowych. fot. Sebastian Kawa

W swojej karierze szybownika miałem również okazję podziwiać krajobrazy Ameryki Południowej przy okazji wyścigów szybowcowych. Andy w Chile, z którymi przed rokiem przyszło mi się zmierzyć podczas mistrzostw świata, swoim rozmiarem przewyższają wszystkie inne góry w których do te pory latałem. Są niezwykłe. Dziesięciokrotnie wyższe od Beskidów otaczających lotnisko na Żarze. Skaliste, suche, niezwykle kolorowe. Królują nad pokrytym smogiem Santiago. Lotnisko, na którym rozgrywały się wyścigi, położone jest w centrum miasta, którego szklane wieżowce przywodzą na myśl pocztówki z Manhattanu. Stąd lata się po nawietrznej stronie gór kilkaset kilometrów na północ i południe wykorzystując warstwę gorącego, turbulentnego powietrza, wznoszącego w górę przy skalnych ścianach. Te rozległe góry są niezwykle puste. Jedynie gdzieniegdzie można spotkać górników, którzy zgodnie ze swoją nazwą i pierwotnym sposobem pozyskiwania skarbów od szczytów rozbierają góry kryjące we wnętrzu pokłady miedzi.

Latanie szybowcem w górach
fot. Sebastian Kawa

W górach przez pół roku nie można liczyć na opady deszczu. Jedynie podnóża tych kolosów porastają suche trawy i imponujące kaktusy. Natomiast doliny rzek w tym czasie zasilane są przez topniejące lodowce, zapewniając obfitość wody w oazach zieleni pomiędzy niedostępnymi ścianami pustkowia. Brązowy, czerwony, żółty, czasem zielonkawy kolor skał oraz biel ogromnych złogów, pochodzi od bogactw minerałów, które za przyczynkiem naszego rodaka Ignacego Domeyki stały się źródłem prosperity kraju. W północnej części Chile króluje najsuchsza kraina na Ziemi: Pustynia Atakama. Odgrodzona od wilgoci przez pasmo Andów i omywana przez zimne prądy morskie, wytworzyła znów niezwykle kolorowe i fantazyjne krajobrazy, które setki, a może tysiące lat nie widziały deszczu. Pustynia ta jest także źródłem bogactw naturalnych kraju.

[rek]

Moim marzeniem od lat była wyprawa do Patagonii. Podobnie, jak w Chile, można tam latać szybowcem nad skałami Andów, ale nas ekscytuje obszar pampy po ich zawietrznej, wschodniej stronie, gdzie króluje gigantyczna fala tworzona przez silne wiatry znad Pacyfiku. Tu wykonuje się najdłuższe przeloty szybowcowe i osiąga się największe prędkości lotu. Niemal cała tabela rekordów zapełniona jest lotami z Patagonii. Przez wiele lat wyprawa, w której można by było zasmakować lotu na Argentyńskiej fali, była poza zasięgiem naszych możliwości. Wreszcie w 2010 roku dołączyłem na trzy tygodnie do wyprawy organizowanej przez francuskich pilotów. Miał to być tylko rekonesans, a udało się zapisać znaczące wyniki w polskiej tabeli najlepszych wyników. Lataliśmy na granicy dwóch krajobrazów kształtowanych przez wiatr: wilgotnych lasów w głębi gór i suchej Pampy.

Ta ostra granica powodowana jest zjawiskiem fenowym, w którym niewyobrażalna ilość wody wytrąca się z powietrza przy unoszeniu nad górskimi szczytami a następnie powietrze jest sprężane i ogrzewane, gdy opada po stronie zawietrznej. Ponieważ pasmo jest wysokie i szczelne, granica stref klimatycznych jest bardzo widoczna. Jadąc w głąb gór dosłownie w ciągu kilometra przenosimy się z suchej łąki w potężny las ze zwisającymi z gałęzi brodami mchów. Mieszkaliśmy w mieście, gdzie w czasie potężnego wiatru lał ulewny deszcz bijąc kroplami wielkości czereśni, ale wystarczyło pojechać kilka kilometrów z wiatrem, na pampę a nad położonym tam lotniskiem niebo było już bezchmurne i z nieba spadały już tylko wodne drobinki, które nie zdążyły spaść wcześniej.

Latanie szybowcem w górach
fot. Sebastian Kawa

Lato 2012 przyniosło wyjazd do Teksasu, gdzie startując w rekordowym, nienotowanym od 100 lat upale i w kurzu zawodnicy mogli podziwiać mozaiki pól naftowych. A już pół roku później w Argentynie mogliśmy się przekonać, jak dużą zmianę powoduje zjawisko El Ninio. Zwykle suche równiny tym razem zamieniły się w szachownicę setek stawów.

Z szybowca widać wiele. Zasięg, bezszelestny lot, w którym nie dotyka się chronionych zboczy. Długotrwałość limitowana światłem słońca oraz wiatrem, pozwala w sposób wyjątkowy poznawać niedostępne krainy, zwłaszcza ich topografię i przyrodę. Podczas powietrznych zwiadów łatwo można zlokalizować co ciekawsze miejsca, a także interesujące wytwory rąk ludzkich - co zachęca do odwiedzania takich zakątków pieszo, gdy nie można latać. Lecąc dużym samolotem jesteśmy odizolowani od krajobrazu na zewnątrz wąskim iluminatorem, przez który widać tylko wycinek przestrzeni. Nie można w jakimś miejscu zostać dłużej, a przez większość lotu ziemia jest daleko. Pozostajemy nieświadomi sił i piękna zjawisk rządzących w tym oceanie. To sprawia, że pasażerowie szybko się nudzą widokami.

[gallery_bare]95[/gallery_bare]

W szybowcu jest inaczej…

Sebastian Kawa
szybowanie.pl